Osoba, osobowość i pogląd ucieleśniający - sakkaya, sakkayaditthi - te pojęcia o fundamentalnym znaczeniu, są objaśniane tutaj od strony praktyki. Z kolei idea przytomności - awareness - jest odpowiednią ilustracją tego jak powinno się podchodzić do praktyki sugerowanej przez Sutty M 131 -134. Nibbana jest bliżej nas niż byśmy przypuszczali, oddziela nas od niej właśnie pogląd na osobowość i nasz brak gotowości by umrzeć dla przeszłości i przyszłości, w ten sposób doświadczając niezmiennego Teraz.
Zobacz także:
Nisargadatta Maharaj o osobie
Nanavira Thera o osobie
Ważnym jest by wciąż przypominać sobie, że rozpoznajemy naturalny stan bezczasowości, ponieważ doświadczenie jest zawsze teraz, tutaj i teraz. Kiedykolwiek myślisz, że doświadczasz rzeczy w przeszłości i antycypujesz możliwości w przyszłości, wszystko to – wspomnienia przeszłości i antycypacja przyszłości – wydarza się teraz. I tak mamy to złudzenie czasu ponieważ, w zwykłym świecie czas jest naszą rzeczywistością. Nasza wiara w czas jest totalna, oddajemy mu się, czas jest naszą rzeczywistością. Celem medytacji jest przypominanie sobie o obecnym. Doświadczenie jest zawsze teraz; jest tutaj i teraz – to co nazywamy pacuppanna-dhamma (rzeczywistość teraz).
Zobacz także:
Nisargadatta Maharaj o osobie
Nanavira Thera o osobie
***
Ważnym jest by wciąż przypominać sobie, że rozpoznajemy naturalny stan bezczasowości, ponieważ doświadczenie jest zawsze teraz, tutaj i teraz. Kiedykolwiek myślisz, że doświadczasz rzeczy w przeszłości i antycypujesz możliwości w przyszłości, wszystko to – wspomnienia przeszłości i antycypacja przyszłości – wydarza się teraz. I tak mamy to złudzenie czasu ponieważ, w zwykłym świecie czas jest naszą rzeczywistością. Nasza wiara w czas jest totalna, oddajemy mu się, czas jest naszą rzeczywistością. Celem medytacji jest przypominanie sobie o obecnym. Doświadczenie jest zawsze teraz; jest tutaj i teraz – to co nazywamy pacuppanna-dhamma (rzeczywistość teraz).
Umysł
wędruje, i zaczynasz myśleć, i wtedy zaczyna planować przyszłość
czy wspominać przeszłość. Przytomność zatem, jest skierowaniem
uwagi na to jak pracuje umysł. Przyszłość jest myślą w umyśle,
obecną teraz, a przeszłość jest pamięcią. Możesz być
przytomny tego, że myślisz, być przytomnym swych myśli. Nie
jesteśmy naszymi myślami; nasze myśli są sztucznymi kreacjami.
Zatem możemy myśleć cokolwiek. Może to być rozsądne albo
totalnie zwariowane czy jakiekolwiek, ale myślenie jest zdolnością
z którą mamy skłonność się utożsamiać, wchodzić z nią w
zażyłość i tak pozwalamy myślom by nas kontrolowały. Dlatego
ustanawiamy się z przekonaniem w obecnym, co jest uważnością, to
sati-sampajańńa, tutaj i teraz.
Na
przykład, możemy użyć czterech postaw: siedzenia, stania,
chodzenia i leżenia. Są to ruchy ciała co ma miejsce cały dzień
jak i w nocy, normalne ruchy. Zatem ciało jest tutaj i teraz.
Oczywiste, że doświadczasz swego ciała teraz i teraz ono siedzi.
Zatem dokonaj teraz refleksji nad doświadczeniem siedzenia. Zacznij
od zauważenia tego, po prostu odczucia i wprowadź do świadomości
ten oczywisty fakt, że mamy tendencję nie zauważania tego, nie
zwracania na to uwagi. A jednak to rzeczywistość obecnego momentu,
ciała. Dla każdego z nas, nasze ciało jest obecne, tutaj i teraz,
niezależnie od stanu w jakim się znajduje. Czy jest zdrowe czy
chore, doświadczające przyjemności czy bólu, jest takie jakie
jest. Zatem przez kilka minut kontempluj tylko to. Sprowadź uwagę
do doświadczenia bycia z siedzącym ciałem.
*
Słowo
„uważność” zwykło wprawiać mnie w zastanowienie. Czym
rzeczywiście jest uważność? I stało się dla mnie jasnym, że to
ta przytomność tutaj i teraz. Mówimy: „Sanditthiko akaliko
ehipassiko opanayiko paccattam veditabbo vińńuhi” gdy
śpiewamy refleksje na temat Dhammy. Sanditthiko oznacza
widoczna tutaj i teraz; akaliko,
oznacza bezczasowość; i ehipassiko,
zachęcającą do dociekania. „Zachęcającą do dociekania” nie
całkiem oddaje ducha ehipassiko.
To „przyjdź i zobacz właśnie teraz”, „przebudź się teraz”.
Ehi jest
słowem Pali na „przyjdź i zobacz”. „Zachęcająca do
dociekania” nie ma tego poczucia pilności by badać Dhammę dla
samego siebie. „Przyjdź i zobacz właśnie teraz” jest trochę
bardziej bezpośrednie.
Zatem
ehipassiko-dhamma:
właśnie teraz badaj Dhammę. Co powinienem wpierw zrobić by
zachęcić do dociekań? Dawanie rad jest z pewnościom dobrą
rzeczą, ale zauważcie, że te refleksje o Dhammie nie są rodzajem
teoretycznego myślenia; są bardziej jak coś widocznego tutaj i
teraz. „Och dobrze, musimy studiować drogę jaką ona jest, to co
jest widoczne tutaj i teraz, możemy o tym mówić” ale „Co jest
widoczne tutaj i teraz w tym momencie?” Akaliko-dhamma:
bezczasowość. Jesteśmy uwarunkowani przez czas. Osobowość, to
wszystko na temat: „Mam swoją pełna historię, pamiętam wstecz
aż do dzieciństwa, więcej niż siedemdziesiąt lat wspomnień”.
Kiedy ludzie zapraszają mnie bym wygłosił mowę, chcą mojego
życiorysu: amerykański mnich – urodzony w Seattle, Washington,
był w armii. „Urodziłem się w Seattle, Washington” - to
wspomnienie, czyż nie? To nie osoba. Widoczne właśnie teraz, co to
jest? Jeżeli powiem „ Urodziłem się w Seattle, Washington,
siedemdziesiąt lat temu”, to wspomnienie. Zatem „widoczne”
jest raczej widzeniem, czym to jest niż byciem pochwyconym przez
pamięć, cechę pamięci. Mam siedemdziesiąt lat. To czas. Kiedy
urodziłem się, gdy byłem młody i teraz gdy jestem stary, czas
jest obecny. To wszystko o czasie, o narodzinach i dorastaniu i
starzeniu się. Dhamma jest widoczna tutaj i teraz, bezczasowa.
„Bezczasowość” jest słowem, ale rzeczywistość bezczasowości,
jedyny możliwy sposób rozpoznania bezczasowości leży w byciu
przytomnym, nie przez analizowanie i proces myślenia. Zatem jest to
ustawianie przytomności w centrum sati.
„Jeżeli
będę ciężko praktykował, w przyszłości może osiągnę
nibbanę”
jest
jeszcze jednym samo-zwodzeniem się, czyż nie? „Jestem kimś
nieoświeconym – jeżeli będę ciężko praktykował może osiągnę
oświecenie w przyszłości”. To kreacja: słowa, koncepty o mnie
jako o osobie, co myślę na swój temat, co powinienem zrobić by
stać się tym a tym. Wszystko to dotyczy czasu i osobowości, nie
Dhammy. Kiedy zostaję pochwycony w osobowość i poczuciu czasu,
zupełnie nie ma w tym sati,
ale osąd, nadzieja, rozpacz – wszystko to powstaje. Zatem sati
jest
bramą do Nieśmiertelności. Dlatego też uczenie się rozpoznawać,
realizować ten naturalny stan bycia, nie jest na temat tego jak stać
się oświeconym w przyszłości. Jest o byciu: byciu światłem dla
samego siebie, byciu przytomnym teraz, rozpoznawaniu a nie próbowaniu
stania się kimś, lecz po prostu tym: poczuciem otwartości,
receptywności, uważności.
*
Bycie
w pozycji świadka czy obserwatora, to wszystko. To nie bycie
krytykiem, nie dokonywanie osądów swego ciała w tym momencie,
zależnie od tego czy jest przyjemnie czy też obecny jest ból,
niezależnie od tego czy siedzi ci się dobrze czy też nie. Okaż
sobie zaufanie jako tylko obserwatorowi. Doświadczenie
siedzenia … zogniskuj uwagę tylko na tym, na fizycznym ciele.
Tutaj i teraz jest właśnie jak to. I tak wnosisz do świadomości
ciało jako doświadczenie. Możemy siedzieć tu cały ranek i myśleć
o różnych rzeczach; możemy planować przyszłość czy wspominać
przeszłość. Możemy podróżować po całym świecie siedząc
tutaj, w tej sali medytacyjnej. Mogę udać się do Tajlandii czy
Australii w parę sekund – ale to nie po to tu jesteśmy, nie by
podróżować ale by być tu obecnym.
*
Zatem,
używając oddychania, normalnego oddychania, nie próbuj niczego
kontrolować. To nie tak, że musisz oddychać w pewien specjalny
sposób, bądź kontrolować swój oddech – a tylko być przytomnym
tego jak go doświadczasz. Po prostu pozwól mu być w taki sposób i
użyj tego, tylko wdech, tylko wydech, powstawanie, zanik …
ponieważ to dzieje się właśnie teraz. Jest to właśnie takie,
naturalne, to sama natura. Jest to takim jakim to jest. A ty jesteś
tego świadkiem, poznając, jesteś na pozycji Buddho,
poznającego, świadka.
W
tajskiej leśnej tradycji używają bardzo często mantry Buddho,
co jest imieniem Buddy – Przebudzonego Poznawania. To świadome
poznawanie. Kiedy przyjmowaliśmy schronienie uprzedniego wieczoru,
przyjmowaliśmy schronienie w Buddzie. Zatem teraz jesteście na
pozycji świadka, wiedzącego. To Buddho, widzenie
rzeczy jakimi są, a oddech jest jak to. Kiedy mówię, że oddech
jest jak to, to myśl, ale ona również wskazuje, pomaga pamiętać
ci byś był z oddechem. To nie krytycyzm czy analiza czy wędrująca
myśl. To nie myślenie o oddychaniu; mówię tylko byś był z
oddechem, zauważył oddech. Buddho pomaga ci zogniskować
uwagę i pamiętać być do tego używał oddechu … i zaczął
rozpoznawać obecność przytomności.
*
Jeżeli
wyjdę z tego – mnie, Ajahna Sumedo, próbującego medytacji –
wpadnę z powrotem w personalny scenariusz. To nie jest Dhammą, to
nie jest naturalne. To kreacja, sztuczność, konwencja. Imię „Ajahn
Sumedho” jest konwencją i „moja praktyka medytacji” jest
jeszcze jednym, konwencjonalnym sposobem myślenia. Pochodzi to z
myślenia: „Jestem kimś kto musi praktykować Dhammę”. Tutaj
rozpoczynamy z centrum bycia teraz, po prostu uczymy się rozpoznania
naturalnego stanu bycia, zanim stworzyłeś siebie samego.
I
tak, używamy oddechu i ciała, które są zwykłymi naturalnymi
warunkami doświadczanymi przez ciebie. Właśnie dlatego bycie
przytomnym swego ciała jest bardzo ugruntowującym doświadczeniem,
jeśli mamy skłonności do gubienia się i bycia pochwyconym przez
własne myślenie. Nasza kultura, nasze społeczeństwo ma tendencje
do bycia cerebralnym, dając się pochwycić naszym ideom i myślom.
Zatem możemy żyć przez większość czasu w totalnie sztucznym
środowisku, środowisku które sami stworzyliśmy, stwarzając
poczucie siebie samego, tego o czym myślę, mojej przeszłości i
przyszłości, moich uzdolnień i niemożności. Wszystko to twory
sztuczne kreacje, które ludzkie istoty dodają do obecnego momentu.
Zatem rozpoznajesz przytomność, realizując zwykłą prostotę
przytomności - nie tworzysz jej, nie jest to nic w co musiałbyś
wierzyć czy uchwycić się tego - lecz po prostu rozpoznać ją. To
proste, bardzo proste. Bardzo naturalne.
*
Nie
urodziliśmy się z myśleniem, prawda? Kiedy dziecko się rodzi jest
świadome – doświadcza świadomości w obrębie odseparowanej
formy, ludzkiej formy, ciała niemowlaka. Ale nie ma ono koncepcji
samego siebie. Nie wyobraża ono siebie jako będącego chłopcem czy
dziewczynką. Później mówimy „jesteś chłopcem” czy „jesteś
dziewczynką” i dalej mówimy o rasie, narodowości, grupie
etnicznej. Nie rodzisz się z myśleniem, „Och, jestem Anglikiem”.
Powiedziano ci, że jesteś Anglikiem dopiero potem. To wskazuje na
konwencje które sztucznie tworzymy i wbudowujemy w fenomenalne
doświadczenie ciała i świadomości. Język jest sztuczną rzeczą.
Świadomość jest naturalna – nie stworzyliśmy jej. Ludzie jej
nie stworzyli. I ciało jest naturalnym warunkiem, jak drzewa i
kwiaty, ptaki i pszczoły. Wszystko to jest naturalnym stanem
doświadczanej przez nas rzeczywistości. I wtedy my – w naszych
ludzkich warunkach – tworzymy w tym poczucie jaźni: „Jestem, to
moje ciało, to należy do mnie, jestem mężczyzną, jestem
Amerykaninem, jestem mnichem buddyjskim, jestem Ajhanem Sumedho,
jestem dobrym mnichem czy złym mnichem”.
Po
prostu wskazuję na sztuczność – stworzonych przez ludzi
konwencji – z którymi silnie się identyfikujemy. Zatem kiedy
wracamy do oddechu, używając go jako obiektu dla zogniskowania
uwagi, nie tworzymy oddechu. Jest on naturalny, operuje niezależnie
od tego czy myślimy czy nie – czy myślimy, że to nasz oddech czy
też nie, nie ma to znaczenia – jest to takie jakie jest.
*
Nie
potępiam myślenia – to bardzo pożyteczne mieć tą zdolność.
Ale jako tożsamość jest to zbłądzenie. Zupełnie nie jesteś tym
czym myślisz, że jesteś – to czym myślisz, że jesteś nie jest
tym czym jesteś. A jednak mamy tendencje wierzenia w to co myślimy,
że tym jesteśmy. Zatem nosimy ze sobą te ograniczone percepcje,
których się trzymamy, jako naszego osobistego wizerunku, i
odpowiednio je oceniamy: Nie jestem dobry, nie powinienem odczuwać w
ten sposób, powinienem być bardziej odpowiedzialny, nie powinienem
być tak egoistyczny, powinienem być tym, nie powinienem być jak to
… Wszystko to myśli, czyż nie?
Myśl
jest kreacją. Zatem dokładnie w tym obecnym momencie, co tu jest,
co nie jest myślą? Przytomność nie jest myślą. Kiedy starasz
się być przytomny, chwytasz się idei przytomności – takiej, że
jesteś kimś niezbyt przytomnym i kto musi próbować być bardziej
przytomnym. To kolejna kreacja. A jednak widziałem ludzi desperacko
próbujących być bardziej przytomnymi. Posiedli w swych głowach
pewną ideę na temat uważności, coś o czym wyobrażają sobie, że
jest uważnością, i próbują się stać właśnie tacy. I
oczywiście to nie działa w ten sposób. Im bardziej myślisz, że
powinieneś być uważnym, tym bardziej stajesz się rozproszony.
*
Nauka
Buddy zawsze wskazuje na tutaj i teraz. Przytomność tutaj i teraz,
wyzwolenie tutaj i teraz, nibbana tutaj i teraz. To nie o tym, że
„kiedy będziesz ciężko praktykował na tym odosobnieniu, na jego
końcu może osiągniesz nibbanę”. To jeszcze jedna percepcja,
czyż nie? To uczenie się rozpoznawać, realizować rzeczywistość:
'wszystkie warunki są nietrwałe – nie-ja”. Nieuwarunkowane,
zatem, nie jest czymś co mógłbyś znaleźć jako obiekt, ty tym
jesteś. Nieuwarunkowana przytomność, Nieśmiertelne, jest naszym
schronieniem. To intuicja i przez tą intuicję, przez przytomność,
rozpoznajemy, realizujemy Nieśmiertelne, czy Dhammę: amata
dhamma, czy „Nieśmiertelną prawdę”.
Wszystko
to co powiedziałem, jest dla waszej refleksji, kontemplacji. Nie
oczekuję, że mi uwierzycie. Po prostu dzielę się tym, czego sam
się nauczyłem, w nadziei, że będzie to dla was użyteczne. Ale
zachęta jest zawsze w stronę przytomności. Potrzebujemy zachęty,
ponieważ jesteśmy tak krytyczni wobec siebie. Przywiązujemy się
do tak negatywnych percepcji, że nigdy rzeczywiście sobie nie
ufamy. Możemy przyjąć postawę pewnego zaufania robiąc określone
rzeczy, ale na poziomie osobistym skłaniamy się do braku zaufania
czy niekończących się wątpliwości, bądź też po prostu krytyki
i pogardzania sobą. To jest nawyk umysłu – to jest nawyk
stworzony przez myślenie, wyobrażanie sobie siebie jako to czy
tamto. Zatem do przekroczenia tego wszystkiego dochodzi przez
przytomność. Oto czym jest twoja prawdziwa natura, jest to
spokojne, jest to ciche. Doświadczam tej ciszy – jako ciszy którą
zaczyna się rozpoznawać. Bardzo naturalnej ciszy – nie
drogocennej ciszy niszczonej przez pierwszy lepszy hałas. To
naturalna cisza, której nie zauważamy ponieważ tak bardzo jesteśmy
pochwyceni w samsarę narodzin i śmierci, miłości i nienawiści.
*
Jestem
bardziej zainteresowany ogólnym podejściem niż jakąś konkretną
techniką medytacji. Różni nauczyciele i różne szkoły mają
różne techniki, różne sposoby praktykowania medytacji. Jeżeli
podejście jest właściwe, wtedy te techniki mogą być bardzo
użyteczne, ale kiedy nie mamy właściwego podejścia, wtedy
niezależnie jakiej techniki używamy, możemy się tylko
uwarunkować, przywiązać do poszczególnej techniki medytacji. To
podejście, zatem, jest postawą zrelaksowanej uważności, poczuciem
otwartości, receptywności – zrównoważonej uwagi. Ponieważ
medytuję od czterdziestu lat, ta otwartość na obecny moment stała
się, jak to widzę, moją życiową postawą, stylem buddyjskiego
mnicha. Zatem poświęcając się przez czterdzieści lat medytacji,
jestem w znacznym stopniu przytomny tego momentu – prostej nagiej
uwagi, uważnego stanu bycia, stanu receptywności.
Zauważam
pewien rodzaj dźwiękowego tła, do którego odnoszę się jako
dźwięk ciszy, to rezonujący, wibrujący dźwięk. Czy to dźwięk?
Czymkolwiek to jest - „dźwięk” to niezbyt odpowiednie słowo –
wysoki rodzaj wibracji, który jest zawsze obecny. Raz rozpoznawszy
ten punkt, w którym jest się w pełni otwartym, receptywnym; kiedy
rozpoznajesz ten punkt – kiedy rozpoznajesz ten dźwięk ciszy twój
proces myślowy zatrzymuje się – możesz spocząć w tym
strumieniu. To jest jak strumień. Nie jak zwykły dźwięk który
powstaje i zanika czy zaczyna się i kończy. Dźwięk dzwonu ma
początek i koniec, tak samo dźwięk ptaków, dźwięk mojego głosu.
Ale za tym, za tymi wszystkimi dźwiękami, jest ten dźwięk ciszy.
Nie stworzyliśmy go ani też nie przychodzi on ani nie odchodzi –
moje badanie rozpoznało, że jest on zawsze obecny – i samoistny,
nie stworzyłem go – zatem jest on po prostu obecny, to czysta
obecność.
Wcześniej
odnosiłem się do ciała jako czterech elementów. Tak oto badamy,
na sposób niepersonalny, rzeczywistość fizycznego ciała – te
cztery elementy: ziemi, ognia, wody, wiatru. Używanie tych
konkretnych terminów jest sposobem kontemplowania natury twojego
fizycznego ciała teraz. Kości, solidne kawałki ciała, element
wody, element ognia czy ciepła, powietrze, oddech: to patrzenie na
ciało w odmienny sposób niż kiedy je zawłaszczasz będąc
mężczyzną czy kobietą, młodym czy starym – tj sposobem w jaki
skłaniamy się ku uważaniu siebie za ciała, właśnie w tych
osobistych terminach.
Zatem,
są tu elementy przestrzeni i świadomości. I tak jest te sześć
elementów – ziemia, ogień, woda, wiatr, przestrzeń, i świadomość
– zauważ, że ciało jest w przestrzeni, wokół niego jest
przestrzeń. Przestrzeń jest zawsze obecna, ale jeżeli jesteśmy
tylko zainteresowani rzeczami w przestrzeni, wtedy mamy tendencję
nie zwracać uwagi na element przestrzeni. Idziemy ku niezmierzonemu,
ponieważ przestrzeń nie ma granic. Ziemia, ogień, woda, i wiatr są
zawarte i mają limity i granice, powstają i zanikają. Ale wizualna
przestrzeń – gdzie jest jej granica? Możemy myśleć, że ściany
pokoju zawierają przestrzeń – ale to przestrzeń zawiera ten
pokój. Jest przestrzeń na zewnątrz – gdzie się kończy? Nie
szukamy tu naukowych wyjaśnień przestrzeni, ale przez oderwanie
naszego zaabsorbowania i fascynacji i nawyku by patrzeć prosto na to
a potem na tamto, idąc od jednej rzeczy do drugiej, zaczynamy
zauważać, że rzeczywistość przestrzeni jest realna. Nie jest
stworzona. Nie stworzyłem tej przestrzeni – słowo „przestrzeń”
jest kreacją, ale wskazuje, pomaga mi dostrzec to co tutaj i teraz.
Być
przytomnym przestrzeni: przestrzeń nie ma innych cech niż bycie
przestrzenną, jest nieograniczona (appamana). I tak zaczynasz
rozpoznawać, realizować nieograniczoność, bezgraniczność,
nieskończoność. Można zobaczyć, rozpoznać dźwięk ciszy,
rzeczywistość świadomości – nie ma ona granic ponieważ jest
przytomną tej subtelnej, dźwięczącej, rezonującej wibracji – i
tak jak to przebadaliśmy, nie ma ona ograniczeń. Nie stworzyliśmy
jej, jest jak przestrzeń, jest nieskończona.
Kiedy
jesteś zidentyfikowany na poziomie „Jestem ciałem i moimi
uczuciami, myślami, i wspomnieniami”, jesteś zawsze ograniczony,
wiążąc się z niesatysfakcjonującymi warunkami. Te warunki nigdy
nie mogą cię zadowolić, ponieważ ulegają zmianie. Kiedy
próbujesz znaleźć bezpieczeństwo i trwałe szczęście w rzeczach
w których naturze leży zmiana, twoim przeznaczeniem jest być
strasznie rozczarowanym. Doświadczysz tego uczucia dukkha czy
tego poczucia braku i mamy tendencje do odbierania tego na bardzo
osobistym poziomie: „Ze mną jest coś nie tak. Co złego we mnie
tkwi, że czuję samotność, nieadekwatność, niekompletność czy
niespełnienie?”
Widzisz
zatem, że Budda wskazuje na ludzki problem, i to jest starożytne
nauczanie, nie współczesne podejście New Age. Dwa tysiące pięćset
lat istnienia tego nauczania. Ponieważ jest ono o kondycji człowieka
– o tym jak my, ludzkie jednostki możemy się przebudzić na
ostateczną prawdę. Jeżeli nasze tożsamości są zawsze z
uwarunkowanym, zawsze będziemy doświadczać tego poczucia braku i
lęku. Niepokój nawiedza nasze życia. Zatem Budda mówi, „Obudź
się! Zwróć uwagę na samo życie. Otwórz się na nie. Obserwuj.
Bądź świadkiem”.
*
Kulturowe
uwarunkowanie – osobowość i język – są uwarunkowane po tym
jak się urodziliśmy; nie przychodzimy z nimi. To oznacza, ze
jesteśmy zaprogramowani przez naszych rodziców i społeczeństwo w
którym się urodziliśmy. Nasze tożsamości i reszta są
uwarunkowane. Nasza konwencjonalna rzeczywistość jest
zaprogramowana jak komputer, czyż nie? Dostajemy ten program.
Zatem
teraz zwracamy się, wracamy tam, kiedy go jeszcze nie było, przed
rozpoczęciem programu, ku czystej przytomności – świadomości co
nie jest ograniczona. Nie projektujemy ani nie doświadczamy
świadomości przez postrzeganie jakiejś szczególnej rzeczy, ale
przez przytomność. Dlatego też stale ponawiam wskazywanie na to
poczucie uważności i słuchania, jak dźwięk ciszy. Używam tego
słuchania; co oznacza że jestem otwarty na poziomie zrównoważonej
uwagi, na tą rezonującą wibrację, która często i łatwo jest
niedostrzegana. Jeżeli zawsze wchodzimy w rzeczy, w myśli, wtedy
tego nie zauważamy. Pewni ludzie nigdy tego nie zauważyli. Pewni
ludzie, kiedy rozpoznają tę dźwięk, rozwijają ku niemu awersję
– myślą, że jest to dzwonienie w uszach czy coś takiego. (…)
W
tej ciszy, proces myśli może powstawać i zanikać, lecz nie jesteś
uchwycony w nawykowe, obsesyjne myślenie. Myślenie jest nawykiem.
Kiedy zaczynasz myśleć, jeden moment myśli łączy się z drugim i
tak to idzie od jednej myśli do następnej. Stajemy się
zaabsorbowani w nasze myślenie. Nasze myślenie kontroluje
świadomość – to co doświadczamy przez świadomość. Ale w tym
(dźwięku ciszy) rozpoznajesz nie-myślenie. I jak już to
powiedziałem, musisz myśleć by stworzyć siebie jako osobę. Z
nie-myśleniem, nie ma już dłużej osoby.
Rozmyślając
nad tym, anatta jest jak to – to nie destrukcja osobowości
czy jej anihilacja. Anatta może brzmieć jakbyś się
niszczył. Nie jest to atak na osobowość. To włożenie osobowości
w perspektywę, taką, że już nie jesteś ograniczany do swych
osobistych nawyków, które pozyskałeś po narodzinach. Dokonuję w
tym momencie refleksji, rozpoznającej ten naturalny stan bycia –
Buddho, Budda – znanie prawdy o drodze jaką jest, znanie
Dhammy.
To
ważne, obecny moment przytomności rozpoznający nieskończoność
obejmującą to co skończone. Dla mnie, wielkim darem ludzkiej
istoty jest to, że możemy tego dokonać. Jest to w zasięgu
ludzkich możliwości – nie udoskonalenie siebie jako osobowość,
stanie się prezydentem USA czy czymś takim. Nauka Buddy jest dla
ludzkich istot. Po prostu weź za pewne, że tu jesteśmy i
przyjęliśmy trzy schronienia i osiem wskazań. Ludzkie istoty robią
takie rzeczy. W świecie zwierząt nie mogą przyjąć ośmiu wskazań
– spróbuj wytłumaczyć kotu, by nie zabijał ptaka …
*
Zwykle
stajemy się naszymi myślami, gdy nie jesteśmy przytomni. I dlatego
sugeruję intencjonalne myślenie, byś nie próbował myśleć o
myśleniu. Mamy tendencje do tworzenia idei na temat nie-myślenia i
dalej o tym myślimy czy też myślimy o myśleniu, myślimy o naszym
widzeniu anatta i myślimy o nibbanie – i tak nigdy
nie wydostajemy się z pułapki naszych myśli – aż do czasu gdy
zaczynamy obserwować myślenie. Jak obserwujesz myślenie w
swym umyśle?
W
obecnym momencie odkrywam, że aby myśleć intencjonalnie, czynię
determinację: „Zamierzam teraz myśleć”. Zatem słucham –
możesz słyszeć siebie myślącego, czy przynajmniej ja to potrafię
– słucham siebie mówiącego. I tak mogę powiedzieć: „Jestem
ludzką istotą”. Nie jest to myśl robiąca na mnie jakieś
wrażenie – nie wprowadza mnie ona w stan błogości, ani też nie
jest depresyjna. To pewien rodzaj neutralnego stwierdzenia, sprawa
faktu. Teraz obserwujesz myśl z pozycji sati-pańńa –
obserwujesz przebudzoną świadomość. Zaczynasz rozpoznawać, że
nie jesteś myślą, zupełnie nie jesteś tym co myślisz. Większość
naszego myślenia to nabyte nawyki myślowe, i nasze poczucie siebie,
ważności siebie, pochodzi z doświadczenia w życiu, od kultury i
społeczeństwa, edukacji, etnicznego uwarunkowania, religijnego
uwarunkowania.
*
Uważność
nie jest związana z „ja' czy „mną” czy „moim” - jest ona
anatta, nie-ja. Nie jest mężczyzną, człowiekiem, nie jest kobietą
ani buddyjskim mnichem. Zatem na drodze tego rodzaju refleksji
zaczynasz cenić tą zdolność do bycia przytomnym. Bardzo ważnym
jest rozpoznanie przytomności i wtedy rzeczywiste jej docenienie.
Przytomność
jest drogą uwolnienia się od cierpienia, bramą do
Nieśmiertelności. I nie jest kreacją, nie ma cech personalnych.
Zatem wraz z waszą praktyką, gdy tak dociekacie, zaczynacie
obiektywizować język i myśl jako mentalne obiekty – i powstające
emocje, takie jak „Co ze mną?” Ustanawiam się jako osoba: „Mam
swe prawa! Muszę o siebie walczyć! Nie dam się nikomu upokorzyć!”
gdy moje schronienie jest w przytomności, wtedy te poczucie osoby
jest obiektem w świadomości. Staje się świadome; powstaje i
zanika. Zatem „jaźń” czy sakkayaditthi jest tworem
sztucznym, sztucznym i wykreowanym. My go kreujemy, my kreujemy
siebie jako osoby, jako osobowości.
Nie
jest to sprawa pozbycia się osobowości, ale rozpoznanie jej
ograniczeń, uwolnieniu się od nich – ponieważ kiedy rzeczywiście
w to wejrzysz nasza osobowość jest bardzo ograniczająca. Mamy
wszystkie te rodzaje poglądów na siebie samych, na nasze
uzdolnienia, naszą wartość, i wszystko to. I tak mamy tendencje by
utkwić w neurotycznych lękach, niepokojach i zmartwieniach, na
temat tego kim jesteśmy. Zwłaszcza w społeczności klasy średniej
stajemy się tak neurotyczni, ponieważ mamy tyle czasu by myśleć o
sobie. Społeczeństwo mówi nam, że mamy pewne prawa, że
powinniśmy robić pewne rzeczy, że powinniśmy wierzyć w pewne
ideały – i wtedy pozyskujemy te wszystkie koncepty. I mamy
tendencje do dokonywania osądów – wartościujących osądów na
temat nas samych, innych i świata. Dlatego widzę to odosobnienie
jako okazję do zrobienia kroku w tył i wycofania się z kreowania
siebie jako kogoś. Po prostu badanie tego poczucia jaźni, nie
usuwanie go czy anihilowanie ale rozpoznanie, że nie jesteście tym
co myślicie. Odkryłem to jako ulgę, nie wierzenie już dłużej
mym własnym myślom.
*
Myśli
ciągle przychodzą i odchodzą. Czasami są użyteczne a czasami to
po prostu nawyk. Pewne warunki powstają i czynią cię szczęśliwym
i czujesz że wszystko idzie dobrze. Wtedy wszystko wydaje się
rozpadać, ktoś rezygnuje z treningu mnicha, i tym podobne. Ludzie
cię chwalą i czujesz się dobrze, wtedy zaczynają cię krytykować
i czujesz się źle – na poziomie personalnym. Przytomność,
zatem, nie daje się złapać w te szczyty i doły pochwały i
nagany, szczęście i cierpienie. Przytomność jest schronieniem w
którym możesz rozpoznać te cechy w terminach Dhammy – wszystkie
warunki są nietrwałe i nie-ja. To dla refleksji. Sakkajaditthi
które tłumaczę jako „pogląd na osobowość” - spróbuj
eksperymentu z „jestem”. Możesz być czymkolwiek zechcesz,
stworzyć siebie jako to, ale słuchaj tego, nie wierz temu …
„Jestem Bogiem” „Jestem nikim, bezwartościowym, po prostu
jestem jeszcze jedną mrówką w mrowisku. Jestem niczym, zerem w
systemie, szprychą w kole”, to jeszcze jedna kreacja, czyż nie?”
Mogę
zbudować swój wizerunek jako będącego wszechmocnym, potężnym,
jednym Bogiem bądź być beznadziejnym przypadkiem. Ale to kreacje,
i przytomność nie wierzy w żaden z tych warunków. Widzi je,
rozpoznaje je, ale nie przywiązuje się do nich. To jeden sposób,
który, jak odkryłem, daje bardzo jasny wgląd. Czym jest czysta
przytomność, czym jest osobowość? Jest ważnym byście znali
różnicę, mieli to przekonanie, nie w jakąś odmianę wierzenia,
ale we wgląd. Rozpoznajcie, że ta przytomność jest tutaj i teraz.
„Jestem ...Ajahn Sumedho” przychodzi i odchodzi. „Jestem dobrą
osobą, jestem złą osobą” Wspomnienia przychodzą i odchodzą,
ale przytomność utrzymuje się sama – nie jest stworzona i jest
zawsze tutaj i teraz. Mieć ten wgląd, zatem, to uwolnić się od
przywiązania do sakkayaditthi - do ego – i nie jest to jego
negowanie.
*
Ziemia
nie należy do nikogo; nawet jeżeli posiadamy teren legalnie - „to
należy do Ajahna Sumedho”. W rzeczywistości nie należy, to tylko
konwencja.
Kiedy
wiążemy się z tymi konwencjami i tymi iluzjami, wtedy oczywiście
mamy problem, ponieważ iluzje są niestałe i niezgodne z linią
Dhammy. Kończymy marnując nasze życie, próbując powiększyć te
poczucie identyfikacji, te poczucie „to moje, to należy do mnie, i
chcę to chronić i przekazać przyszłym pokoleniom”. Tworzymy
całe królestwo iluzji, osobowość i tożsamość przez percepcje
które kreujemy w naszych umysłach, a które to powstają i zanikają
i nie mają w sobie nic realnego, żadnej esencji.
Możemy
być bardzo przestraszeni, gdy te iluzje są kwestionowane. Pamiętam
pierwsze zakwestionowanie rzeczywistości mojej osoby. Przeraziło
mnie to na śmierć. Kiedy zacząłem zadawać pytania, chociaż nie
byłem zbyt pewny siebie, nie miałem wysokiej samooceny, poczułem
się zagrożony gdy to bezpieczeństwo, ta pewność bycia tą
zbłąkaną osobowością, zostało zagrożone. Jest pewne poczucie
stabilności, nawet wśród ludzi którzy identyfikują się z
chorobami czy innymi negatywnymi rzeczami jak alkoholizm. Bycie
zidentyfikowanym z pewnego rodzaju mentalnym schorzeniem jak
paranoja, schizofrenia, czy cokolwiek, daje nam poczucie, że wiemy
kim jesteśmy, i że możemy usprawiedliwić sposób naszego
istnienia. „Nic na to nie poradzę, że taki jestem. Jestem
schizofrenikiem”, to daje poczucie zezwalające nam na bycie w
pewien sposób. Może to być poczucie pewności czy stabilności
wynikające z faktu, że nasza tożsamość jest określona i że my
wszyscy zgadzamy się na patrzenie jeden na drugiego w ten sposób, z
tą percepcją.
Zatem
realizujesz tą odwagę jaką trzeba mieć by kwestionować, by
zezwolić rozpaść się iluzorycznemu światu, który stworzyliśmy,
jak przy załamaniu nerwowym, gdy rozpada się cały świat. Kiedy to
oferowane bezpieczeństwo, brak zagrożenia i pewność jakie
uzyskujemy z tych iluzji zaczyna się rozpadać i ginąć – to
budzi trwogę. A jednak jest w nas coś co nas przez to prowadzi. Co
doprowadziło nas do życia monastycznego? To pewne intuicyjne
przeczucie, ukryte uczucie, inteligencja kryjąca się za całą
naszą wiedzą i sprytem naszych umysłów. Jednakże nie możemy
rościć sobie do niej praw na poziomie personalnym. Zawsze musimy
puścić personalne percepcje, ponieważ jak tylko zaczynamy rościć
sobie do nich prawa, tworzymy kolejną iluzję. Zamiast tego, zamiast
identyfikowania się czy przywiązywania, zaczynamy realizować czy
rozpoznawać drogę jaką jest. To praktyka przytomności i zwracania
uwagi – sati-sampajańńa. Innymi słowami, zmierza to do
centralnego punktu, do Buddho, pozycji tego kto wie.
*
Wskazując
na obecne, pacuppanna-dhamma możemy uchwycić się tej idei,
i tak zaczniemy myśleć, że nie potrzebujemy już robić nic
innego. „Nie musimy być mnichami czy mniszkami; nie potrzebujemy
terapii. Możemy tylko medytować. Czysta medytacja wkrótce rozwiąże
wszystkie nasze problemy”. Chwytając się tego, możemy się stać
antyreligijni: „Wszystkie religie są stratą czasu. Psychoterapia
jest stratą czasu. Nie potrzebujesz tego. Wszystko czego
potrzebujesz, to być uważnym i medytować”. To kolejny punkt
widzenia, czyż nie? Takie rodzaje opinii nie wskazują na centrum, a
tylko osądzają warunki czy konwencje. „Nie potrzebujesz religii,
to wszystko bzdury”. I chociaż możesz mówić, że w
ostateczności wszystko czego potrzebujesz to przebudzić się – to
takie proste – samo to jest konwencją języka. Dające siłę i
zachęcające, to punkty do immanentnego aktu przebudzenia – nie
mówienie ci, że jesteś pewnego rodzaju osobą, że śnisz i
powinieneś się przebudzić, bądź byś uchwycił się tej idei –
ale do rzeczywistego stania się tym.
*
W
medytacji ważne jest rozpoznanie drogi jaką jest, Dhammy czy
naturalnego prawa, sposobu w jaki rzeczy są – że seksualne
pożądanie jest jak to, nie jest moje. Cało jest jak to, to
seksualne ciało i będzie miało te energie. Ma seksualne organy,
jest właśnie takie jak to, zatem nie jest osobiste. Nie stworzyłem
go. Zaczynamy patrzeć na najbardziej oczywiste rzeczy, podstawy,
ludzkie ciało, raczej w terminach sposobu w jak ono jest niż
osobistego z nim identyfikowania się. Głód i pragnienie są jak to
– badamy te instynktowne energie, pragnienie przeżycia. Mamy silne
instynkty przetrwania i ochrony: głód i pragnienie, chęć
ochraniania się, potrzebę bezpieczeństwa. Wszyscy potrzebujemy
odczuwać pewnego rodzaju fizyczne bezpieczeństwo, co jest
instynktem przetrwania; to są podstawy królestwa zwierząt, nie
tylko ludzi.
*
Zabierz
swoją osobowość tam gdzie jest totalnym absurdem i słuchaj jej.
Twoja relacja nie jest relacją identyfikowania ale rozpoznawania, że
to ty tworzysz tą osobowość, to zmienne uwarunkowanie. Nie mogę
stworzyć jakiegokolwiek rodzaju osobistej percepcji, która by
wytrwała, pozostała. Nie ma nic co mógłbym stworzyć poprzez moje
mentalne moce, co byłoby w stanie pozostać na poziomie personalnym.
Wszystko to bardzo iluzoryczne, bardzo zmienne, bardzo efemeryczne.
Jednakże,
jest tu to, co może być świadome osobowości jako konstrukcji.
Rozważnie myślę, „Jestem zbłąkaną osobą która potrzebuje
medytacji ażeby stać się oświeconą w przyszłości”. Myślę
to, ale słucham tego, pomyślałem to z premedytacją i badam to
teraz. Stworzyłem tą percepcję. Dokonałem wyboru by myśleć w
ten sposób i mogę słuchać siebie myślącego. To co jest
przytomne i słucha tej percepcji, tego nie stworzyłem. To nie
kreacja, prawda? Stworzyłem tą percepcję, ale nie to co jest
przytomne i świadome tej percepcji. Możecie badać, rozpocząć
poznawać różnice pomiędzy przytomnością i myśleniem. Co jest
punktem ciszy, centrum? Ten rodzaj myślenia jest refleksyjny, czyż
nie? Po prostu zadaję sobie to pytanie aby zwrócić na to uwagę.
Nie szukam nikogo by dał mi odpowiedź, ale to pytanie refleksyjne
które rozjaśnia moją uwagę; pomaga mi ją zogniskować, by być
przytomnym.
Czym
jestem baczniejszy i przytomniejszy, tym bardziej rozpoznaję to, że
w tym punkcie ciszy brzmi dźwięk. Nie stworzyłem go. Nie mogę
twierdzić, że ten dźwięk ciszy jest jakąś moją osobistą
kreacją, należącą do Ajahna Sumedho. To jak próba zawłaszczenia
powietrza, przestrzeni: „Wszelka przestrzeń na świecie należy do
mnie”, to śmieszne. Nie możesz stworzyć wokół tego osoby,
możesz tylko być – te poczucie bycia punktem ciszy, spoczynku,
otwartości, zezwolenia na osobowość, ciało i emocjonalne nawyki i
myśli które powstają. Nasza relacja do nich teraz jest
zrozumieniem raczej niż identyfikowaniem się z nimi.
Jak
tylko zaczynamy się identyfikować, mamy negatywne myśli i to nas
wiąże. Odczuwam jakąś negatywną emocję: „Och, znowu tutaj,
krytykujący i negatywny wobec kogoś. Nie powinienem tego robić.
Przez tyle lat jestem mnichem i jak tego zaprzestać? Straciłem to”.
Identyfikujemy się z negatywną myślą i to prowokuje wszelkie
rodzaje uczucia rozpaczy. „Nie powinienem być taki, nie powinienem
myśleć w ten sposób. Dobry mnich powinien kochać każdego”.
Wtedy, wraz z przytomnością, nagle przestaję i znów powracam do
centrum.
Zatem
po prostu rozpoznawać, niezależnie ile razy to opuszczasz, to
bardzo prosty akt uwagi, powrotu do centrum. Nie jest to trudne czy
odległe, po prostu nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Jesteśmy
przyzwyczajeni do obracającego się koła, jesteśmy przyzwyczajeni
do krążenia i stawania się wszelkimi rodzajami rzeczy.
Przyzwyczailiśmy się do tego; przyzwyczailiśmy się do iluzji,
fantazji, snów. Przyzwyczailiśmy się do ekstremów. A do czego
jesteśmy przyzwyczajeni, do tego się skłaniamy, jeżeli nie
jesteśmy uważni i czujni. Kiedy nie jesteśmy przytomni, czujni i
uważni, wpadamy z powrotem do królestwa cierpienia. Ale kiedy
kultywujemy przytomność, odzwyczajamy się od tych nawyków. Nie
karmimy już dłużej tych złudzeń. Nie wierzymy, nie podążamy,
nie stawiamy im oporu. Nie tworzymy problemu wobec ciała jakim jest,
ani wobec pamięci, myśli, nawyków czy osobowości. Nie osądzamy,
nie skazujemy, nie pochwalamy, nie schlebiamy, nie wyolbrzymiamy
niczego. Jest to jakie to jest. Kiedy tak robimy, nasza tożsamość
wraz z tym, zaczyna odchodzić. Już dłużej nie szukamy tożsamości
z naszymi iluzjami, przebiliśmy się przez to. Kiedy przejrzeliśmy
przez tą iluzję jaźni, przez to co uważaliśmy za siebie, wtedy
nasza inklinacja jest ku centralnemu punktowi, ku tej pozycji Buddho.
*
Ale
to miejsce, gdzie pojawia się zaufanie. Jeżeli jesteś przytomny
tego : „Och, nie wiem” jako obecnej percepcji, że „Nie myślę,
bym kiedykolwiek zrealizował nibbanę” jest obecną percepcją –
zaufaj tej przytomności. To wszystko co potrzebujesz wiedzieć. Jest
to takie jakie jest. Nie osądzamy nawet tej percepcji, nie mówimy:
„Co za głupia percepcja!” Niczego nie dodajemy. I przytomność
tego, to jest to na co wskazuję, przytomność. Naucz się
ufać raczej tej przytomności niż temu co mówi ci percepcja.
Percepcja może być nawet całkiem rozsądna, na swój sposób, ale
przywiązanie do niej jest miejscem gdzie się gubisz. „Powinniśmy
praktykować medytację. Nie powinniśmy być egoistyczni i
powinniśmy nauczyć się być bardziej zdyscyplinowani i
odpowiedzialni za nasze życie”. To bardzo dobra rada, ale jeśli
się do tego przywiążę, co się stanie? Powrócę do myślenia,
„Nie jestem wystarczająco odpowiedzialny, muszę stać się
bardziej odpowiedzialny, i nie powinienem być tak egoistyczny.
Jestem zbyt egoistyczny, a nie powinienem” - i znów powracam na
kręcące się koło. Można być zastraszonym nawet przez dobrą
radę. Cóż więc robić? Zaufaj tej przytomności. „Powinienem
być odpowiedzialny” - jest widziane i relacja z tym nie jest już
dłużej relacją chwytania się tego. (…)
Punkt
ciszy daje ci perspektywę na warunki, na obracające się koło, na
pomieszanie, na bałagan. Wprowadza cię w perspektywę tego, co
jest raczej poznawaniem jakim to jest, niż jakimś rodzajem
osobistego utożsamiania się z tym. Możesz zobaczyć, że twoja
prawdziwa natura jest poznawaniem, czystym stanem, czystą
świadomością, czystą przytomnością. Uczysz się pamiętać o
tym, być tym; to twój rzeczywisty dom, to czym rzeczywiście
jesteś, a nie to czym myślisz, że jesteś, zgodnie uwarunkowaniem
twojego umysłu.
*
Zatem
sprowadzamy uwagę na doświadczenie siedzenia - „Ciało siedzi”
raczej niż „ja siedzę” czy „moja pozycja” i „moja
praktyka siedzenia”. Traktuję ciało jako obiekt, nie nadając mu
terminów osobistych takich jak „moje ciało”, „moja pozycja”,
po prostu „ciało jest jak to”, co pozwala spojrzeć na nie w
bardziej obiektywny sposób, i dostrzec je takim jakim jest. I tak,
to intuicyjna wiedza drogi jaką jest: „ciało jest jak to”. (…)
Zauważamy ciało, rozważając jego naturę – sposób w jaki jest,
w sposób w jaki reaguje. Staramy się zmusić ciało by podążało
za naszymi życzeniami i pragnieniami. Kiedy jesteście młodzi
zmuszamy ciało do robienia wielu rodzajów rzeczy, których w
rzeczywistości nie powinno robić. Nie jest to zbyt dobrym dla
ciała. Zauważenie tego nie jest próbą dopasowania twojego ciała
do jakiegoś rodzaju ideału czy też negacją i ignorowaniem ciała;
lecz wnoszeniem ciała w pole świadomości jako doświadczenie.
Ponieważ gdziekolwiek jesteś, twoje ciało będzie tutaj i teraz,
czyż nie? To pewien rodzaj praktyki metta, przyjmowanie
ciała. Bez krytyki, bez osądu. To zaakceptowanie tej formy, tego
naturalnego warunku, takim jakim to jest właśnie teraz, bez
tworzenia żadnych warunków o tym jak byś chciał by było. Nawet
jeżeli jest ono na sposób w jaki nie chciałbyś by było,
akceptując sposób w jaki jest – to receptywna uważność.
Może
to być sposób na radzenie sobie z chorobą i innymi warunkami
ciała, ponieważ pragnienie próbuje pozbywać się rzeczy; próbuje
ignorować ciało. Możemy żyć w totalnie sztucznym mentalnym
świecie, który sami stworzyliśmy, zupełnie zapominając o ciele,
aż do czasu gdy stanie się tak chore i bolesne, że zmusi nas do
zwrócenia nań uwagi.
*
Tutaj
i teraz jest oddech, wdech i wydech. Jeśli szukasz spokoju, wtedy
nozdrza są miejscem dla zogniskowania uwagi, czubek nosa, wdech i
wydech pozwalają skupić uwagę. Kiedy umysł wędruje myśląc, po
prostu łagodnie sprowadź go z powrotem do oddechu czy do ciała, do
tego co jest tutaj i teraz, co nie jest myślą ani ideą ani
czymkolwiek. To sposób ugruntowania się w obecnym, i bycie z tym co
jest, ciałem, postawą, siedzenie jest jak to, z oddechem. Ale umysł
znów zacznie wędrować.
Kiedy
uświadamiasz sobie, że o czymś myślisz, łagodnie powróć do
oddechu czy do ciała. Jeżeli powiesz: „Nie chcę by mój umysł
wędrował, muszę rozwinąć tą praktykę”, stawiasz sobie
wymagania, i jeżeli nie sprostasz im, zaczynasz odczuwać rozpacz.
Zatem to nie sprawa osiągnięcia sukcesu w jakiejkolwiek z tych
praktyk, a tylko z momentu na moment, tutaj i teraz, trzymając się
poczucia bycia obecnym, wtedy, kiedy umysł wędruje, rozpoznanie
tego i powrót do ciała jako obecnego doświadczenia.
*
Możemy
być w stanie, który nam się nie podoba. Jest wiele rzeczy w mojej
osobowości wobec których mógłbym być krytyczny. Nie lubię się
zbytnio ani nie aprobuję na poziomie osobistym. Obecnie widzę to
jako część ścieżki, nie jako przeszkodę. Zatem nie ma znaczenia
w jaki sposób się teraz odnajdujesz – nie ma znaczenia jak
krytycznym mógłbyś być, lub jak nieodpowiednio mógłbyś się
czuć – zmień postawę na uczącą się ze sposobu w jaki teraz
jesteś. Raczej to, niż próbowanie stania się czymś – niż
próbowanie usuwania negatywności, niepokoju czy pomieszania,
ponieważ wydaje ci się że to skazy czy defekty blokują cię przed
oświeceniem – po prostu w nic takiego nie wierz. Cokolwiek będzie
mówił twój uwarunkowany umysł, jest on totalnie niegodny
zaufania. To czemu rzeczywiście możemy zaufać, to przytomność.
Zatem
trwając przytomnie możemy uświadomić sobie pogląd na jaźń jako
obiekt, nie kładziemy go już dłużej w pozycji subiektywnej. Nawet
jeżeli odczuwasz totalną rozpacz co do siebie - „Nie potrafię
tego dokonać”, słuchaj tego. Słuchaj tego co twoja osobowość
mówi, ale już dłużej nie wierz w to co mówi, rozpoznając, że
to jest warunek, to jest kreacja. „Nie potrafię tego zrobić, nie
potrafię medytować, mam za wiele przeszkód, zbyt wiele
emocjonalnych problemów”. Tworzysz te założenia czy postawy;
kreujesz je w teraźniejszości. Ale jeżeli jesteś tego przytomny,
jeżeli słuchasz swojego myślenia, wtedy uzyskujesz pewną
perspektywę, myśl jest obiektem w świadomości, nie podmiotem.
Pęto sakkaya-ditthi jest przytomne tej myśli: „Nie
potrafię tego zrobić, nie jestem dobrym medytującym”. Nie wierz
temu. Bądź tego przytomny. Wszystko co myślisz jest uwarunkowane,
nie jest to to czym rzeczywiście jesteś. Zakwestionuj nawet pogląd:
„Nie jestem oświeconą osobą, która musi praktykować ażeby
stać się oświecona w przyszłości”.
*
To
emocjonalna równowaga, wychłodzenie, spokój. Już dłużej nie
jesteś bezwolną ofiarą okoliczności odbijając się w górę i w
dół jak yo-yo wraz z pochwałą i naganą, sukcesem i porażką.
Przed tym jak zacząłem medytować, byłem właśnie taki. Byłem
beznadziejną ofiarą okoliczności. Ktoś mnie chwalił i byłem
szczęśliwy; ktoś mnie krytykował i byłem przygnębiony. Zdałem
egzamin, byłem szczęśliwy. Oblałem egzamin i byłem przygnębiony.
Kiedy wszystko szło dobrze, byłem szczęśliwy, kiedy wszystko
wydawało się rozpadać, byłem wzburzony. Te rzeczy mogą wzbudzić
twoje obawy przed życiem i wtedy wchodzisz w bardzo kontrolujące i
manipulujące sytuacje. „Mam nad wszystkim kontrolę, zatem będę
bezpieczny”. Poczucie, że „wszystko będzie dobrze”, sprawia,
że desperacko unikasz wszystkiego co mogłoby cię poruszyć czy
upokorzyć, lub sprawić, że zawiedziesz.
Tak
długo jak kontrolowałem moje życie, miałem wiele lęków,
dręczące sumienie, stykałem się z cierpieniem ponieważ byłem
emocjonalnie niestabilny, beznadziejnie przemieszczając się w górę
i w dół stosownie od tego jak wpływały na mnie zewnętrzne
okoliczności. Wtedy, wraz z wglądem w rozwój Ośmiorakiej Ścieżki,
odnalazłem emocjonalny balans, równowagę. To nie tak, że nie mam
emocji, ale już dłużej nie jestem przywiązany, zidentyfikowany,
czy przestraszony; już dłużej nie muszę wypierać, negować, czy
podążać za nimi bądź się z nimi identyfikować.
*
Czy
jesteś szczęśliwy i smutny, w podniosłym nastroju czy
przygnębiony, pomieszany czy widzący jasno, pewny czy pełen
wątpliwości, zazdrosny czy przestraszony, chciwy czy pożądliwy,
przytomność obejmuje to wszystko, zauważając to na sposób
nie-krytyczny. Nie mówimy, że nie powinieneś mieć pożądliwych
emocji czy też czegoś podobnego. Nie dokonujemy moralnych osądów,
ponieważ używamy sati-sampajańńa. Jeżeli reagujesz
intelektem, mówi ci on: „Och, miałeś pożądliwe myśli w sali
medytacyjnej. Nie powinieneś tego robić. Nie jesteś zbyt dobrym
mnichem, jeżeli robisz takie rzeczy. Jesteś nieczysty!” Jesteśmy
bardzo przywiązani do tych osadów, ta funkcja osadów i krytyki w
którą jesteśmy wyposażeni także jest obejmowana przez
sati-sampajańńa, włącza ona w siebie osądy. Nie osądza
osądów, zauważa je, po prostu rozpoznaje rodzaj tyranicznego,
samo-prawowiernego superego, które mówi: „Nie powinieneś być
takim jakim jesteś. Nie powinieneś być egoistyczny. Powinieneś
być współczujący i kochający”, i wszystkie tego rodzaju
rzeczy. „Buddyzm jest w porządku”, „Idę donikąd w mojej
praktyce” - sati-sampajńńana obejmuje to wszystko. To
proste zauważanie drogi jaką ona jest. Mogę słuchać mojego
intelektu, mojego superego, stanów emocjonalnych, ciała - „Znam
to, znam ciebie”. To sprawa bycia cierpliwym wobec tego
wszystkiego. To nie próbowanie kontrolowania czy tworzenia z tego
problemu. Kiedy jesteśmy zrelaksowani i otwarci na te rzeczy,
pozwalamy im zmieniać się zgodnie z ich naturą. Mają swe własne
siły kammiczne, my daliśmy im tą sposobność. Nasze
schronienie jest nie w myśleniu czy emocjach czy fizycznym ciele.
Widzimy nasze schronienie jako prostą zdolność do słuchania, do
bycia uważnym tego ruchu.
*
Sati-sampajańńa
nie jest sprawą Ajahna Sumedho próbującego skonsolidować swe
działania, próbującego oczyścić swój umysł, uwolnić się od
skalań, poradzić sobie z jego niedojrzałymi uczuciami, wyprostować
jego błędne, spaczone poglądy, nie jest próbowaniem uczynienia
się lepszym mnichem i stania się oświeconym w przyszłości. To
nie działa, gwarantuję – próbowałem tego!
Z
tej perspektywy możesz użyć upaya (zręcznych środków)
dla poszczególnych warunków, które się pojawiły. Ktoś może
powiedzieć: „Bądź po prostu wszystkiego uważny”. To prawda,
ale pewne rzeczy są bardzo obsesyjne czy zagrażające nam, dlatego
możemy rozwinąć zręczne środki. Byłem mocno zachęcany przez
Ajahn Chah by rozwijać zręczne środki i to wymaga pańńa,
czyż nie? To używać mądrości by dostrzec jak radzić sobie z
emocjonalnymi stanami, a zwłaszcza z trudnymi emocjonalnymi
nawykami. Nie bój się eksperymentowania. Zobacz co wynika z
poddania się katharsis, czy omówieniu tego z kimś kto cię
wysłucha, czy pomyśleniu tego z premedytacją.
Jednym
z moich zręcznych środków było słuchanie mych myśli jak gdyby
były sąsiadami rozmawiającymi po drugiej stronie ogrodzenia.
Jestem niewinnym świadkiem słuchającym odbywanych przez nich
konwersacji. Wszelkie te obmawianie, opinie i poglądy które
faktycznie produkuję w mojej głowie – słucham tego. Nie jestem
zaangażowany, nie staję się zainteresowany tematem, ale po prostu
słucham tego jak to się wciąż kontynuuje, o tym co lubiane czy
nielubiane, co złego w tej czy innej osobie, dlaczego tą lubię
bardziej, i jeżeli chcesz znać moją opinię, to … Po prostu
słucham tych wewnętrznych głosów, tych uprzedzonych, aroganckich,
zarozumiałych, głupich głosów, które mówią. Bądź przytomny
tego co pojawia się w polu świadomości i zauważ, zanotuj to. Ta
przytomność jest moim schronieniem, nie te obmawianie, nie te
aroganckie głosy czy opinie i poglądy. Odnalazłem to, jako zręczny
środek.
Możemy
nauczyć się pomagać sobie wzajemnie po prostu przez słuchanie.
Uczenie się słuchania kogoś to raczej rozwijanie relacji niż
nauczanie i próbowanie powiedzieć komuś jak ma praktykować i co
ma robić. Czasami wszystko co potrzebujemy to nauczyć się jak
słuchać kogoś innego z sati-sampajańńa, tak, że ta osoba
będzie miała okazję do zwerbalizowania swych lęków czy pragnień,
bez bycia potępioną czy obdarzoną wszelkiego rodzaju radami na ten
temat. To może być bardzo zręcznym środkiem. Pewnym rodzajem
terapii pomagającej nam radzić sobie z tym co zwykle jest
emocjonalnym problemem. Tam gdzie mamy tendencje do bycia najbardziej
zaślepionymi i nierozwiniętymi to emocjonalna rzeczywistość.
*
Zauważ
jak irytującym jest proste bycie zdolnym do widzenia, słyszenia,
smakowania, wąchania i dotykania. Jest w tym zawsze coś nie do
końca w porządku. To albo za zimne, albo za gorące; mamy ból
głowy czy pleców; niechciane hałasy, zapachy i tym podobne wchodzą
w kontakt z tą formą – jako rezultat tego doświadczamy piękna i
brzydoty, przyjemności i bólu. Ale nawet przyjemność jest
irytująca, kiedy o tym pomyślisz. Lubimy przyjemność, ale sporo
przyjemności również jest wyczerpujące i irytujące. To nie
krytycyzm. To tylko zauważenie, że mając ludzkie ciało, tak to
jest; oddychanie jest jak to; świadomość jest jak to.
Rozważ
jak wrażliwymi jesteśmy w relacji ze słowami i myślami. Można
coś powiedzieć i obrazić każdego po prostu przez pewną intonację
głosu. Używanie pewnych słów może być bardzo stresujące.
Pamiętamy rzeczy przeszłe, przyjemne bądź nieprzyjemne. Nasze
umysły mogą ulec obsesji na temat rzeczy, które nie powinny się
były wydarzyć w przeszłości. Mamy spore poczucie winy i wyrzuty
sumienia albo awersję do samego siebie z powodu błędów, omyłek
czy nieodpowiednich działań, które pamiętamy. Możemy stać się
rzeczywiście neurotyczni ponieważ w obecnym momencie ulegamy
totalnej obsesji na temat tego czego nie powinniśmy byli zrobić
dwadzieścia lat temu. Możemy wprowadzić się w rzeczywiste stany
depresji i rozpaczy.
Bycie
urodzonym jako ludzka istota jest prawdziwym wyzwaniem w odniesieniu
do tego jak użyć doświadczenia narodzin, tego ludzkiego
doświadczenia, tego wrażliwego stanu tak jak go przeżywamy. Pewni
ludzie myślą o popełnieniu samobójstwa: „Po prostu skończyć z
tym” - takie to trudne do zniesienia, zbyt wiele trzeba wytrzymać,
całe życie tego stałego poirytowania i winy, wyrzutów i lęku
przed nieznanym. To może być tak całkowicie przygnębiające, że
myślimy iż lepiej jest się zabić. Budda zachęca nas byśmy się
przebudzili na to, nauczyli się z tego doświadczenia, dostrzegli w
nim sposobność, wyzwanie. Możemy rozwinąć mądrość przez
kontemplację uwarunkowań i doświadczenia które mamy w życiu –
a na które nie ma gwarancji, że będą najlepsze. Wielu z nas
doświadczyło wszelkich rodzajów frustracji, rozczarowań,
deziluzji, porażek. Oczywiście, jeżeli bierzemy to wszystko to
osobiście, chcemy skończyć z tym jak najszybciej. Ale jeżeli
włożymy to w kontekst poznawania świata jako świata, możemy
przyjąć każde doświadczenie. Mamy nadzwyczajną zdolność do
uczenia się z nawet najbardziej niesprawiedliwych i żałosnych,
bolesnych i nieprzyjemnych warunków.
Niektórzy
ludzie myślą, że dobra kamma to mieć przyjemną
przejażdżkę przez życie, urodzić się w bogatej rodzinie o
wysokim statusie, z pięknym wyglądem, inteligencją. Łatwe życie
pełne dobrodziejstw, błogosławieństw z wszelkimi dobrymi
rzeczami. To dojrzenie zasług, dobra parami (cnota). Ale
kiedy patrzę na moje życie, wielkie wyzwania z którymi się
zetknąłem i które mną wstrząsnęły, wzburzyły, rozczarowały
mnie aż do punktu gdzie rozważałem samobójstwo - „Po prostu
chcę z tym skończyć. Nie chcę spędzać coraz to nowych lat w tym
na tym świecie. Nie daję rady” - przebudzając się na to,
zrozumiałem, że całkiem chętnie jestem gotowy przyjąć to co
niesie ze sobą życie oraz uczyć się z tego. Jest to wyzwanie:
zobaczenie tego jako okazji jako mamy jak ludzkie istoty, świadome
istoty.
Nauki
Buddy są naukami wskazującymi na to. Są tu by przebudzić cię
raczej niż uwarunkować. To nie sprawa próbowania uchwycenia się
ich, zajęcia doktrynalnej pozycji ale potraktowanie ich jako środków
dla wypracowania i zachęcenia do przebudzonej przytomności,
uważności, intuicji. Zamiast obawy przed wrażliwością,
rzeczywiste otwarcie się na nią: bycie w pełni wrażliwym raczej
niż nie mające końca próby chronienia samego siebie przed bólem
i niepowodzeniem.
Znanie
świata jako świata nie jest rezygnacją na sposób negatywny -
„Och, wiesz jaki jest ten świat” - jak gdyby był on zły, jakby
było z nim coś nie tak. To nie znanie świata. „Znanie” jest
sprawą studiowania, zainteresowania, dociekania, egzaminowania
doświadczenia, i rzeczywiście bycia chcącym dostrzec i poczuć
jego negatywną stronę. To nie sprawa szukania zmysłowych
przyjemności, przyjemnych doświadczeń, ale sprawa dostrzeżenia
twoich najbardziej rozczarowujących, największych porażek jako
okoliczności do nauki, jako szansy na przebudzenie: można
powiedzieć, że są one devadutami czy „niebiańskimi
posłańcami” które potrząsają naszym ramieniem i mówią:
„Obudź się!” Dlatego też w Nauce Buddy, starość, choroba,
ułomności i strata są widziane jako devaduty. Słowo
devaduta jest słowem Pali, duta oznacza „posłańca”
jakiegoś rodzaju, deva to „anielski” czy „niebiański”
zatem są one niebiańskimi posłańcami przysłanymi by nas ostrzec.
*
To
jak z percepcją umysłu będącego jakoby w ciele. Przez intuicyjną
przytomność możemy spostrzec, że ciało jest w umyśle. Właśnie
teraz jesteście w moim umyśle; wszyscy z was w tym holu, jesteście
w umyśle. Na poziomie konwencjonalnym, dla każdego z nas, nasz
umysł jest w naszej głowie – siedzicie tutaj z umysłami w
waszych głowach – wszystkie te różne głowy z zawartymi w nich
umysłami. Ale w terminach umysłu, siedząc tutaj na tym
podwyższonym siedzeniu, mogę zobaczyć was oczami i jesteście w
umyśle, nie w mojej głowie. Nie mogę powiedzieć, że jesteście
wszyscy w moim mózgu. Umysł nie ma takich ograniczeń.
I
tak, można zobaczyć że ciało jest bardziej jak radio, bardziej
jak świadomy byt w wszechświecie który zbiera rzeczy. Będąc
zrodzonymi jako odseparowane byty we wszechświecie, jesteśmy
punktem światła, świadomym istnieniem w odseparowanej formie.
Mamy tendencję zakładać, że jesteśmy ustalonymi, solidnymi,
fizycznymi osobami, ale jesteśmy czymś większym niż to – nie
tak ograniczonymi, ciężkimi i ustalonymi jak nasze kulturalne
uwarunkowanie wydaje się twierdzić, czy jak my sami wydajemy się
postrzegać.
Dźwięk
ciszy nie jest mój, ani też nie jest w mojej głowie, ale ta forma
jest zdolna do rozpoznania go i widzenia rzeczy takimi jakimi są.
To poznawanie nie jest wiedzą kulturową, to nie jak
interpretowanie wszystkiego od strony mojego kulturowego
uwarunkowania, to poznawanie rzeczy takimi jakimi są, w sposób
bezpośredni, który nie jest zależny od kulturowych postaw. I tak
rzeczywiście zaczynamy rozumieć anatta, nie-ja, co pozwala
nam zobaczyć, że wszyscy jesteśmy połączeni, wszyscy jednym.
Nie jesteśmy, jak się sobie jawimy, kolekcją totalnie
odseparowanych bytów. Jeżeli zaczniesz kontemplować w ten sposób,
rozpoczniesz rozszerzanie swej przytomności, włączając raczej
niż definiując.
Zatem
w terminach medytacji, ustanawiamy przytomność na teraźniejszym –
ciele, oddechu, dźwięku ciszy. Wtedy możemy wnieść do tego
postawę metta (przyjazności), która jest sposobem bycia w
relacji i rozpoznawania uwarunkowanych rzeczy bez osądzania ich.
Bez tej postawy, mamy tendencję dokonywania wartościujących
osądów naszego doświadczenia na poziomie personalnym. Jedna osoba
odczuwa spokój, druga czuje się niespokojna, jedna jest
zainspirowana, druga czuje się znudzona, jedna jest entuzjastyczna,
druga przygnębiona, lub masz dobre lub złe myśli, głupie lub
użyteczne myśl, osądy na temat jakości doświadczenia które
każdy z nas ma. W terminach poznawania, znamy myśl jako powstającą
i zanikającą. Złe myśli czy straszne myśli powstają i
zanikają, tak jak dobre myśli. To nie sprawa dawania osądów na
temat tego jaki zły jesteś ponieważ masz złe myśli; to zdolność
rozpoznawania myśli, i zobaczenia, że w ich naturze leży
nietrwałość, zmiana, nie-ja.
*
Gdy
tak myślisz o sobie i o tym kim jesteś, kim powinieneś być, kim
chciałbyś być, kim nie chcesz być, jak dobrym czy złym, cudownym
czy okropnym jesteś, wszystko to wiruje dookoła, kręci się w
miejscu. Jednego razu czujesz „Jestem rzeczywiście cudowną
osobą”, w następnej chwili „Jestem absolutnie beznadziejną,
straszną osobą”. Ale jeżeli przyjmiesz schronienie w
przytomności, wtedy cokolwiek myślisz nie ma większego znaczenia,
ponieważ twoje schronienie jest w tej zdolności do bycia przytomnym
raczej, niż krążeniu i fluktuacji poglądu na osobowość, twojego
nawykowego sakkaya-ditthi.
Po
prostu dostrzeż, jak bycie osobą jest w rzeczywistości podobne do
yo-yo; wznosi się i opada cały czas. Wraz z pochwałą czujesz się
cudownie, jesteś cudowny – i wtedy stajesz się
beznadziejnym przypadkiem, masz depresję, jesteś beznadziejną
ofiarą okoliczności. Wygrywasz na loterii i jesteś zachwycony;
wtedy ktoś kradnie ci wszystkie pieniądze i masz myśli
samobójcze. Osobowość jest jak to; jest bardzo zależna. Możesz
być strasznie zraniony na poziomie osobistym. Lub możesz być
radosny: ludzie znajdują cię jako najcudowniejszą, ekscytującą
osobowość, i czujesz się szczęśliwy.
*
Budda
wskazał na niestabilność uwarunkowanych rzeczy, na ich
nietrwałość. To nie jest po prostu filozofia, z którą
powinniśmy się zgodzić. Badamy i widzimy naturę uwarunkowanej
rzeczywistości na sposób w jaki jej doświadczamy, fizycznie,
emocjonalnie i mentalnie. Ale to co jest przytomne doświadczenia –
nasze schronienie – jest w tym przebudzonej przytomności raczej,
niż w próbowaniu znalezienia czy stworzenia warunku który da nam
pewne poczucie bezpieczeństwa. Nie próbujemy się ogłupić
pozytywnym myśleniem. Schronienie kryje się w przebudzeniu na
rzeczywistość, ponieważ nieuwarunkowane jest rzeczywistością.
Ta przytomność, te przebudzenie, to jest nieuwarunkowane, aktualne
przebudzenie na to. Warunki są jakie są – silne bądź słabe,
przyjemne czy bolesne. „Jestem nieoświeconą osobą, która musi
mocno praktykować medytację. Muszę rzeczywiście to sobie
wypracować, usunąć swe skalania, i stać się oświeconą osobą,
pewnego dnia w przyszłości. Mam nadzieję osiągnąć poziom
wchodzącego w strumień zanim umrę, ale jeżeli mi się to nie
uda, mam nadzieję że odrodzę się w lepszym świecie”. Tak to
idzie, tworzymy więcej i więcej komplikacji. Ludzie pytają mnie:
„Czy możemy osiągnąć poziom wchodzącego w strumień? Czy są
jacyś arahaci?” Ciągle myślimy o wejściu w strumień i o
arahacie jako o jakości personalnej, nieprawdaż? Patrzymy na kogoś
i mówimy: „Ten tam mnich jest arahatem!” Myślimy, że ta a ta
osoba jest arahatem czy wchodzącym w strumień. To właśnie jest
sposób w jaki operuje uwarunkowany umysł; nic nie można na to
poradzić, uwarunkowany umysł nie może robić nic innego niż to.
Zatem nie możesz mu ufać, nie możesz przyjąć schronienia w
swych myślach czy swych percepcjach, lecz w przytomności. To do
niczego nie podobne, to raczej jak nicość – ale jest wszystkim.
Wszystkie problemy rozwiązują się właśnie tam.
Twój
uwarunkowany umysł myśli: „To nic, to nie ma żadnego znaczenia.
To nic nie warte, nie możesz tego sprzedać”. Oto gdzie uczymy
ufać się zdolności do przebudzenia, ponieważ jeżeli myślisz o
tym, zaczniesz wątpić cały czas. „Czy jestem rzeczywiście
przebudzony? Czy jestem wystarczająco przebudzony? Może powinienem
więcej spać, żeby dłużej być czujniejszym. Może gdy zacznę
pracować z ignorancją, tak się zniechęcę, że z tego
zrezygnuję”. Jeżeli rozpoczniesz od ignorancji, jak mógłbyś
kiedykolwiek skończyć na mądrości? To nie ma żadnego sensu.
Uderzając swoją głową w mur, po chwili możesz zrezygnować,
jeżeli nie uszkodziłeś sobie mózgu. Kiedy przestajesz, to
przyjemne uczucie, czyż nie? Ale zamiast patrzenia na to w ten
sposób, zaufaj prostemu aktowi uważności. I wtedy badaj i ufaj w
swoją zdolność użycia mądrości.
Możesz
pomyśleć: „Och, nie posiadam żadnej mądrości. Jestem nikim.
Nie miałem żadnego rzeczywistego wglądu”. I tak w pełni
przekonujesz siebie, że nie potrafisz tego zrobić. Tak to wydaje
się wyglądać na poziomie personalnym. Może nie czujesz się
jakbyś miał coś do zaoferowania na tym poziomie, ale to kolejna
kreacja. To samo „Jestem nieoświeconą osobą”. Cokolwiek
myślisz o sobie, czy to coś najlepszego czy najgorszego, to ciągle
kreacja; tworzysz to w obecnym teraz doświadczeniu. Jakiekolwiek
założenia masz o sobie, niezależnie jak rozsądne, są one ciągle
kreacjami w teraźniejszości. Przez wierzenie im, przez myślenia i
trzymanie się ich, ciągle tworzysz siebie jako pewien rodzaj
osobowości.
Przebudzoność
nie jest kreacją; jest immanentnym aktem uwagi w teraźniejszości.
Oto dlaczego rozwijając to rozmyślne: „Jestem nieoświeconą
osobą”, jest zręcznym środkiem służącym do tego by zauważyć
bardziej dokładnie i stale, co to znaczy być uważnym, mieć
czystą przytomność tego samego czasu, gdy w jakikolwiek sposób
tworzysz siebie jako osobę. Uzyskujesz te poczucie, że twój
pogląd na jaźń jest zdecydowanie obiektem mentalnym, przychodzi i
odchodzi. Nie możesz utrzymać „Jestem nieoświeconą osobą”.
Jak mógłbyś to zrobić? Myśleć o tym cały czas? Jeżeli
zaczniesz chodzić dookoła i mówić „Jestem nieoświeconą
osobą” cały czas, wyślą cię do szpitala psychiatrycznego. To
powstaje i zanika, ale przytomność jest stale obecna. Ta
przytomność nie jest stworzona, nie jest osobista, ale jest
realna.
Również
rozpoznaj zakończenie, kiedy ulega zatrzymaniu: „Jestem
nieoświeconą osobą, która musi praktykować medytację ażeby
stać się oświeconą osobą kiedyś w przyszłości”. Wtedy jest
tam ta dźwięcząca cisza, przytomność. Warunki zawsze powstają
i zanikają teraz. Zakończenie warunków jest teraz. Koniec świata
jest teraz. Koniec jaźni jest teraz. Koniec cierpienia jest teraz.
Możesz zobaczyć powstawanie „Jestem ...” i dalej zakończenie
tego; co pozostaje, gdy coś się rozpoczęło i zakończyło jest
przytomnością.
*
Rozważając
„centralizację” - co oznacza, że każdy z nas jest w centrum
wszechświata w tym momencie. To nie osobista interpretacja, ale
rzeczywistość tego momentu. Jesteście – w terminach tego
momentu, tak jak ja go doświadczam – obiektem, centrum jest tutaj
i teraz, z tego punktu tutaj. Jeżeli myślę o tej obecności, tym
punkcie w którym doświadczamy życia, świadomość jest zawsze w
tym punkcie – przytomność tutaj i teraz. Każdy z nas jest
odseparowaną świadomą formą we wszechświecie, ale w naszym
życiu doświadczamy wszechświata z tego centralnego punktu,
gdziekolwiek zdarzy się że będziemy: tutaj, w kuti, na
szczycie góry, na lotnisku.
Centrum,
użyjcie refleksji: nie jest to punkt w przestrzeni, ale to
rzeczywistość naszego istnienia. Weźmy to na poziomie osobistym,
„Jestem centrum wszechświata” brzmi jak namiętne założenie,
że jestem najważniejszy, czy że jestem Bogiem lub przypisuję
sobie jakąś niezwykłość. To całkiem zwyczajne, ponieważ każdy
z nas, każde stworzenie, jest faktycznie centrum wszechświata w
terminach doświadczenia. Nawet pchła jest świadomą istotą i
doświadcza świadomości z tego punktu, tak samo z psem czy kotem.
Nie wyobrażam sobie by pchły miały silne ego, one aż tyle nie
myślą. Ale nie będąc pchłą, nie mogę za nią nic powiedzieć.
I tak, możemy zobaczyć siebie, jestem po prostu zwykłą ludzką
istotą. Nie ma we mnie nic specjalnego, rozpatrując jak wiele
miliardów ludzi żyje na tej planecie. To konwencjonalny sposób
myślenia. „Jetem tylko jeszcze jednym stworzeniem na tej
planecie”, co z pewnością jest prawdą. Nie ma w tym nic złego
czy fałszywego, ale czy rzeczywiście rzeczy mają się właśnie
tak? Co stanie się z tą formą jest tym co doświadczam, i tak
jest to ważne, nawet jeżeli na poziomie perspektywy makrokosmosu
jestem tak jak ta pchła, bez większego znaczenia we wszechświecie.
Jeżeli
teraz padnę martwy, nie będzie to wielka strata dla wszechświata.
Tylko paru ledwie to zauważy. Tak jak gdy umiera pchła, któż by
się o to troszczył? Faktycznie możemy być z tego nawet
zadowoleni. Widzenie martwej pchły może być lepsze niż widzenie
jej żywą. Ale w terminach doświadczenia, to jest to na co chcę
wskazać, ten punkt doświadczeniem tutaj i teraz. Zatem ten
przebudzony stan, przytomność, jest naszą zdolnością do
refleksji nad tym doświadczeniem, nie z punktu osobistych
preferencji czy opinii, ale z pozycji Buddy poznającego Dhammę.
Świadomość w odseparowanej formie jest doświadczeniem
poznawania. Poznawanie, zatem, jest tym co robimy na tym
odosobnieniu – znaniem drogi jaką ona jest raczej, niż wiedzą o
drodze czy posiadanie poglądów i opinii na poziomie osobistym
takich jak „Ja czuję, moje uczucia są takie”, czy „moje
ciało odczuwa to tak”. Nasze nawyki myślowe i nasz język są w
bardzo wielkim stopniu ugruntowane w znaczeniu mnie i mojego. Ale
przekraczając myśl i język, kiedy zatrzymaliśmy myślenie,
ciągle jest tam obecność, czyż nie?
Kiedy
myślę „Jestem Ajahnem Sumedho” - i daję się złapać w
asocjacje związane z tą myślą i przywiązanie do tej szczególnej
percepcji mnie samego – ciągle jest tam przytomność, i to jest
brama do Nieśmiertelności. To jest otwarcie, wyrwa w samsarze,
otwór ucieczki z bycia stale popychanym i zniewalanym przez nasze
nawyki. Myślenie jest nawykiem; poczucie mnie samego jako osoby
jest nawykiem. Osobiste nawyki są sakkaya-ditthi,
silabbata-paramasa, i vicikiccha, pierwsze trzy z
dziesięciu pęt, nazywanych w Pali samyojana. Tak też,
trzeba wyjść poza te trzy pęta, przejrzeć przez nie. Wtedy
realizuje się ścieżkę: wchodzącego w strumień, sotapati.
Zatem to nie usunięcie tych trzech pęt przez zniszczenie
wszystkiego, ale raczej rozpoznanie ich; bycie ich obserwatorem
raczej, niż dać się im wodzić, przez stanie się tą osobowością
i tymi konwencjami i myślami, staniem się procesem umysłowym.
I
tak rzeczy jak samo-dociekanie, wglądanie się w siebie,
obserwowanie siebie raczej niż zajmowanie pozycji, że nie
powinniśmy mieć ego, że nie powinniśmy być egoistyczni – co
zależy od myśli …
*
Rozważ
słowo „ja” w zdaniu „Ja jestem nieoświeconą osobą”.
Jeżeli wsłuchasz się w to i w następne słowa, rozpoznasz, że
tworzysz świadomość siebie przez te słowa które celowo
pomyślałeś. Co jest przytomne twojego myślenia – czym to jest?
Czy to osoba? Czy to osoba, która jest przytomna? Lub czy to czysta
przytomność? Czy ta przytomność jest osobista, bądź czy osoba
powstaje w tej przytomności? To jest badanie, dociekanie. Przez
dociekanie, rzeczywiście stajesz się zauważać sposób w jaki jest
Dhamma, że w rzeczywistości to nie osoba jest przytomna, ale
przytomność obejmuje to co wydaje się być osobiste.
„Jestem
nieoświeconą osobą, która musi praktykować by stać się
oświeconą osobą w przyszłości”. Zakładam, że jestem tym
ciałem, z jego przeszłością. Mam tą historię. Mam tyle a tyle
lat, urodziłem się w takim a takim miejscu. Zrobiłem wszystkie te
rzeczy i tak dysponuję historią, by udowodnić, że ta osoba
istnieje. Mam paszport i certyfikat urodzenia, i ludzie nawet chcą
bym miał swoją stronę w internecie. Ale w rzeczywistości, nie
wydaje się by było coś osobistego w tej przytomności.
Odkrywam,
że czym bardziej jestem przytomny, tym bardziej moja osobista
przeszłość wydaje się totalnie nieważna, i zupełnie
nieinteresująca. Właściwie, przeszłość nic nie znaczy. To tylko
parę wspomnień w stronę których mogę się zwrócić. Jednak
biorąc je z osobistego punktu widzenia, jeżeli dan się pochwycić
przez myślenie o sobie jako o rzeczywistej osobowości, wtedy nagle
odkrywam, że moja przeszłość jest ważna. Tożsamość daje mi
poczucie, że jestem osobą. Jestem kimś ważnym; kimś który może
nie jest strasznie ważny, ale przynajmniej czuje połączenie z
czymś w przeszłości. Mam dom, mam dziedzictwo. Obecnie ludzie
mówią wiele o stracie poczucia swej tożsamości, ponieważ są
uchodźcami i ich rodzice są martwi, ponieważ ich rasa jest
mieszana, lub gdyż nie mają żadnej rzeczywistej jasnej tożsamości
siebie samych jako należących do czegoś w przeszłości. Poczucie
osobowości zależy w znacznym stopniu na udowodnieniu, że jesteś
kimś, twojej edukacji, rasie, osiągnięciach (lub ich braku), czy
jesteś interesującą czy nie interesująca osobą, kimś ważnym
bądź nieważnym VUPem czy Very Unimportant Person!
W
medytacji nie próbujemy zanegować osobowości, nie próbujemy
przekonać siebie samych, że jesteśmy nie-ludźmi przez chwytanie
się takich idei jak „Nie mam narodowości (czy płci, klasy,
rasy)” i „czysta Dhamma jest moją prawdziwą tożsamością”.
To ciągle jeszcze jedna tożsamość, czyż nie? To nie to. To nie o
chwytaniu się konceptów nie-ja. To realizacja, zauważenie przez
przebudzoną uważność sposobu w jaki rzeczy są. Właśnie w tym
prostym ćwiczeniu, „Jestem nieoświeconą osobą ...”, to
całkiem rozmyślne. Możesz powiedzieć „Jestem oświeconą
osobą”. Możesz wybrać czym chciałbyś być, oświeconym czy
nieoświeconym. Większość z nas nie śmie chodzić wokół mówiąc
„Jestem oświeconą osobą”, nieprawdaż? To bezpieczniejsze
chodzić dookoła i mówić „Jestem nieoświeconą osobą”,
ponieważ jeżeli powiesz „Jestem oświeconą osobą”, ktoś może
cię zaczepić „Nie bardzo wyglądasz mi na oświeconego!” W
każdym razie, słowa nie są zbyt ważne. Czy mówisz „Jestem
nieoświeconą osobą” czy „Jestem oświeconą osobą”, to
skierowanie uwagi ma znaczenie.
*
Dźwięk
ciszy nie jest czymś niebezpiecznym. To zależy od tego jak nań
patrzysz. Jeżeli stawiasz mu opór albo jesteś wobec niego
negatywny, to tworzenie negatywności. Zamiast tego, jeżeli będziesz
zrelaksowany i otwarty, wtedy możesz poczuć to łagodnie ożywione
tło dźwięku, które jest spokojne, wyciszające i dające
odpoczynek. Zaczynasz rozpoznawać pustkę – to nie niejasna idea,
że praktykując medytację możesz kiedyś, pewnego dnia doświadczyć
pustki. To nic niejasnego, to bardzo bezpośrednie.
Wtedy,
w tej pustce kontempluj czym jest „jaźń”. Kiedy stajesz się
osobą, co się dzieje? Zaczynasz myśleć, chwytać się swoich
uczuć, stajesz się mnichem czy mniszką, mężczyzną czy kobietą,
osobowością. Azjatą czy Europejczykiem , czy Amerykaninem, starym
człowiekiem czy młodą kobietą czy czymkolwiek. To przez myślenie,
chwytanie się kandh, wplątujemy się w to, i tak stajemy się
czymś. Ale w tej pustce, nie ma narodowości. To czysta
inteligencja, nie należy do nikogo, ani do żadnej grupy. Zatem,
kiedy zaczynasz rozpoznawać to kiedy stajesz się kimś czy nikim,
to są tam odpowiednio atta (jaźń) i anatta.
W
tej pustce nie ma jaźni, nie ma Ajahna Sumedho właśnie teraz. „Ale
ja chciałbym opowiedzieć wam o mojej osobistej historii, o
wszystkich moich kwalifikacjach i moich osiągnięciach w świętym
życiu na przestrzeni ostatnich trzydziestu pięciu lat. Jestem
opatem świątyni, uważanym za VIB'a (Very Important Bikkhu), i chcę
byście mnie szanowali i traktowali mnie odpowiednio, ponieważ
osiągniecie duże zasługi będąc uprzejmymi dla starszych!” To
jest Ajahn Sumedho! Bądź, „Nie musicie mnie wcale szanować, nie
ma to dla mnie najmniejszego znaczenia, mogę przyjąć to że mnie
nie lubicie czy krytykujecie mnie i szukacie u mnie błędów. To OK,
i chętnie to zniosę, ponieważ całkiem sporo dla was wszystkich
poświęcam”. Ale to znów Ajahn Sumedho. Zrodzony ponownie by znów
odejść! Pusty.
Właśnie
przez badanie tego, zaczynasz rozumieć czym jest atta, jak
stajesz się osobowością, i również zaczynasz widzieć, że kiedy
nie ma osoby, ciągle jest przytomność. Inteligentna przytomność,
nie nieświadoma tępa głupota. To jasna, czysta, inteligentna
pustka. Stajesz się osobowością przez posiadanie takich myśli
jak: użalanie się nad sobą, poglądy i opinie, samokrytycyzm i tak
dalej, i wtedy to się zatrzymuje – jest tam cisza. Ale ta cisza
jest jasna i czysta, inteligentna. Preferuję tą ciszę raczej niż
to niekończące się, nieustannie mnożące się gaworzenie umysłu.
*
Przytomność
jest zatem uczeniem się słuchania i pokładania zaufania w
najprostszym stanie istnienia. To nie jhana, czy absorpcja w
cokolwiek. To czysta uważność. Zatem gdy masz zaufanie do tej
czystości, nie ma w tym błędu. Nie ma błędu w czystości,
nieprawdaż? Czystość jest doskonała. Nieczystość jest
nieobecna. Oto gdzie należy pokładać zaufanie, uważność wobec
obecnego. Kiedy próbujesz ją odkryć, popadasz w wątpliwości. Po
prostu zaufaj immanentnemu aktowi bycia przebudzonym, bacznym tego
momentu. Kiedy to robię, mój umysł się relaksuje. Słyszę dźwięk
ciszy. Jaźń jest nieobecna. Czystość. Kiedy zaczynam odczuwać,
że powinienem coś zrobić, jestem tego przytomny. Zdaję sobie
sprawę z kamma-vipaki przejścia przez amerykański system
edukacji i doświadczenia tego niezwykle kompulsywnego stylu życia.
I tak powstaje kamma-vipaka. W tym stanie czystości, nie jest
to personalne. To nie mówienie: „Teraz Ajahn Sumedho jest czysty”.
To wychodzi poza takie myślenie. Nie mówisz o tym w jakikolwiek
osobisty sposób. To rozpoznanie, realizacja. To jest tym, czym
rzeczywiście jesteś, nie jakąś kreacją. Nie kreuję tej
czystości. Nie kreuję jakiegoś ideału by następnie przy jego
pomocy się zwodzić.
To
miejsce w którym przychodzi zaufanie, ponieważ twoja osobowość
nie zamierza zaufać przytomności. Pod wpływem poglądu na
osobowość, mówi się: „Nie ma w tobie nic czystego. Masz tylko
jakieś brudne myśli. Czujesz się naprawdę wzburzony i zagniewany
o to co ktoś powiedział o tobie. Po wszystkich tych latach, ciągle
jesteś wypełniony nieczystościami”. To stary wewnętrzny tyran.
To pogląd na osobowość. Jest on ofiarą i prześladowcą. Jako
ofiara, mówi: „Biedny jestem, taki nieczysty”, podczas gdy jako
oskarżyciel, mówi: „Nie jesteś wystarczająco dobry, jesteś
nieczysty”. Nie można mu ufać. Nie bierz schronienia w byciu
ofiarą czy prześladowcą. Ale możesz ufać tej przebudzonej
przytomności. I te zaufanie rodzi pokorę. Nie jest to jak wierzenie
w coś. Jest to uczenie się relaksacji i bycia. Zaufaj w możność
prostego bycia tutaj, otwartym i receptywnym na to co się obecnie
dzieje. Nawet jeżeli to co się dzieje jest brzydkie, czy
jakiekolwiek byłyby warunki, których doświadczasz, nie jest to
problemem, jeżeli ufasz tej czystości.
*
Stosujemy
tą przytomność do wszystkiego, jak na przykład do sytuacji bycia
osobiście zranionym. Kiedy ktoś powie coś co rani, zadaj pytanie
„czym jest to co czuje się zranione?” Jeżeli ktoś mnie zrani
czy obrazi w jakiś sposób, i czuję się dotknięty, czy źle
zrozumiany, obrażony, zaniepokojony czy nawet zagniewany, czym jest
to, co czuje się zagniewane i zaniepokojone, co czuje się
obrażone?” Czy to moje schronienie, ta osobowość, której
uczucia są ranione i ulegają wzburzeniu? Kiedy mam przytomność
jako schronienie, ona nigdy przez nic nie staje się wzburzona.
Możesz to sobie nazywać jak ci się podoba. Ale jako osoba, bardzo
łatwo staję się zirytowany. Ponieważ osobowość, sakkaya-ditthi,
jest właśnie taka – bazuje na „mnie” będącym cennym czy
wartościowym, docenianym czy niedocenianym, rozumianym właściwie
czy błędnie, szanowanym czy nieszanowanym, i wszystkimi tego
rodzaju rzeczami.
Moja
osobowość jest szeroko otwarta na zranienia, obrazy, wzburzenia
przez cokolwiek. Ale osobowość nie jest moim schronieniem. Jeżeli
twoja osobowość jest podobna mojej, nie radziłbym ci brać jej
jako schronienie. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, by
rekomendować komuś przyjęcie schronienia w mojej osobowości. Ale
w przytomności tak. Jeżeli coraz bardziej i bardziej jej ufasz,
nawet jeżeli czujesz się wzburzony, nieszanowany, i niekochany i
niedoceniany, przytomność zna to jako będącym anicca,
nietrwałym. To nie osądzanie. To nie tworzenie żadnych problemów.
To pełna akceptacja uczucia, że „nikt mnie nie kocha, wszyscy
mnie nienawidzą”, jako uczucia. A ono naturalnie odejdzie.
Zniknie, ponieważ w swej naturze ma nietrwałość.
*
Punkt
ciszy, centrum, to jest przytomnością. Badanie tego, jak badanie
dźwięku ciszy, odsłania mi ten punkt. Kiedy nie mogę go zauważyć
i wychodzę na zewnątrz w zmienność świata, staję się osobą i
daję się pochwycić w swe nawyki, miłości i nienawiści, moje
upodobania i niechęci. Ale jeżeli schodzę do tego centrum, w tym
punkcie ciszy, jest to jak wyspa, czy cichy niewzruszony punkt w
kręcącym się świecie, oko huraganu. I wtedy świat obraca się
wokół tego.
I
tak z samsarą, uwarunkowaną rzeczywistością – zdobywasz wobec
niej pewna perspektywę, obserwujesz arammana. Nastrój w
którym jesteś, nie jest punktem ciszy, nie jest centrum. Nastrój
przychodzi i odchodzi. Zmienia się, ewoluuje, jest szczęśliwy,
smutny, wzniosły, przygnębiony, zainspirowany, znudzony, kochający,
nienawidzący i tak dalej jak to. Zgodnie z warunkami jakie
przychodzą do tego punktu, tak i zmienia się nastrój. Jest łatwo
powiedzieć: „Och, jestem w złym nastroju” czy „Jestem w
dobrym nastroju”. Taki jest nasz język, i tak stajemy się
nastrojem, „Czuję się dziś szczęśliwy, wszystko układa się
dobrze”, czy „Dziś mam jeden z tych złych dni”. Oto dlaczego
zachęcam do badania myśli, abyście nie tworzyli siebie,
nieskończenie wzmacniając poczucia jaźni przez wasze
zdywersyfikowane myślenie.
„Muszę
czynić plany, w następnym miesiącu jadę do Ameryki, muszę
zarezerwować bilety i ...” - wszystko to tworzę. „Och, muszę
zarezerwować bilety, muszę zrobić to, wysłać pocztę i dać
innym znać, kiedy się tam pojawię, ludzie chcą mnie zobaczyć,
spotkać się … o Boże … tyle do zrobienia!” Ta percepcja:
„Jadę do USA w następnym miesiącu”, nie ma nic złego w
myśleniu o tym, ale nie jest to kontekstem. To przytomność jest
tym w co pokładam zaufanie, i wtedy zajmowanie się detalami wyjazdu
pochodzi od tej świadomości raczej, niż z poczucia: „Och muszę
jechać, muszę robić plany”, i wtedy całe to myślenie ma
tendencję do uczynienie mnie bardzo zajętym.
Mogę
myśleć o tym jak wiele mam do zrobienia, ale jest w tym przytomność
wobec tych myśli. Nie ma w tym już dłużej nacisku jaki był
obecny, kiedy tego nie wiedziałem, kiedy byłem nieuważny. Mogłem
popaść z całkowite wyczerpanie tylko z uwagi na myślenie o
pewnych sprawach za które byłem odpowiedzialny. Był poranek,
obudziłem się po nocy dobrego snu, ale pomyślawszy o wszystkich
tych rzeczach, które muszę zrobić, stałem się totalnie
wyczerpany. Nie umiałem ruszyć palcem.
Dla
uwarunkowanej jaźni, wszystko co widzisz jest punktem, małą kropką
i kontemplowałem „Czy punkt jest tylko małą kropką, czy też
może zawierać wszystko? Konwencjonalny sposób myślenia jest taki,
że punkt jest kropką, malutką kropeczką – ale możesz go
postrzegać jako punkt, który obejmuje raczej niż wyklucza
wszystko. (…) Jeżeli myślę o tym punkcie jako cieniutkiej, małej
rzeczy, wydaje się być odległym. Spróbuj żyć w takim punkcie,
tym punkcie ciszy, myślący umysł pomyśli: „To brzmi
niewiarygodnie, to niemożliwe”. Jeżeli zaczniesz rozpoznawać
przytomność, punkt ciszy, staje się on punktem który obejmuje –
jedność ekagatta, jednopunktowość, zjednoczenie. Zatem ta
jedność, czy obejmujący punkt – właśnie w tym momencie możesz
rozpoznać przytomność, nie wyłączającą niczego, nie dzielącą
niczego, nie osądzającą.
Funkcją
myślenia jest separować i oddzielać, i porównywać. I tak
myślenie, funkcja myślenia jest dyskryminowaniem, porównywaniem
jednej rzeczy do drugiej, osądzaniem oceniającym cechy: „to jest
dobre, to jest złe”. Jeżeli myślę, „jestem Ajahnem Sumedho,
to ustawia mnie jako osobę odseparowaną od ciebie, definiuje mnie
na poziomie personalnym, wyłączającym was. Żaden z was nie jest
„Ajahnem Sumedho”. Ajahn Sumedho oznacza, że jesteśmy dwoma
trwale odseparowanymi osobowościami. To proces myślowy. To co
jednoczy, to przytomność. „Ajahn Sumedho jest ledwie arammana.
Słowa jak
„jedność”, „zjednoczenie”, „uniwersum”, czy
„jednopunktowość” - mamy takie słowa, mamy doświadczenie
jedności, mistyczne doświadczenie, i jest to intuicyjne, nie jest
to proces myślowy. I tak, jak tylko zaczynasz o tym myśleć, wtedy
twoja wiedza o jedności nie jest już dłużej bezpośrednia,
ponieważ dzielisz, jesteś pochwycony w „Jestem tutaj, ty jesteś
tam”, w konwencjonalną rzeczywistość. Konwencje, które tworzymy
są jak to, są stworzone, uczynione przez człowieka.
*
I
tak w tej ciszy, jeżeli jej nie zauważam, nawet uchwycenie się
terminu sprawia, że raczej szukam czegoś, niż pokładam zaufanie w
byciu tutaj, rozluźniony i otwarty. Doświadczenie słuchania,
otwartości, nie nasłuchiwania w oczekiwaniu czegoś czy próbowania
znalezienia czegoś do słuchania, ale po prostu zaufania do siebie,
by słuchać w ten sposób. Do tego potrzebna jest cierpliwość,
ponieważ umysł jest niespokojny i stykamy się z wieloma
wątpliwościami; wątpliwościami co do siebie samych;
wątpliwościami co do praktyki, co do nauczyciela, na temat tego
odosobnienia – myślenie tworzy wątpliwości. I tak, kiedy
dochodzi do tej przytomności, jeżeli jesteś pochwycony w negatywny
stan sceptycyzmu, czy wątpliwości czy rozpaczy, czym jest to co
poznaje te stany? Kiedy mówisz, „Czuję rozpacz”, co jet tym co
zna rozpacz, co jest tym co poznaje ją jako obiekt?
W
tego rodzaju pytaniach, „Co jest tym, co poznaje?”, nie szukasz
odpowiedzi w terminach słów Pali czy angielskiego czy dowodu
naukowego. To sprawa zaufania do siebie. Wiesz, to jest twoje życie;
doświadczasz życia z tego punktu. Możesz wtedy zapytać: „Ajahanie
Sumedho, czy doświadczam to we właściwy sposób?” Myślisz, że
mógłbym to wiedzieć lepiej niż ty. Możesz projektować na mnie
omnipotencję i powiedzieć: „On może wejrzeć głęboko w nasze
dusze i rozpoznać wszystko co się w nich kryje, i prawdopodobnie
wie, co myślę i czego potrzebuję”. To ciągle myślenie, czyż
nie? Jedynym, który może to wszystko wiedzieć w tym momencie
jesteś ty. Mogę czynić założenia, bazujące na twoim języku
ciała czy wyrazie twarzy. Mogę uzyskać wskazówki, na temat tego
co się z tobą dzieje, ale to ty znasz rzeczywistość nastroju,
wspomnienia, uczucia – pozytywnego, negatywnego, neutralnego,
jakiekolwiek. Nie jesteś tym czym myślisz, że jesteś; jesteś na
pewien sposób niewiedzącym i potrzebujesz mnie, bym ci powiedział.
To ciągle proces myśli, czyż nie? Stworzyć siebie jako kogoś,
kto nie wie, i mnie jako kogoś kto wie. To kolejna kreacja.
Zatem
te poczucie zaufania, rozpoznawania tej przytomności, ufania jej
ponieważ, w rzeczywistości to jest wszystko co posiadamy, to jest
fundament, wyzwolenie, brama do Nieśmiertelności. I to dlatego
mówimy: paccattam veditabbo vińńuhi: zrealizować to dla
siebie, poznać to dla siebie – i nikt nie zrobi tego za ciebie ani
ci tego nie da. Najwięcej co możemy zrobić, to wskazywać. Jeżeli
będziesz ciągle patrzył na mnie, będziesz widział tylko palec.
Wskazuję i mówię: „Spójrz na księżyc”, a ty patrzysz na mój
palec wskazujący. Wtedy wchodzi w to pańńa, mądrość.
Widzisz palec jako wskazujący, patrzysz, i widzisz księżyc. Nie ma
co się rozwodzić nad palcem. Ludzie cierpią tak bardzo z powodu
wątpliwości co do siebie samych i nadmiernego krytycyzmu i poczucia
nieadekwatności – termin klucz używany obecnie: „brak poczucia
własnej wartości”. To nawyk jaki wyrobił się w nas, żyjących
w tej kulturze. Dlatego nie należy mu wierzyć. Nie definiuj siebie,
nie dokonuj wciąż ocen jakościowych z przypisywaniem cech i
przypinaniem metek, ale przebudź się do tego naturalnego stanu –
to jest schronienie.
*
Wychodząc
od ignorancji, z niezrozumienia drogi jaką ona jest, identyfikujemy
się z warunkami i dajemy się pochwycić w ich ruch. Kiedy się tak
dzieje, możemy zauważyć, jak wpływa na nas myślenie. Moje
poczucie siebie samego jako osoby, mój ego-pogląd, przechodzą
niezakwestionowane. Zawsze mam to poczucie bycia „mną”. Strach,
chciwość, gniew, i pomieszanie, powstają; warunki ulegają
zmianie, a jednak zakładam, że cały czas pozostaję tą samą
osobą. Zawsze jestem Ajahnem Sumedho, niezależnie od tego co robię.
To nigdy nie jest kwestionowane, nigdy nie podlega dociekaniu. Przez
identyfikowanie się z takim konceptem, chwytam się pewnego rodzaju
trwałości. Zawsze jestem tą osobą.
To
samo z pozycjami. Kiedy mówię słowo Ajahn, oznacza ono
„nauczyciela”; to tajskie słowo wyprowadzone z sanskryckiego
acarya. I tak jestem acarya, Ajahnem, nawet gdy śpię
w mojej kuti, nikogo nie ucząc. Jeżeli zidentyfikuję się z
„jestem Ajahnem” jako rodzajem ciągłej trwałej tożsamości,
da mi to zawsze poczucie bycia nauczycielem. Jeżeli jest w tym
pojęcie: „jestem nauczycielem”, to każdy inny jest kimś do
pouczania. I tak tkwi się w identyfikacji, będąc przywiązanym do
pozycji, tytułów, i tożsamości, które cię determinują. To ma
taki skutek.
I
to jest to co robi przywiązanie do percepcji; sprawia, że rzeczy
wydają się większe niż rzeczywiście są. Idea, że tylko Ajahn
uczy, że nie nauczysz się niczego od kogoś innego, jest
ograniczająca. Byłbyś męczący, gdybyś zawsze wychodził z
pozycji nauczyciela. Stworzyłbyś iluzję. Rzeczywisty proces to
uczenie się od siebie nawzajem, czyż nie? Z rozlicznych sytuacji i
okoliczności które się nam przytrafiają. Uczymy się i nauczamy
wzajemnie, nawet jeżeli nie widzisz siebie jako nauczyciela; mogę
się nauczyć czegoś od ciebie i ty możesz się nauczyć czegoś
ode mnie.
Ustalone
tożsamości wzmacniają poczucie izolacji i samotności. Masz
tendencję by działać zgodnie z tym co o sobie myślisz,
usztywniasz się na pewnej pozycji i po tym nie wiesz, jak wchodzić
w relacje na inny sposób. Po prostu obserwuj tą pozycję Ajahna,
zależną od warunków; jest ona formalną konwencją. W codziennym
życiu widzisz zmieniające się sytuacje; czasami ta tożsamość
jest odpowiednia a czasami nie jest już dłużej potrzebna. W
Zgromadzeniu pewni mnisi mówią: „Nie chcę być Ajahnem”,
ponieważ to izoluje ich na pozycji autorytetu. Większość mnichów
z Zachodu ma problemy z autorytetem.
*
W
dwóch miejscach w Suttach Kanonu, znajdujemy odniesienie do vińńanam
anidasanam anantam sabbo pabham – słów wskazujących na ten
naturalny stan świadomości, tej rzeczywistości. Znajduję bardzo
użytecznym jasne rozpoznanie: „świadomość jest jak to”.
Jeżeli zaczynam o tym myśleć, to zaczynam chcieć to zdefiniować:
„Czy to nieśmiertelna świadomość?” Albo też chce się to
wprowadzić do doktryny metafizycznej, bądź odwrotnie, zanegować:
„Świadomość jest anicca, dukkha, anatta”. Chcemy to
sklasyfikować czy zdefiniować albo jako nietrwałą i nie-ja, albo
uwznioślić jako coś czego możemy się uchwycić w charakterze
pozycji metafizycznej. Ale nie jesteśmy tu zainteresowani
proklamowaniem metafizycznych doktryn, czy ograniczaniu się do
interpretacji, które mogliśmy odziedziczyć wraz z tradycją.
Próbujemy badać to w terminach doświadczenia. To pen paccattam
Luang Por Chah, coś co realizujesz sam dla siebie. I tak, to co
teraz mówię jest dociekaniem. Nie próbuję przekonać was czy
nawrócić na mój punkt widzenia.
Świadomość
jest jak to. Właśnie teraz definitywnie mamy do czynienia ze
świadomością. Jest tu bycie czujnym i przytomnym. Warunki powstają
i zanikają. Jeżeli spoczniesz w tej świadomości, nieprzywiązany,
nie próbujący niczego robić, niczego znaleźć, nie stać się
niczym, ale być zrelaksowanym i ufnym, wtedy powstają rzeczy. Nagle
możesz być przytomny fizycznego uczucia, pamięci, czy emocji. Te
wspomnienie czy wrażenie powstaje we świadomości, by następnie
zaniknąć. Świadomość jest jak pojazd, jest sposobem jak rzeczy
są.
Czy
świadomość ma coś wspólnego z mózgiem? Mamy tendencje by myśleć
o niej jako o jakimś rodzaju mentalnego stanu, zależnego od mózgu.
Postawą zachodnich naukowców jest to, że świadomość jest w
mózgu. Ale czym głębiej dociekasz za pomocą sati-pańńa,
tym bardziej widzisz, że mózg, system nerwowy, i całokształt
psychofizycznej formacji powstaje we świadomości, jest zależny od
świadomości. Oto dlaczego możemy być przytomni ciała i dokonywać
refleksji, obserwować cztery postawy – siedzenia, stanie,
chodzenie i leżenie. Będąc przytomnymi siedzenia, tak jak tego
teraz doświadczacie, nie ograniczacie się do czegoś co jest w
mózgu. Ciało jest we świadomości; jesteś przytomny całego ciała
doświadczającego siedzenia.
Świadomość
nie jest osobista. To nie świadomość w mojej czy twojej głowie.
Każdy z nas ma swe własne świadome doświadczenie, ale czy to ta
świadomość nie jest rzeczą nas jednoczącą? Czy nie jest naszą
„jednością”? Stawiam pytania; są odmienne sposoby zapatrywania
się na to. Kiedy zrezygnujemy z różnic - „Ja jestem Ajahnem
Sumedho a ty jesteś tą inną osobą” - kiedy puścimy te
tożsamości i przywiązania, świadomość dalej funkcjonuje. Jest
czysta, nie ma cechy bycia osobistą, nie jest uwarunkowana przez
bycie mężczyzną czy kobietą. Możesz nadać jej jakąś cechę,
lecz ona jest jak to. Kiedy zaczynamy rozpoznawać, że świadomość
jest tym co nas jednoczy razem i jest naszym wspólnym gruntem, wtedy
widzimy, że jest to uniwersalne. Kiedy przesyłamy metta
milionom chińczyków w Chinach, może nie są to tylko sentymentalne
i miłe myśli, może jest w tym jakaś moc. Nie wiem, stawiam
pytania. Nie zamierzam się ograniczać do poszczególnego poglądu,
który został uwarunkowany przez moje kulturowe tło, ponieważ
większość z tego jest całkiem wątpliwa. Nie myślę, by moje
kulturowe tło było czymś bardzo wiarygodnym.
Czasami
theravada jawi się jako anihilicjonizm. Wpadasz w tą fiksację:
„Nie ma duszy, nie ma Boga, nie ma jaźni”; to bycie przywiązanym
do poglądu. Czyż Nauki Buddy nie są do przebadania i dociekania?
Nie próbujemy potwierdzać czyjegoś poglądu na temat Kanonu Pali,
ale użyć Pali, do badań nad naszym doświadczeniem. To odmienny
sposób widzenia rzeczy. Jeżeli poświęcisz się takim badaniom,
rzeczywiście zaczniesz widzieć różnicę pomiędzy czystą
świadomością i tym kiedy powstaje jaźń. To nie mgliste czy
niewyraźne: -„czy teraz istnieje jaźń?” - tego rodzaju rzecz;
to jasne poznawanie.
I
tak, wtedy powstaje jaźń. Zaczynam myśleć o sobie, o moich
uczuciach, moich wspomnieniach, mojej przeszłości, moich lękach,
moich pragnieniach, powstaje cały świat wokół „Ajahna Sumedho”.
Wchodzą na orbitę – moje poglądy, moje uczucia, moje opinie.
Mogę dać się pochwycić przez ten świat, ten pogląd na mnie
samego powstaje w świadomości. Ale jeżeli znam to takim, moje
schronienie nie jest już dłużej schronieniem w byciu osobą. Nie
biorę schronienia w byciu osobowością, czy w moich poglądach czy
opiniach. Wtedy mogę puścić wszystko, i tak świat Ajahna Sumedho
kończy się. To co pozostaje, kiedy kończy się świat to
anidassana vińńana – ta pierwotna, niedyskryminująca
świadomość, ona ciągle operuje. Zatem nie oznacza to, że Ajahn
Sumedho umiera i kończy się świat, bądź, że jestem nieświadomy.
Pamiętam
kogoś bardzo przestraszonego tą mową o końcu świata. „Buddyści
praktykują medytację by zobaczyć koniec świata. Oni naprawdę
chcą zniszczyć świat. Nienawidzą świata i chcą zobaczyć jego
koniec” - tego rodzaju paniczna reakcja. Zwykłemu człowiekowi
świat jawi się w terminach fizycznych – to a planeta, kontynenty
i oceany, biegun północny i południowy. Ale w Dhammie Buddy świat
jest czymś co stworzyliśmy w świadomości. Dlatego też możemy
żyć w odmiennych światach. Świat Ajahna Sumedho nie będzie
światem stworzonym przez ciebie; jednakże świat powstaje i się
rozpada, a to co jest przytomne jego powstawania i rozpadu,
przekracza świat. Jest lokkuttara
(transcendentne) raczej niż lokiya
(światowe).
Kiedy
rodzimy się fizycznymi narodzinami, mamy w obrębie tej formy
świadomość. Ta świadomość zaczyna operować, I wtedy,
oczywiście, uzyskujemy nasze poczucie jaźni, przez matkę i ojca i
tło kulturowe. Zaznajamiamy się i asymilujemy różne wartości,
nasze poczucie jaźni jako osoby, a to ma swoje podstawy nie w
Dhammie, ale w avijja – nasze poglądy, opinie, i
preferencje obecne w tej kulturze. Dlatego też może być
nieskończenie wiele problemów wynikających z postaw kulturowych.
Życie w wielokulturowym społeczeństwie jest właśnie takie, łatwo
o wzajemne niezrozumienie, ponieważ jesteśmy uwarunkowani na
odmienne sposoby widzenia siebie i otaczającego nas świata. Zatem
pamiętajcie, że kulturalne uwarunkowanie pochodzi od avijja
(niewiedzy) o Dhammie. To co tu teraz robimy, jest obdarzaniem
świadomości informacją, pańńa, uniwersalną wiedzą
raczej, niż jakąś kulturową filozofią.
Dhamma
Buddy, gdy w nią wejrzeć, nie jest nauką wywodzącą się z tla
kulturowego. Nie jest ona o kulturze indyjskiej czy cywilizacji,
dotyczy ona naturalnych praw, z którymi się stykamy żyjąc,
pojawianie i zanik rzeczy; Dhamma jest o rzeczach takimi jakimi one
są. Te Nauki wskazują na sposób istnienia rzeczy – a to nie
wiąże się z kulturowymi ograniczeniami. Mówimy o anicca,
dukkha, anatta. To nie indyjska filozofia czy kultura; to rzeczy,
które muszą być zrealizowane. Nie operujesz wychodzac z jakiegoś
kulturowego systemu wierzeń. Budda kladzie nacisk na przebudzenie,
zwracanie uwagi raczej, niż uchwycenie się jakiegoś doktrynalnego
stanowiska*, z którego wychodzisz.
*Opisywany
sposób jest jak najbardziej możliwy do praktykowania, jednak, co
należy podkreślić, Nauka Buddy obdarza nas paroma dogmatami,
których powinniśmy się trzymać, jeżeli aspirujemy do zastąpienia
naszej ignorancji bezpośrednią wiedzą. Tyle, że oczywiście wiara
w odrodzenie czy prawo działania, nie jest czymś co Nauka Buddy
odziedziczyła z kultury indyjskiej. Te dogmaty zostały nam
przekazane przez Buddę w oparciu o jego bezpośrednie doświadczenie.
A że jest tu ono akurat w zgodzie z tłem kulturowym i religijnym
starożytnych Indii? Tym lepiej dla Indii.
*
I
tak, używając refleksji, biorąc Pierwszą Szlachetną Prawdę,
dukkha (cierpienie), zaczynasz myśleć o dukkha,
Pierwszej Szlachetnej Prawdzie – to jest myśl. Ale podejmujesz tą
myśl, uprawiasz refleksję dotyczącą dukkha. Odbywa się to
nie przy pomocy samego intelektu, jak np próbowanie znalezienia
doskonałego angielskiego odpowiednika dla słowa dukkha, jak
to próbuje robić wielu mnichów, bez końca. Szukanie doskonałego
angielskiego ekwiwalentu dla słowa dukkha, jestem tym
zmęczony. Nie przejawiam już dłużej zainteresowania na tym
poziomie, ponieważ to dla mnie nieważne. “Cierpienie”,
wystarczająco dobre. Trafia w sedno. I tak wglądasz się w to. Co
to w rzeczywistości oznacza w terminach tego co przytrafia mi się
teraz? Zaczynam dostrzegać, że są tu obecne niepokój,
świadomość-ja, zmartwienia własnymi błądami, zrobieniem czegoś
złego, umysł może powiedzieć: “Nie zniosę tego już dłużej,
mam dość, zamierzam odejść”. To rozpoczęcie wglądania się w
wielość tego konceptualnego rozróżniania, wewnętrznego tyrana,
mówiącego: “Nie powinieneś mieć takich myśli. Ta myśl była
zła i nie powinieneś myśleć negatywnych myśli”.
Mogę
zobaczyć, że dając się pochwycić w te nawyki, sprowadzam na
siebie cierpienie związane z niepokojem, zmartwieniami, i
świadomością-ja. Żyło mi się całkiem dobrze, nie mam wiele
powodów do narzekania. Nie urodziłem się w ubóstwie, u okrótnych
rodziców, czy w nieludzkim społeczeństwie, nie byłem
prześladowany, deprawowany, nie znęcano się nade mną. Na przekór
temu wszystkiemu, cierpienie było nie do zniesienia. I tak mjąc lat
trzydzieści, byłem już wypalony wewnetrznie. Czułem się
zmęczony. Nic sobie nie obiecywałem po światowym życiu. Jeżelibym
chciał, mogłem dostać dobrą pracę, i robić wszystkie te
odpowiednie rzeczy, zgodnie z życzeniami moich rodziców, ale nie
byłem zainteresowany, nic we mnie nie przejawiało takich ambicji.
Życie,
ktróre przeżywałem, nudziło mnie. Nie mogłem znieść takiego
rodzaju życia, jakie wiedli moi rodzice, ponieważ nudziło mnie to,
spędzać życie na zarabianiu pieniędzy i posiadaniu rodziny. Z
pewnością to nie sprawiało mi radości. To zbrzydzenie światem
nazywa się nibbida w Pali. To depresja połączona z
żałowaniem samego siebie, to znużenie. Po trzydziestce, a już
widziałem dość świata, miałem dość doświadczenia. I tak
jedyną rzeczą jaka mi została, to zostać mnichem. W taki sposób
otwarły się wrota fortuny, zostałem buddyjskim mnichem.
W
monastycznym życiu w Tajlandii z Ajahn Chah, buddyjska medytacja
polegała na rozwijaniu tej refleksyjnej zdolności, a nie tylko
"mnie myślącego o mnie". Dało mi to tą perspektywę, te
narzędzia, którymi się dzielę z wami, jak używać Czterech
Szlachetnych Prawd. I tak mój refleksyjny umysł zaczął postrzegać
ten gniew. Bywałem zagniewany i ktoś mówił mi: "Jesteś
zdenerwowany", a ja mu odpowiadałem: "Nie, nie jestem".
Mogłem być w samym centrum gniewu a jednocześnie go nie
rozpoznawać czy nie przyznawać się do niego - taki byłem ślepy.
Bądź też nie wiedziałem jak się do niego przyznać ... Nie
wiedziałem nic o moich relacjach emocjonalnych wobec czegokolwiek.
Ludzie mówili: "Jakie są twoje odczucia wobec tego?" I
nie wiedziałem. Nie wiedziałem nic o moich odczuciach, ponieważ
funkcjonowałem na inny sposób. Raczej niż być wrażliwym czy
uznać swe uczucia, próbowałem się stać czymś, żyć zgodnie ze
standardami, czy działać nawykowo. I tak, rzeczywiście musiałem
obserwować uczucia, gdy stałem się mnichem żyjącym wraz z Ajahn
Chah.
Musiałem
obserwować niepokój, gniew i resentyment odczuwany przy siedzeniu
przez pięć godzin i słuchaniu Ajahn Chah, podczas gdy wszyscy
dobrze się bawili. Ajahn Chah był czarujący i zapewniał dobrą
rozrywkę, ludzie słuchali jak zaczarowani, śmieli się. Miał
dobre poczucie humoru a ja siedziałem tam zagniewany i wściekły.
Dokonując refleksji nad tą furią, zacząłem dostrzegać tego
małego chłopca, to małe niedojrzałe dziecko mówiące: "Zamierzam
stąd uciec. Zamierzam naprawdę cię zranić, Luang Por Chah,
ponieważ odchodzę". I wtedy zacząłem nad tym rozmyślać -
pamiętam, że robiłem to mojej mamie. Kiedy nie dawała mi tego
czego chciałem, zwykłem mówić: "Zamierzam odejść",
mając nadzieję, że odpowie: "Och, nie rób tego, zrobię
wszystko co chcesz". Słuchałem tych głosów, ponieważ nie
było nic innego do roboty. Życie monastyczne nie jest ekscytujące
i pełne przygód. Jest symplifikacją, żyje się zwykłą rutyną
buddyjskiego mnicha.
Mimo
to byłem zainteresowany rozwojem tej umiejętności refleksyjnego
myślenia i takie życie uwolniło mnie z konieczności zarabiania
pieniędzy, i bycia pochwyconym przez te głupie społeczeństwo,
którym już byłem rozczarowany. Przynajmniej byłem z ludźmi o
podobnym nastawieniu, i z bardzo dobrym, bardzo mądrym nauczycielem.
Naprawdę miałem szczęście. Relacje z innymi mnichami i świeckimi
osobami są regulowane przez Vinayę, kod monastyczny i tajlandzką
kulturalną tradycję. I tak, zaadoptowałem się. Byłem wobec tego
krytyczny, zdecydowałem jednak, że nie jestem zainteresowany tym na
poziomie konwencjonalnym. Zamiast tego nauczyłem się, jaka jest
przyczyna cierpienia i jak się od niego uwolnić. To podstawowe
przesłanie. Intencja by zrealizować nibbanę, i nie przejmować się
zbytnio otaczającym nas światem.
Środowisko
monastyczne jest moralne. Jest w nim silne poczucie moralności i
braku przemocy, życie z dobrymi ludźmi i mądrym nauczycielem. To
była Dhamma i Vinaya. I tak zdecydowałem, że nie będę tracił
czasu na narzekania.
*
Zacząłem
przez medytację za pomocą refleksji, rozpoznawać uważność jako
przekraczającą myśli. Używając przerw pomiędzy myślami,
wywołanych pytaniami: kim jestem? kto puszcza? kim jest Budda? czym
jest to co poznaje? Podczas zadawania takich pytań, umysł
zatrzymuje się. Kiedy zadajesz sobie pytanie, przez moment nie ma
myśli. Na przykład, pytanie "kim jestem?" może być
odpowiedziane: "Sumedho". Tyle już wiedziałem, nie byłem
zainteresowany taką odpowiedzią, zatem kim jestem? Myślący
umysł zatrzymuje się. I wnikanie w przerwy pomiędzy myślami dało
mi wgląd w przestrzeń wokół rzeczy w moim umyśle.
Zacząłem
rozmyślać nad przestrzenią, moją wizualną przestrzenią. Na
przykład w klasztorze siedziałem z innymi mnichami i mówiłem
sobie, tu jest Ajahn taki-a-taki a tu jest Ajahn taki-a-taki i muszę
ich widzieć za pośrednictwem ich imion i moich wspomnień o nich
jako o ludziach, ten lubi to, a ten lubi tamto. Wtedy dokonywałem
refleksji nad przestrzenią pomiędzy mnichami wykonującymi
wieczorną puję. To odmienny sposób patrzenia na coś, refleksja
nad przestrzenią raczej niż podążanie za konwencjami imienia tego
mnicha i jego upodobań. to droga eksperymentowania, dociekania
rzeczywistości, zauważania sposobu w jaki jest - używając
przestrzeni jako odniesienia raczej, niż bycie uległym obsesji
wobec form, imion, personalnych reakcji.
Zacząłem
zauważać, że po refleksji nad przestrzenią sam czułem się
bardziej przestrzenny. Przestrzeń nie ma granic, jest odmienna od:
"Lubię tego mnicha, nie lubię tamtego, ten jest dobrym
mnichem, a ten nie; jestem starszy od tego, ten jest starszy ode
mnie; ten mnich je cicho, ten robi wiele hałasu". Kiedy żyjecie
razem, rzeczywiście wzajemnie się irytujecie i to dość mocno,
zatem to jest sposób dociekania, tutaj i teraz, w naszym codziennym
monastycznym życiu z Ajahn Chah. Raczej rozmyślałem nad
doświadczeniem, niż stawiałem mu opór, czy ignorowałem, czy
osądzałem lub racjonalizowałem je. Brałem nauczanie Buddy i
stosowałem je do obecnego momentu.
*
Jak
już proces myślenia się zacznie, możliwości, antycypacje, i tak
dalej, to się kontynuuje. Zrozumienie jak pracuje twój umysł -
rozpoznanie przestrzeni pomiędzy myślami, milczenia, dźwięku
ciszy - zatrzymuje proces myśli. Zatem jest to refleksja nad
nie-myśleniem. Nie uprawiam papańca na temat nie-myślenia,
ale myślę i obserwuję w milczeniu i dostrzegam, że ta
niewzruszoność jest jak to. To są myśli, ale to myśli
refleksyjne. Nie jest to ani sekwencja racjonalna ani nawykowe
myślenie. I wtedy w tej niewzruszoności zadaję sobie pytania: czy
jest tu jakieś "ja"? czy mogę w tym znaleźć "ja"?
I tak, przez zadawanie sobie tych pytań, słucham, i w tej
niewzruszoności dźwięku ciszy jest przytomność, inteligencja,
świadomość, ale nie potrafię w niej znaleźć jakiegokolwiek
"ja". I to jest intuicyjna przytomność. Naprawdę nie
potrafię znaleźć żadnego "ja". I tak, zauważam jak
tworzę samego siebie, przez myślenie o sobie, o tym co lubię i
czego nie lubię, i jak wszedłem w moją krytyczną manierę z moimi
poglądami i opiniami. Mogę stać się bardzo silną osobowością,
łatwo się zniechęcać i szybko popadać w dumę bądź
samoponiżenie.
Wszystkie
te nawyki pochodzą z konceptualnego rozróżniania, papańca.
Ale
wtedy pojawia się ta zdolność do rozpoznania różnicy pomiędzy
przytomnością a świadomością i ignorancją i świadomością.
Moja świadomość jest zainfekowana przez wszystkie te rozróżniające
myśli połączone z "mnie i moim". Nie lubię tego czy
aprobuję to; nie chcę tego robić; nie powinieneś był tego
powiedzieć, lubię tego mnicha, ale nie tego. Wszystko to nic innego
jak avijja paccaya sankhara.
Świadome
doświadczenie a cierpienie to jedno, gdyż jaźń nie jest spokojna,
nie jest realna i ulega zmianie zgodnie z warunkami.
*
Uważność,
kiedy rozpoznajesz i kultywujesz ciszę, nie jest sprawą
jakiegokolwiek osądzania. Nie potrzebuje aprobaty czy dezaprobaty,
dualizmu ocen w terminach prawdy czy fałszu, właściwego czy
błędnego. jest tym czym jest, punktem ciszy, centrum orbitującego
świata. Zatem jest to sprawa rozpoznania, realizacji, tego o czym
jest Trzecia Szlachetna Prawda; wstrzymania cierpienia, nirodha.
Buddyzm theravada, zwłaszcza nauki vipassany na Zachodzie, czasami
prowokują mnie do zastanawiania się właściwie jak często ludziom
udaje się zrealizować niewzruszoność czy wstrzymanie. Ci ludzie
często przechodzą do innych tradycji, jak zen, czy dzogczen.
całkiem sporo ludzi związanych z vipassaną w Ameryce, uczęszcza
obecnie na odosobnienia dzogczen. Nie znam się zbytnio na dzogczen,
ale jest to o przestrzenności i Nieśmiertelności, czy
nieuwarunkowanym, o rozpoznaniu tego. Kiedy pytasz ludzi, którzy
praktykowali vipassanę, mówią: "No cóż, notowaliśmy
wszystko, zauważaliśmy to, zauważaliśmy tamto", i to tak ich
zajęło, że nigdy, jak się wydaje, nie mieli realizacji, gdzie nie
zauważasz niczego, gdzie nie nazywasz doświadczenia ani nie
próbujesz zanotować każdego subtelnego ruchu, każdego drgnięcia,
każdej zmiany, która wydarza się w uwarunkowanym umyśle,
rozpoznając nieskończoną przestrzeń czy niewzruszoność kryjącą
się za wszystkimi tymi zmiennymi warunkami. jakoś tak się dzieje,
że ten paradygmat czterech Szlachetnych Prawd, jest bardzo rzadko
praktykowany.
Jest
tyle stylów praktyki medytacji opartych na Abhidhammie, używających
stopni - siedem stopni czystości i poziomów oświecenia - formuł
takich jak to. Luang Por Chah używał Czterech Szlachetnych Prawd
jako sposobu refleksji nad codziennym życiem w klasztorze. Trzecia i
Czwarta Prawda są w rzeczywistości jak dzogczen, gdyż to tam ma
miejsce realizacja. To kultywacja przytomności poza jakąkolwiek
zmianą, toporną czy subtelną, i to jest ostateczna prostota. Kiedy
wchodzisz w te wszystkie subtelności mentalnego uwarunkowania, nie
ma to końca. To się kontynuuje, ponieważ taka jest właśnie
natura uwarunkowanej rzeczywistości, rozróżnianie, zmiany, ruch,
toporne i subtelne. Ciało jest całkiem toporne, zatem jest bardziej
oczywiste. Oddech jest nieco bardziej subtelny, i jeżeli
skoncentrujesz się na oddechu, stanie się on niezwykle oczyszczony.
Czasami znika, jakbyś wcale nie oddychał, pełne wyciszenie.
Moim
celem było osiągnięcie poziomu, gdzie znika oddech. Myślałem, że
to osiągnięcie. Ale wtedy zacząłem zauważać, że jestem
zdominowany przez chęć tego oczyszczonego stanu, tego spokoju. I
czułem się sfrustrowany i poirytowany topornością życia,
ponieważ w klasztorze musisz wykonywać całkiem sporo topornej
pracy*. To nie była praca z komputerem; nie była tak subtelną. To
zamiatanie, czyszczenie, noszenie wody ze studni i wykonywanie innych
mało subtelnych prac. Chciałem oczyszczonych stanów, ponieważ
lubiłem je. Lubiłem zmysłową deprywację, gdzie wszystkie te
toporne aktywności czy bodźce znikają, i gdzie tylko uczysz się
trwać wraz z coraz subtelniejszymi i oczyszczonymi stanami
mentalnymi, stając się spokojnym i wyciszonym.
Wtedy
zaszczeka pies albo zegar wybije godzinę. Często zdarzało mi się
wściekać z tego powodu. W tajlandzkich klasztorach kochają te
wybijające godziny zegary w sala, także ludzie ofiarowują
rzeczywiście wyszukane zegary, niektóre pokryte masą perłową, a
wszystkie one niezsynchronizowane, i stąd brało się to całe
dzwonienie. "Nie mogę tu praktykować, muszę wrócić do mojej
kuti. To tak irytujące, i tak w ogóle dlaczego zwalają na te
zegary?" wchodziłem w jedną z tych faz: "Nie lubię tego.
Nie powinni na to zezwolić". I obserwowałem to. Nie było to
zbyt miłe ani spokojne, być zawsze nastawionym w ten sposób,
krytycznym i poirytowanym, i wtedy starając się zaaranżować życie
w taki sposób, by głośne zegary i w ogóle wszystko było pod
kontrolą, tak że rzeczywiście mógłbym praktykować. Wtedy zwykle
umysł nachodziła jakaś obsesja. Byłem kiedyś w idealnym miejscu
przez trzy miesiące, gdzie wszystko było doskonałe, oprócz mojego
umysłu. Oto jestem tutaj, "Teraz rzeczywiście mogę ...."
i wtedy jakiś rodzaj obsesji przenikał do świadomości, i
próbowałem go wyprzeć przez jeszcze silniejszą koncentrację.
Chciałem pozbyć się tych obsesyjnych myśli czy wątpliwości,
wyprzeć je. Ale kiedy jesteś sam cały dzień i noc, z niczym do
robienia, stajesz się zmęczonym tym wypieraniem i kontrolowaniem
wszystkiego.
Zatem
nacisk Luang Por Chah na przytomność był bardzo mądry, ponieważ
w codziennym życiu monastycznym w Wat Pah Pong - zakładanie szat,
wyjście na żebraczy obchód, mycie swojej miski, wykonywanie prac,
zamiatanie, robienie szat, poranna i wieczorna puja, słuchanie
mnicha wykładającego vinayę podczas gdy wszyscy wokół śpią,
komary i upał - wszystko to obejmowała praktyka. Możesz zacząć
rozumieć, że nie próbował tworzyć doskonałych warunków.
Praktyka był raczej związana z byciem przytomnym, używaniem
przytomności, rozwijaniem przytomności. Cokolwiek się zdarzało,
mogłeś się z tego czegoś nauczyć: czy to z subtelnego, czy z
topornego, ciała, emocjonalnych nawyków i myślącego umysłu.
*
Nacisk na pracę fizyczną jako praktykę zdarza się w niektórych
klasztorach w Tajlandii, dużo pracuje się klasztorach tradycji
Ajahn Chah w Anglii. Nie jest to do końca zgodne z Nauką Buddy,
który jasno określa, że oddawanie się różnym pracom, spowalnia
postęp na drodze ku wyzwoleniu. Być może w tym tkwi tajemnica,
dlaczego tak duża liczba mnichów z tej tradycji złożyła szaty.
Co ciekawe, sam Ajahn Chah, zanim założył klasztor, wiele lat
praktykował w samotności i nawet krytykował zbytnie "spoufalanie
się i zażyłość" pomiędzy mnichami. Niestety obecnie
klasztory w Anglii nie zapewniają odpowiednich warunków dla
rzeczywistego odosobnienia. Z drugiej strony, lepiej jest oczywiście
być mnichem w takim klasztorze, niż świeckim, a po paru latach,
gdy nabierzemy doświadczenia, możemy wybrać samotność.
*
Wraz z
intuicyjną przytomnością, bierzemy schronienie w przebudzeniu,
które jest ekspansywne, nieograniczone. Myśl i mentalne koncepcje
tworzą granice. Ciało jest ograniczeniem; emocjonalne nawyki są
ograniczeniami; język jest ograniczeniem; słowa wyrażające
uczucia również są ograniczeniami. Radość, smutek i neutralność,
wszystko to jest uwarunkowane i zależne od innych warunków. Dzięki
przebudzeniu, zaczynamy rozpoznawać to, co wszystko to przekracza.
Jeżeli to co teraz mówię, brzmi jak bzdury, bądź tego
przytomnym. Otwórz się na fakt, że nie podoba ci się to co teraz
mówię. To jest właśnie takie. To nie to, że musisz to lubić,
rozpoczynasz od tego jakim to jest raczej, niż bycia zmuszonym do
odkrycia tego co staram się przekazać.
Myśl
oddzielania ma pewien wpływ na świadomość. Cokolwiek przytrafia
się tobie teraz, jest takie, jest tym czym jest. Separacja i idea
separacji jest jak to. To sprawa rozpoznawania czym to jest a
nie osądzania tego co widzisz. Jak tylko dodajesz do tego coś
jeszcze, staje się to czymś większym niż jest w rzeczywistości;
staje się personalne, emocjonalne i skomplikowane. Ta zmysłowa
rzeczywistość w której żyjemy, ta planeta Ziemia, jest jak to.
Czyjeś całe życie jest nieskończonym procesem spotkań i
separacji. Zwykliśmy to robić bez zauważania tego czy rozmyślania
nad tym. Smutek jest naturalną reakcją na bycie odseparowanym od
tego co się lubi, od ludzi których się kocha. Ale przytomność
tego smutku sama w sobie nie jest smutna. Emocja jaką odczuwamy to
smutek, ale kiedy emocja znajduje się w obrębie przytomności, to
ta przytomność sama w sobie nie jest smutna. To samo jest prawdą
gdy obecne jest myślenie dające okazję do ekscytacji czy radości.
Przytomność nie ulega ekscytacji; obejmuje ekscytację. Obejmując
uczucia ekscytacji czy smutku, sama przytomność nie ulega tym
uczuciom. Zatem to sprawa nauczenia się by ufać tej przytomności
raczej, niż podejmować niekończące się walki z powstającymi
uczuciami, jakiegokolwiek rodzaju.
Czy
zauważyłeś kiedykolwiek, że nawet kiedy jesteś w stanie
totalnego pomieszania, ciągle jest tam coś co nie ulega
pomieszaniu? Jest tam przytomność pomieszania.
*
Pewni
z was prawdopodobnie powiedzą: "Cóż, nie jestem gotowy
jeszcze na takie coś. To czego nauczasz jest dla zaawansowanych
uczniów. Ja tam potrzebuję po prostu nauczyć się jak być dobrym
mnichem, dobrą mniszką". To w porządku, naucz się jak być
dobrym mnichem czy mniszką, ale również połącz to z byciem
przytomnym. Rzecz nie w próbowaniu skomplikowania ci jeszcze
bardziej życia przez zaadoptowanie nowej roli, ale w nauczeniu się
obserwowania jak ograniczenia tej formy powodują nasz opór,
zadowolenie, przywiązanie i awersję, dostrzeżeniu, że wszystkie
te reakcję są jak to. W ten sposób wychodzisz poza dualistyczną
strukturę myśli i uwarunkowanych fenomenów. Twoje schronienie jest
w Nieśmiertelnym, nieuwarunkowanym - w samej Dhammie raczej, niż
czyimś poglądzie na Dhammę.
Przez
lata rozwijałem tą przytomność, także teraz doświadczam
świadomości jako bardzo rozszerzonej. Jest tu olbrzymia
przestrzenność w której mogę spocząć. Warunki które
doświadczam, zarówno fizyczne jak i emocjonalne, są
odzwierciedlane w tej przestrzenności, są przez nią wspierane,
zezwala im się na bycie. Gdybym nie rozwinął tej przytomności,
byłoby ciężko, ponieważ zawsze zmagałem się ze swoimi
uczuciami. czasami w Sandze dzieje się dobrze, ludzie mówią, że
lubią Amaravati i chcą pozostać mnichami i mniszkami do końca
życia, i że wierzą iż buddyzm theravady jest jedyną drogą.
Wtedy nagle zmieniają zdanie, mówiąc, że mają tego wszystkiego
dość, i chcą przejść na inną religię. Wtedy odczuwa się
przygnębienie (...).
*
Rozmyślając
nad czasem, przyszłością, nieznanym: jedziecie do domu dzisiaj,
jutro pójdziecie do pracy, ale te rzeczy jeszcze się nie wydarzyły.
To nie pamięć, to możliwość, oczekiwanie, antycypacja. Ale to
mentalne stany, które tworzymy tu i teraz. Oczekiwanie czy
antycypacja są jak to. Możesz obawiać się jutra, albo możesz
wiązać z nim nadzieje. W terminach tego momentu tutaj i teraz,
jutro jest nieznane. Zatem jest tu poznawanie, znanie nieznanego. Czy
poznawanie mentalnego stanu antycypacji czy oczekiwania, czy
zakładanie, że jutro będzie takie czy takie. I tak, te projekcje w
przyszłość, wszystkie są mentalnymi formacjami, które tworzymy
teraz.
Przeszłość
jest pamięcią, zatem wspomnienia z tego odosobnienia są tylko
wspomnieniami. Wspomnienia przychodzą i odchodzą, są bardzo
efemeryczne. Zapamiętywanie jest warunkiem, który powstaje i
zanika. Nie ma substancji. I tak, przeszłość jest pamięcią.
Pamiętamy przeszłość, taki jest ludzki umysł. Mamy pojemną
pamięć, pamiętamy rzeczy które zdarzyły się wiele lat temu.
Niektórzy ludzie tracą swoją pamięć, są nadal świadomi, ale
całe bezpieczeństwo pochodzące z wierzenia i zależności od
pamięci, odeszło. Spoczynek i bycie obecnym jest wyzwoleniem -
tutaj i teraz. To nie ma związku z pamięcią czy przeszłością
czy przyszłością. Uzyskałem całkiem spory wgląd, kontemplując
czas. Tutaj i teraz, czym jest wczoraj? Pamięcią. I tak, tylko
wskazuję na to jakimi rzeczy są. Nie neguję ani nie osądzam
niczego co pamiętam o dniu wczorajszym. Nic z tego nie robię. Po
prostu rozpoznaję czym jest wczoraj w terminach Dhammy.
Rozważmy
to w terminach relacji z innymi ludźmi. Wrócę do klasztoru w
Chithurst - ale czym jest Chithurst właśnie teraz? To pamięć,
czyż nie? Percepcja. Pamiętam "Chithurst". Mam długą
wspólną historię z Chithurst, wiele wspomnień o wprowadzeniu się
tam, o zapuszczonym domu, i wszystkich tych rzeczach, które
wydarzyły się tam na przestrzeni dwudziestu lat. Pańńa w
tym sensie jest byciem przytomnym, drogi jaką jest, raczej, niż
utrzymywaniem poglądów, opinii, i emocjonalnych reakcji na
wspomnienia. czy, stosując to do ludzi: jak gdzie jest twoja matka
właśnie teraz?
Ten
termin "matka" jest wspomnieniem, które powstaje. Pamiętam
kiedy moja matka umarła trzynaście czy czternaście lat temu. Kiedy
przychodzi percepcja matki, mam wspomnienia o niej i o jej śmierci.
Nawet jeżeli twoja matka jest ciągle żywa, w tym momencie w którym
wspominasz swą matkę, czy jest w Londynie czy w Edynburgu? W tym
momencie jest to percepcja, pamięć. W terminach relatywnego
momentu, jest to percepcja, to nie matka. I tak dociekamy sposobu w
jaki są agregaty. Żyjemy w świecie iluzji, pamiętając rzeczy i
myśląc, że znamy ludzi ponieważ mamy o nich wspomnienia. W
rzeczywistości tego momentu, to co o nich pamiętamy, jest
efemerycznym warunkiem umysłu, który powstaje i zanika w obecnym
teraz. Zatem, jeżeli mamy nieprzyjemne wspomnienia czy nieszczęśliwe
doświadczenia z kimś, i słyszymy imię tej osoby, aktywizuje się
pamięć "trudny, niemożliwy, uparty, nie mogę się z nim
zgodzić". To na co patrzysz, to wspomnienia o tej osobie, nie
osoba. Pamiętasz, że ta osoba jest uparta i trudna, ale to pamięć,
która powstaje obecnie.
Wtedy
antycypujesz spotkanie z tą osobą: "Och mamy się jutro
spotkać, to będzie trudne". Ta antycypacja dzieje się teraz.
Musze mieć to spotkanie jutro i wiem, że będzie ono trudne, i tak
antycypuję kłopoty. Jest to właśnie takim, antycypacja,
oczekiwania, nadzieja, obawa, i wszystko to - nie neguję tego, ale
wkładam to w kontekst Dhammy, ustanawiając poczucie czystej
obecności, paccuppanna-dhamma, tutaj i teraz. A kiedy
faktycznie spotykasz osobę, jesteś z nią sam na sam. I jeżeli
masz zaufanie do przytomności, wtedy nie widzisz tej osoby przez
okulary wspomnień. Jeżeli formuję opinię o tobie i wtedy spotykam
się z tobą, mam tendencje kierowania się tą opinią i moja
reakcja na ciebie jest formą pamięci. I tak, patrzę na ciebie z
pewnym zakrzywieniem wizji, zamiast przyjmować cię jakim jesteś
teraz.
Kiedy
wracam do mojej kuti i wspominam kogoś, to nie osoba, nieprawdaż?
To pamięć. Zatem ten sposób refleksji pomaga rozbić iluzję, że
ludzie trwale są tym co o nich myślimy. Jeżeli przez to
przejrzymy, wtedy możemy wchodzić w relacje z innymi używając
uważności raczej, niż reaktywności, uprzedzenia, zabarwionych
osądów czy założeń.
*
Kiedy
się rodzimy, jesteśmy świadomi dzięki formie. Przy narodzinach
dziecka, jest ono odseparowane, pępowina została przecięta. To ta
odseparowana forma jest świadoma. Nie stworzyliśmy tej świadomości.
To nie sztuczne doświadczenie, to naturalne. Świadomość nie jest
ja. Możemy mieć ochotę na powiedzenie: "Moja świadomość",
ale to tylko pamięć. Świadomość jest jak to; wtedy intuicyjna
przytomność ustawia nas na pozycji rozpoznania, iż ta świadomość
jest wiedzą.Jest niezmierzalna, poczuciem niezmierzoności. Nie ma
granic. W tym momencie, jeżeli jesteś przytomny, to świadomość
operuje, nie jesteś wiązany przez to doświadczenie poszczególnej
formy.
Oto
gdzie jest ważne by rozpoznać czystą przytomność, świadomość
i pańńa, mądrość, odkrywając sposób w jaki są. Po
naszych urodzinach, rozpoczyna się proces uwarunkowania i operujemy
z poziomu nawyków i ignorancji, avijja. Medytacja vipassany
to użycie świadomości z mądrością. To jest to na co wskazywał
Budda. Rzeczywistość świadomości. Wszyscy jesteśmy świadomi, i
ta świadomość nie jest osobista, nie jest "moją
świadomością" czy raczej nie jest "moja" tak długo
jak nie chwytamy się tego rodzaju złudzenia. Ale to świadomy
wszechświat, czyż nie?
Wszechświat
jest jeden, cały wszechświat jest świadomy i to jest rzeczywistość
świadomości. Zawiera ona wszystko. Ale my wychodzimy z ignorancji,
nasze doświadczenie świadomości jest ograniczone do pamięci i
uwarunkowania. I tak widzimy siebie jako odseparowanych i oddanych
konkretnym nawykom i percepcjom, pozyskanymi po urodzeniu.
Na
tym odosobnieniu zajmujemy się przebiciem przez to złudzenie. To
jak obdarzanie świadomości informacjami, pańńa, mądrością.
Luang Por Chah używał słowa obrom, które oznacza
informować, uczyć sposobu w jaki rzeczy są, za pomocą
przytomności i mądrości - tak, że nie działamy z poziomu
uwarunkowanego myślenia i percepcji, które pozyskaliśmy przez
avijja. Jeżeli nie rozumiemy rzeczy takimi jakimi są, nie
jesteśmy przebudzeni, tworzymy iluzje i wierzymy w nie. A to
oznacza, że zawsze czegoś nie dostrzegamy, coś jest nie tak,
czegoś brakuje i bierzemy to osobiście. Możemy dostrzec, w jaki
sposób jest coś złego z nami czy ze światem. "Dlaczego nie
możemy żyć w harmonii i zlikwidować wojny?" Mamy takie
ideały. "Cy nie byłoby dobrze, gdyby ...?" Czy nie byłoby
dobrze, gdyby wszystko było dobrze. Ale na poziomie uwarunkowanym
jak możesz domagać się by wszystko było miłe, gdy bycie miłym
jest zależne od warunków. Poczucie, że jest miło musi być
determinowane przez określone warunki.
I
tak, sankhary, samsara, rzeczywistość uwarunkowana, jest jak
to. Posiadanie ludzkiego ciała przeważnie jest irytujące.
Urodziliśmy się w formie, przeznaczeniem której jest bycie
poirytowaną, aż do czasu śmierci. Mam nadzieję, że to nie
wprawia was w depresję. Jak długo możesz siedzieć komfortowo bez
uczucia głodu i pragnienia, czy jak wiele z twego życia tracisz na
próby redukcji tej irytacji? To powstaje z bycia ograniczonym do tej
fizycznej formy. Jak mógłbyś kontrolować życie, byś stykał się
tylko z miłymi rzeczami, kiedy nieuniknienie musisz stykać się z
również z niemiłymi rzeczami?
Warunki
są takie jakie są. Ale mają ten obszar od przyjemności do bólu,
pełen zakres od najlepszego do najgorszego w terminach jakości
teraźniejszego doświadczenia. Zatem kiedy rozmyślasz w ten sposób,
nie ma sensu próbować uczynić wszystko miłym przez cały czas,
ponieważ to nieuniknienie skazane jest na porażkę. To jak
próbowanie zrobienia czegoś całkowicie niemożliwego, zatem po co
to robić? Przebudzenie i refleksja nad drogą wyzwolenia - widzenia
rzeczy takimi jakimi są, informowanie świadomości przy pomocy
mądrości, przez pańńa raczej, niż przez ledwie bycie
beznadziejną ofiarą własnego uwarunkowania.
*
Jak
wielu z was czuje, że ma misję do spełnienia? Coś, co musicie
wykonać, pewien rodzaj ważnego zadania, wyznaczonego wam przez
Boga, los czy cokolwiek innego? Ludzie często dają się pochwycić
w pogląd bycia kimś z misją. Kto potrafi być tylko w zgodzie z
rzeczami, jakimi są, ciałem które rośnie, starzeje się i umiera,
ograniczając się do oddychania i bycia świadomym? Możemy
praktykować życie w obrębie moralnych wskazań, czynić dobro,
reagować na potrzeby i doświadczenia, żyć z uważnością i
mądrością - ale nie ma nikogo, kto musiałby coś robić. Nikogo z
misją, nikogo specjalnego, nie stwarzamy osoby czy świętego czy
awatara czy tulku czy mesjasza czy Maitrei. Nawet jeżeli myślisz:
"Jestem nikim", nawet będąc nikim jest się kimś w tym
życiu, czyż nie? Możesz być tak samo dumny z bycia nikim jak z
bycia kimś, i tak samo uległy złudzeniom przywiązania do bycia
nikim. Ale czymkolwiek jest to w co wierzysz, że tym jesteś, że
jesteś nikim, albo kimś z misją, albo nonsensem i brzemieniem dla
świata, lub w jakikolwiek inny sposób jeszcze widzisz samego
siebie, obecne jest tam poznawanie, widzenie wstrzymania takiego
poglądu.
Poglądy
powstają i zanikają, czyż nie? "Jestem kimś, ważną osobą,
która ma misję w życiu": to powstaje i zanika w umyśle.
Zauważ zakończenie bycia kimś ważnym czy bycia nikim czy
czymkolwiek - wszystko to powstaje i zanika, nieprawdaż? Wraz z
widzeniem powstawania tego i zaniku, pojawia się wolność od
chwytania się poglądu bycia kimś z misją czy bycia nikim. To
zakończenie całej masy cierpienia, potrzeby rozwijania czegoś,
bycia kimś, zmiany czegoś, doprowadzenia wszystkiego do porządku,
usunięcia wszystkich skalań, czy zbawienia świata. Nawet najwyższe
ideały, najlepsze myśli mogą być widziane jako rzeczy które
powstają i zanikają w umyśle.
Możecie
myśleć, że to bezpłodna filozofia życia, ponieważ jest znacznie
więcej serca i uczucia w byciu kimś, kto zamierza zbawić wszystkie
świadome istoty. Ludzie poświęcający siebie, mający misję i
pomagający innym, mający ważne rzeczy do zrobienia, są
inspirujący. Ale kiedy postrzegacie to jako rzeczy, dhammy,
widzicie ograniczenia tych inspiracji i ich wstrzymanie. Jest w tym
dhamma tych aspiracji i działań raczej, niż ktoś kto stał
się kimś czy przymus zrobienia czegoś. Całe to złudzenie jest
puszczone i to co pozostaje to czystość umysłu. Wtedy reakcja na
doświadczenia pochodzi z mądrości i czystości raczej niż za
osobistego przekonania i misji, z jej poczuciem jaźni, mnie i
innych, i wszystkich tych komplikacji pochodzących ze wzoru tego
złudzenia.
Czy
możecie temu zaufać? Czy możecie zaufać puszczeniu wszystkiego i
nie byciu kimkolwiek, nie posiadaniu żadnej misji, braku potrzeby
stania się kimkolwiek? Czy możecie temu rzeczywiście zaufać, czy
też odnajdujecie, że wzbudza to w was lęk, czy przygnębienie?
Może rzeczywiście chcecie inspiracji. "Powiedz mi, że
wszystko jest w porządku; powiedz, że rzeczywiście mnie kochasz;
że to co robię jest słuszne i buddyzm nie jest egoistyczną
religią gdzie oświecasz się dla samego siebie; powiedz mi, że
buddyzm ma na celu zbawienie wszystkich czujących istot. To właśnie
to do czego zmierzasz, Ajahnie Sumedho, prawda?"
Na
co wskazuję, to czym jest inspiracja, jako doświadczenie. Idealizm:
nie próbuję tego negować czy osądzać w żaden sposób, ale
dokonać refleksji, by poznać zawartość umysłu, i jak łatwo
możemy dać się zwieść przez nasze własne idee i szczytne
ideały. I spostrzec jak bardzo niewrażliwymi, okrutnymi i
nieuprzejmymi możemy być, przywiązując się do naszych poglądów
na bycie uprzejmym i wrażliwym. To miejsce gdzie rzeczywiście
odbywa się prawdziwe dociekanie Dhammy.
Pamiętam
moje własne doświadczenie, zawsze miałem pogląd, że byłem kimś
specjalnym, na pewien sposób. "Cóż, musiałem być specjalną
osobą. Już jako dziecko fascynowałem się Azją i jak tylko
mogłem, zacząłem uczyć się chińskiego na uniwersytecie, zatem z
pewnością muszę być reinkarnacją kogoś kto był związany z
orientem".
Ale
rozważ taką refleksję: bez względu na to ile znaków bycia
specjalnym czy też dotyczących poprzednich egzystencji mógłbyś
zapamiętać, czy usłyszeć głos Boga, czy przesłanie z kosmosu,
cokolwiek - nie negując tego, że te rzeczy mogą być realne - są
one nietrwałe. Są anicca, dukkha, anatta. Dokonujemy nad
nimi refleksji, takimi jakimi są - pojawiającymi się i
zanikającymi: przesłanie od Boga jest czymś co się pojawia i
znika w twoim umyśle, czyż nie? Bóg nie mówi do ciebie zawsze i
stale, chyba, że uznamy ciszę za głos Boga. Zatem nie mówi to nic
specjalnego, czyż nie? Możemy to nazwać jakkolwiek, możemy to
nazwać głosem Boga czy boskości, czy brzmieniem kosmosu czy szumem
przepływającej przez uszy krwi. Ale czymkolwiek to jest, może to
być użyte dla rozwinięcia uwagi i refleksji - oto na co wskazuję,
jak używać tych rzeczy bez czynienia ich czymś wspierającym
osobowość.
*