Ajahn Sumedho - refleksje na temat osobowości i przytomności


Osoba, osobowość i pogląd ucieleśniający  - sakkaya, sakkayaditthi - te pojęcia o fundamentalnym znaczeniu, są objaśniane tutaj od strony praktyki. Z kolei idea przytomności - awareness - jest odpowiednią ilustracją tego jak powinno się podchodzić do praktyki sugerowanej przez Sutty M 131 -134. Nibbana jest bliżej nas niż byśmy przypuszczali, oddziela nas od niej właśnie pogląd na osobowość i nasz brak gotowości by umrzeć dla przeszłości i przyszłości, w ten sposób doświadczając niezmiennego Teraz.

Zobacz także: 
Nisargadatta Maharaj o osobie
Nanavira Thera o osobie


***


Ważnym jest by wciąż przypominać sobie, że rozpoznajemy naturalny stan bezczasowości, ponieważ doświadczenie jest zawsze teraz, tutaj i teraz. Kiedykolwiek myślisz, że doświadczasz rzeczy w przeszłości i antycypujesz możliwości w przyszłości, wszystko to – wspomnienia przeszłości i antycypacja przyszłości – wydarza się teraz. I tak mamy to złudzenie czasu ponieważ, w zwykłym świecie czas jest naszą rzeczywistością. Nasza wiara w czas jest totalna, oddajemy mu się, czas jest naszą rzeczywistością. Celem medytacji jest przypominanie sobie o obecnym. Doświadczenie jest zawsze teraz; jest tutaj i teraz – to co nazywamy pacuppanna-dhamma (rzeczywistość teraz).

Umysł wędruje, i zaczynasz myśleć, i wtedy zaczyna planować przyszłość czy wspominać przeszłość. Przytomność zatem, jest skierowaniem uwagi na to jak pracuje umysł. Przyszłość jest myślą w umyśle, obecną teraz, a przeszłość jest pamięcią. Możesz być przytomny tego, że myślisz, być przytomnym swych myśli. Nie jesteśmy naszymi myślami; nasze myśli są sztucznymi kreacjami. Zatem możemy myśleć cokolwiek. Może to być rozsądne albo totalnie zwariowane czy jakiekolwiek, ale myślenie jest zdolnością z którą mamy skłonność się utożsamiać, wchodzić z nią w zażyłość i tak pozwalamy myślom by nas kontrolowały. Dlatego ustanawiamy się z przekonaniem w obecnym, co jest uważnością, to sati-sampajańńa, tutaj i teraz.

Na przykład, możemy użyć czterech postaw: siedzenia, stania, chodzenia i leżenia. Są to ruchy ciała co ma miejsce cały dzień jak i w nocy, normalne ruchy. Zatem ciało jest tutaj i teraz. Oczywiste, że doświadczasz swego ciała teraz i teraz ono siedzi. Zatem dokonaj teraz refleksji nad doświadczeniem siedzenia. Zacznij od zauważenia tego, po prostu odczucia i wprowadź do świadomości ten oczywisty fakt, że mamy tendencję nie zauważania tego, nie zwracania na to uwagi. A jednak to rzeczywistość obecnego momentu, ciała. Dla każdego z nas, nasze ciało jest obecne, tutaj i teraz, niezależnie od stanu w jakim się znajduje. Czy jest zdrowe czy chore, doświadczające przyjemności czy bólu, jest takie jakie jest. Zatem przez kilka minut kontempluj tylko to. Sprowadź uwagę do doświadczenia bycia z siedzącym ciałem.
*
Słowo „uważność” zwykło wprawiać mnie w zastanowienie. Czym rzeczywiście jest uważność? I stało się dla mnie jasnym, że to ta przytomność tutaj i teraz. Mówimy: „Sanditthiko akaliko ehipassiko opanayiko paccattam veditabbo vińńuhi” gdy śpiewamy refleksje na temat Dhammy. Sanditthiko oznacza widoczna tutaj i teraz; akaliko, oznacza bezczasowość; i ehipassiko, zachęcającą do dociekania. „Zachęcającą do dociekania” nie całkiem oddaje ducha ehipassiko. To „przyjdź i zobacz właśnie teraz”, „przebudź się teraz”. Ehi jest słowem Pali na „przyjdź i zobacz”. „Zachęcająca do dociekania” nie ma tego poczucia pilności by badać Dhammę dla samego siebie. „Przyjdź i zobacz właśnie teraz” jest trochę bardziej bezpośrednie.

Zatem ehipassiko-dhamma: właśnie teraz badaj Dhammę. Co powinienem wpierw zrobić by zachęcić do dociekań? Dawanie rad jest z pewnościom dobrą rzeczą, ale zauważcie, że te refleksje o Dhammie nie są rodzajem teoretycznego myślenia; są bardziej jak coś widocznego tutaj i teraz. „Och dobrze, musimy studiować drogę jaką ona jest, to co jest widoczne tutaj i teraz, możemy o tym mówić” ale „Co jest widoczne tutaj i teraz w tym momencie?” Akaliko-dhamma: bezczasowość. Jesteśmy uwarunkowani przez czas. Osobowość, to wszystko na temat: „Mam swoją pełna historię, pamiętam wstecz aż do dzieciństwa, więcej niż siedemdziesiąt lat wspomnień”. Kiedy ludzie zapraszają mnie bym wygłosił mowę, chcą mojego życiorysu: amerykański mnich – urodzony w Seattle, Washington, był w armii. „Urodziłem się w Seattle, Washington” - to wspomnienie, czyż nie? To nie osoba. Widoczne właśnie teraz, co to jest? Jeżeli powiem „ Urodziłem się w Seattle, Washington, siedemdziesiąt lat temu”, to wspomnienie. Zatem „widoczne” jest raczej widzeniem, czym to jest niż byciem pochwyconym przez pamięć, cechę pamięci. Mam siedemdziesiąt lat. To czas. Kiedy urodziłem się, gdy byłem młody i teraz gdy jestem stary, czas jest obecny. To wszystko o czasie, o narodzinach i dorastaniu i starzeniu się. Dhamma jest widoczna tutaj i teraz, bezczasowa. „Bezczasowość” jest słowem, ale rzeczywistość bezczasowości, jedyny możliwy sposób rozpoznania bezczasowości leży w byciu przytomnym, nie przez analizowanie i proces myślenia. Zatem jest to ustawianie przytomności w centrum sati.

Jeżeli będę ciężko praktykował, w przyszłości może osiągnę nibbanęjest jeszcze jednym samo-zwodzeniem się, czyż nie? „Jestem kimś nieoświeconym – jeżeli będę ciężko praktykował może osiągnę oświecenie w przyszłości”. To kreacja: słowa, koncepty o mnie jako o osobie, co myślę na swój temat, co powinienem zrobić by stać się tym a tym. Wszystko to dotyczy czasu i osobowości, nie Dhammy. Kiedy zostaję pochwycony w osobowość i poczuciu czasu, zupełnie nie ma w tym sati, ale osąd, nadzieja, rozpacz – wszystko to powstaje. Zatem sati jest bramą do Nieśmiertelności. Dlatego też uczenie się rozpoznawać, realizować ten naturalny stan bycia, nie jest na temat tego jak stać się oświeconym w przyszłości. Jest o byciu: byciu światłem dla samego siebie, byciu przytomnym teraz, rozpoznawaniu a nie próbowaniu stania się kimś, lecz po prostu tym: poczuciem otwartości, receptywności, uważności.
*
Bycie w pozycji świadka czy obserwatora, to wszystko. To nie bycie krytykiem, nie dokonywanie osądów swego ciała w tym momencie, zależnie od tego czy jest przyjemnie czy też obecny jest ból, niezależnie od tego czy siedzi ci się dobrze czy też nie. Okaż sobie zaufanie jako tylko obserwatorowi. Doświadczenie siedzenia … zogniskuj uwagę tylko na tym, na fizycznym ciele. Tutaj i teraz jest właśnie jak to. I tak wnosisz do świadomości ciało jako doświadczenie. Możemy siedzieć tu cały ranek i myśleć o różnych rzeczach; możemy planować przyszłość czy wspominać przeszłość. Możemy podróżować po całym świecie siedząc tutaj, w tej sali medytacyjnej. Mogę udać się do Tajlandii czy Australii w parę sekund – ale to nie po to tu jesteśmy, nie by podróżować ale by być tu obecnym.

*

Zatem, używając oddychania, normalnego oddychania, nie próbuj niczego kontrolować. To nie tak, że musisz oddychać w pewien specjalny sposób, bądź kontrolować swój oddech – a tylko być przytomnym tego jak go doświadczasz. Po prostu pozwól mu być w taki sposób i użyj tego, tylko wdech, tylko wydech, powstawanie, zanik … ponieważ to dzieje się właśnie teraz. Jest to właśnie takie, naturalne, to sama natura. Jest to takim jakim to jest. A ty jesteś tego świadkiem, poznając, jesteś na pozycji Buddho, poznającego, świadka.

W tajskiej leśnej tradycji używają bardzo często mantry Buddho, co jest imieniem Buddy – Przebudzonego Poznawania. To świadome poznawanie. Kiedy przyjmowaliśmy schronienie uprzedniego wieczoru, przyjmowaliśmy schronienie w Buddzie. Zatem teraz jesteście na pozycji świadka, wiedzącego. To Buddho, widzenie rzeczy jakimi są, a oddech jest jak to. Kiedy mówię, że oddech jest jak to, to myśl, ale ona również wskazuje, pomaga pamiętać ci byś był z oddechem. To nie krytycyzm czy analiza czy wędrująca myśl. To nie myślenie o oddychaniu; mówię tylko byś był z oddechem, zauważył oddech. Buddho pomaga ci zogniskować uwagę i pamiętać być do tego używał oddechu … i zaczął rozpoznawać obecność przytomności.
*
Jeżeli wyjdę z tego – mnie, Ajahna Sumedo, próbującego medytacji – wpadnę z powrotem w personalny scenariusz. To nie jest Dhammą, to nie jest naturalne. To kreacja, sztuczność, konwencja. Imię „Ajahn Sumedho” jest konwencją i „moja praktyka medytacji” jest jeszcze jednym, konwencjonalnym sposobem myślenia. Pochodzi to z myślenia: „Jestem kimś kto musi praktykować Dhammę”. Tutaj rozpoczynamy z centrum bycia teraz, po prostu uczymy się rozpoznania naturalnego stanu bycia, zanim stworzyłeś siebie samego.

I tak, używamy oddechu i ciała, które są zwykłymi naturalnymi warunkami doświadczanymi przez ciebie. Właśnie dlatego bycie przytomnym swego ciała jest bardzo ugruntowującym doświadczeniem, jeśli mamy skłonności do gubienia się i bycia pochwyconym przez własne myślenie. Nasza kultura, nasze społeczeństwo ma tendencje do bycia cerebralnym, dając się pochwycić naszym ideom i myślom. Zatem możemy żyć przez większość czasu w totalnie sztucznym środowisku, środowisku które sami stworzyliśmy, stwarzając poczucie siebie samego, tego o czym myślę, mojej przeszłości i przyszłości, moich uzdolnień i niemożności. Wszystko to twory sztuczne kreacje, które ludzkie istoty dodają do obecnego momentu. Zatem rozpoznajesz przytomność, realizując zwykłą prostotę przytomności - nie tworzysz jej, nie jest to nic w co musiałbyś wierzyć czy uchwycić się tego - lecz po prostu rozpoznać ją. To proste, bardzo proste. Bardzo naturalne.

*
Nie urodziliśmy się z myśleniem, prawda? Kiedy dziecko się rodzi jest świadome – doświadcza świadomości w obrębie odseparowanej formy, ludzkiej formy, ciała niemowlaka. Ale nie ma ono koncepcji samego siebie. Nie wyobraża ono siebie jako będącego chłopcem czy dziewczynką. Później mówimy „jesteś chłopcem” czy „jesteś dziewczynką” i dalej mówimy o rasie, narodowości, grupie etnicznej. Nie rodzisz się z myśleniem, „Och, jestem Anglikiem”. Powiedziano ci, że jesteś Anglikiem dopiero potem. To wskazuje na konwencje które sztucznie tworzymy i wbudowujemy w fenomenalne doświadczenie ciała i świadomości. Język jest sztuczną rzeczą. Świadomość jest naturalna – nie stworzyliśmy jej. Ludzie jej nie stworzyli. I ciało jest naturalnym warunkiem, jak drzewa i kwiaty, ptaki i pszczoły. Wszystko to jest naturalnym stanem doświadczanej przez nas rzeczywistości. I wtedy my – w naszych ludzkich warunkach – tworzymy w tym poczucie jaźni: „Jestem, to moje ciało, to należy do mnie, jestem mężczyzną, jestem Amerykaninem, jestem mnichem buddyjskim, jestem Ajhanem Sumedho, jestem dobrym mnichem czy złym mnichem”.

Po prostu wskazuję na sztuczność – stworzonych przez ludzi konwencji – z którymi silnie się identyfikujemy. Zatem kiedy wracamy do oddechu, używając go jako obiektu dla zogniskowania uwagi, nie tworzymy oddechu. Jest on naturalny, operuje niezależnie od tego czy myślimy czy nie – czy myślimy, że to nasz oddech czy też nie, nie ma to znaczenia – jest to takie jakie jest.
*

Nie potępiam myślenia – to bardzo pożyteczne mieć tą zdolność. Ale jako tożsamość jest to zbłądzenie. Zupełnie nie jesteś tym czym myślisz, że jesteś – to czym myślisz, że jesteś nie jest tym czym jesteś. A jednak mamy tendencje wierzenia w to co myślimy, że tym jesteśmy. Zatem nosimy ze sobą te ograniczone percepcje, których się trzymamy, jako naszego osobistego wizerunku, i odpowiednio je oceniamy: Nie jestem dobry, nie powinienem odczuwać w ten sposób, powinienem być bardziej odpowiedzialny, nie powinienem być tak egoistyczny, powinienem być tym, nie powinienem być jak to … Wszystko to myśli, czyż nie?

Myśl jest kreacją. Zatem dokładnie w tym obecnym momencie, co tu jest, co nie jest myślą? Przytomność nie jest myślą. Kiedy starasz się być przytomny, chwytasz się idei przytomności – takiej, że jesteś kimś niezbyt przytomnym i kto musi próbować być bardziej przytomnym. To kolejna kreacja. A jednak widziałem ludzi desperacko próbujących być bardziej przytomnymi. Posiedli w swych głowach pewną ideę na temat uważności, coś o czym wyobrażają sobie, że jest uważnością, i próbują się stać właśnie tacy. I oczywiście to nie działa w ten sposób. Im bardziej myślisz, że powinieneś być uważnym, tym bardziej stajesz się rozproszony.

*

Nauka Buddy zawsze wskazuje na tutaj i teraz. Przytomność tutaj i teraz, wyzwolenie tutaj i teraz, nibbana tutaj i teraz. To nie o tym, że „kiedy będziesz ciężko praktykował na tym odosobnieniu, na jego końcu może osiągniesz nibbanę”. To jeszcze jedna percepcja, czyż nie? To uczenie się rozpoznawać, realizować rzeczywistość: 'wszystkie warunki są nietrwałe – nie-ja”. Nieuwarunkowane, zatem, nie jest czymś co mógłbyś znaleźć jako obiekt, ty tym jesteś. Nieuwarunkowana przytomność, Nieśmiertelne, jest naszym schronieniem. To intuicja i przez tą intuicję, przez przytomność, rozpoznajemy, realizujemy Nieśmiertelne, czy Dhammę: amata dhamma, czy „Nieśmiertelną prawdę”.

Wszystko to co powiedziałem, jest dla waszej refleksji, kontemplacji. Nie oczekuję, że mi uwierzycie. Po prostu dzielę się tym, czego sam się nauczyłem, w nadziei, że będzie to dla was użyteczne. Ale zachęta jest zawsze w stronę przytomności. Potrzebujemy zachęty, ponieważ jesteśmy tak krytyczni wobec siebie. Przywiązujemy się do tak negatywnych percepcji, że nigdy rzeczywiście sobie nie ufamy. Możemy przyjąć postawę pewnego zaufania robiąc określone rzeczy, ale na poziomie osobistym skłaniamy się do braku zaufania czy niekończących się wątpliwości, bądź też po prostu krytyki i pogardzania sobą. To jest nawyk umysłu – to jest nawyk stworzony przez myślenie, wyobrażanie sobie siebie jako to czy tamto. Zatem do przekroczenia tego wszystkiego dochodzi przez przytomność. Oto czym jest twoja prawdziwa natura, jest to spokojne, jest to ciche. Doświadczam tej ciszy – jako ciszy którą zaczyna się rozpoznawać. Bardzo naturalnej ciszy – nie drogocennej ciszy niszczonej przez pierwszy lepszy hałas. To naturalna cisza, której nie zauważamy ponieważ tak bardzo jesteśmy pochwyceni w samsarę narodzin i śmierci, miłości i nienawiści.
*

Jestem bardziej zainteresowany ogólnym podejściem niż jakąś konkretną techniką medytacji. Różni nauczyciele i różne szkoły mają różne techniki, różne sposoby praktykowania medytacji. Jeżeli podejście jest właściwe, wtedy te techniki mogą być bardzo użyteczne, ale kiedy nie mamy właściwego podejścia, wtedy niezależnie jakiej techniki używamy, możemy się tylko uwarunkować, przywiązać do poszczególnej techniki medytacji. To podejście, zatem, jest postawą zrelaksowanej uważności, poczuciem otwartości, receptywności – zrównoważonej uwagi. Ponieważ medytuję od czterdziestu lat, ta otwartość na obecny moment stała się, jak to widzę, moją życiową postawą, stylem buddyjskiego mnicha. Zatem poświęcając się przez czterdzieści lat medytacji, jestem w znacznym stopniu przytomny tego momentu – prostej nagiej uwagi, uważnego stanu bycia, stanu receptywności.

Zauważam pewien rodzaj dźwiękowego tła, do którego odnoszę się jako dźwięk ciszy, to rezonujący, wibrujący dźwięk. Czy to dźwięk? Czymkolwiek to jest - „dźwięk” to niezbyt odpowiednie słowo – wysoki rodzaj wibracji, który jest zawsze obecny. Raz rozpoznawszy ten punkt, w którym jest się w pełni otwartym, receptywnym; kiedy rozpoznajesz ten punkt – kiedy rozpoznajesz ten dźwięk ciszy twój proces myślowy zatrzymuje się – możesz spocząć w tym strumieniu. To jest jak strumień. Nie jak zwykły dźwięk który powstaje i zanika czy zaczyna się i kończy. Dźwięk dzwonu ma początek i koniec, tak samo dźwięk ptaków, dźwięk mojego głosu. Ale za tym, za tymi wszystkimi dźwiękami, jest ten dźwięk ciszy. Nie stworzyliśmy go ani też nie przychodzi on ani nie odchodzi – moje badanie rozpoznało, że jest on zawsze obecny – i samoistny, nie stworzyłem go – zatem jest on po prostu obecny, to czysta obecność.

Wcześniej odnosiłem się do ciała jako czterech elementów. Tak oto badamy, na sposób niepersonalny, rzeczywistość fizycznego ciała – te cztery elementy: ziemi, ognia, wody, wiatru. Używanie tych konkretnych terminów jest sposobem kontemplowania natury twojego fizycznego ciała teraz. Kości, solidne kawałki ciała, element wody, element ognia czy ciepła, powietrze, oddech: to patrzenie na ciało w odmienny sposób niż kiedy je zawłaszczasz będąc mężczyzną czy kobietą, młodym czy starym – tj sposobem w jaki skłaniamy się ku uważaniu siebie za ciała, właśnie w tych osobistych terminach.

Zatem, są tu elementy przestrzeni i świadomości. I tak jest te sześć elementów – ziemia, ogień, woda, wiatr, przestrzeń, i świadomość – zauważ, że ciało jest w przestrzeni, wokół niego jest przestrzeń. Przestrzeń jest zawsze obecna, ale jeżeli jesteśmy tylko zainteresowani rzeczami w przestrzeni, wtedy mamy tendencję nie zwracać uwagi na element przestrzeni. Idziemy ku niezmierzonemu, ponieważ przestrzeń nie ma granic. Ziemia, ogień, woda, i wiatr są zawarte i mają limity i granice, powstają i zanikają. Ale wizualna przestrzeń – gdzie jest jej granica? Możemy myśleć, że ściany pokoju zawierają przestrzeń – ale to przestrzeń zawiera ten pokój. Jest przestrzeń na zewnątrz – gdzie się kończy? Nie szukamy tu naukowych wyjaśnień przestrzeni, ale przez oderwanie naszego zaabsorbowania i fascynacji i nawyku by patrzeć prosto na to a potem na tamto, idąc od jednej rzeczy do drugiej, zaczynamy zauważać, że rzeczywistość przestrzeni jest realna. Nie jest stworzona. Nie stworzyłem tej przestrzeni – słowo „przestrzeń” jest kreacją, ale wskazuje, pomaga mi dostrzec to co tutaj i teraz.

Być przytomnym przestrzeni: przestrzeń nie ma innych cech niż bycie przestrzenną, jest nieograniczona (appamana). I tak zaczynasz rozpoznawać, realizować nieograniczoność, bezgraniczność, nieskończoność. Można zobaczyć, rozpoznać dźwięk ciszy, rzeczywistość świadomości – nie ma ona granic ponieważ jest przytomną tej subtelnej, dźwięczącej, rezonującej wibracji – i tak jak to przebadaliśmy, nie ma ona ograniczeń. Nie stworzyliśmy jej, jest jak przestrzeń, jest nieskończona.

Kiedy jesteś zidentyfikowany na poziomie „Jestem ciałem i moimi uczuciami, myślami, i wspomnieniami”, jesteś zawsze ograniczony, wiążąc się z niesatysfakcjonującymi warunkami. Te warunki nigdy nie mogą cię zadowolić, ponieważ ulegają zmianie. Kiedy próbujesz znaleźć bezpieczeństwo i trwałe szczęście w rzeczach w których naturze leży zmiana, twoim przeznaczeniem jest być strasznie rozczarowanym. Doświadczysz tego uczucia dukkha czy tego poczucia braku i mamy tendencje do odbierania tego na bardzo osobistym poziomie: „Ze mną jest coś nie tak. Co złego we mnie tkwi, że czuję samotność, nieadekwatność, niekompletność czy niespełnienie?”

Widzisz zatem, że Budda wskazuje na ludzki problem, i to jest starożytne nauczanie, nie współczesne podejście New Age. Dwa tysiące pięćset lat istnienia tego nauczania. Ponieważ jest ono o kondycji człowieka – o tym jak my, ludzkie jednostki możemy się przebudzić na ostateczną prawdę. Jeżeli nasze tożsamości są zawsze z uwarunkowanym, zawsze będziemy doświadczać tego poczucia braku i lęku. Niepokój nawiedza nasze życia. Zatem Budda mówi, „Obudź się! Zwróć uwagę na samo życie. Otwórz się na nie. Obserwuj. Bądź świadkiem”.
*
Kulturowe uwarunkowanie – osobowość i język – są uwarunkowane po tym jak się urodziliśmy; nie przychodzimy z nimi. To oznacza, ze jesteśmy zaprogramowani przez naszych rodziców i społeczeństwo w którym się urodziliśmy. Nasze tożsamości i reszta są uwarunkowane. Nasza konwencjonalna rzeczywistość jest zaprogramowana jak komputer, czyż nie? Dostajemy ten program.

Zatem teraz zwracamy się, wracamy tam, kiedy go jeszcze nie było, przed rozpoczęciem programu, ku czystej przytomności – świadomości co nie jest ograniczona. Nie projektujemy ani nie doświadczamy świadomości przez postrzeganie jakiejś szczególnej rzeczy, ale przez przytomność. Dlatego też stale ponawiam wskazywanie na to poczucie uważności i słuchania, jak dźwięk ciszy. Używam tego słuchania; co oznacza że jestem otwarty na poziomie zrównoważonej uwagi, na tą rezonującą wibrację, która często i łatwo jest niedostrzegana. Jeżeli zawsze wchodzimy w rzeczy, w myśli, wtedy tego nie zauważamy. Pewni ludzie nigdy tego nie zauważyli. Pewni ludzie, kiedy rozpoznają tę dźwięk, rozwijają ku niemu awersję – myślą, że jest to dzwonienie w uszach czy coś takiego. (…)

W tej ciszy, proces myśli może powstawać i zanikać, lecz nie jesteś uchwycony w nawykowe, obsesyjne myślenie. Myślenie jest nawykiem. Kiedy zaczynasz myśleć, jeden moment myśli łączy się z drugim i tak to idzie od jednej myśli do następnej. Stajemy się zaabsorbowani w nasze myślenie. Nasze myślenie kontroluje świadomość – to co doświadczamy przez świadomość. Ale w tym (dźwięku ciszy) rozpoznajesz nie-myślenie. I jak już to powiedziałem, musisz myśleć by stworzyć siebie jako osobę. Z nie-myśleniem, nie ma już dłużej osoby.

Rozmyślając nad tym, anatta jest jak to – to nie destrukcja osobowości czy jej anihilacja. Anatta może brzmieć jakbyś się niszczył. Nie jest to atak na osobowość. To włożenie osobowości w perspektywę, taką, że już nie jesteś ograniczany do swych osobistych nawyków, które pozyskałeś po narodzinach. Dokonuję w tym momencie refleksji, rozpoznającej ten naturalny stan bycia – Buddho, Budda – znanie prawdy o drodze jaką jest, znanie Dhammy.

To ważne, obecny moment przytomności rozpoznający nieskończoność obejmującą to co skończone. Dla mnie, wielkim darem ludzkiej istoty jest to, że możemy tego dokonać. Jest to w zasięgu ludzkich możliwości – nie udoskonalenie siebie jako osobowość, stanie się prezydentem USA czy czymś takim. Nauka Buddy jest dla ludzkich istot. Po prostu weź za pewne, że tu jesteśmy i przyjęliśmy trzy schronienia i osiem wskazań. Ludzkie istoty robią takie rzeczy. W świecie zwierząt nie mogą przyjąć ośmiu wskazań – spróbuj wytłumaczyć kotu, by nie zabijał ptaka …
*

Zwykle stajemy się naszymi myślami, gdy nie jesteśmy przytomni. I dlatego sugeruję intencjonalne myślenie, byś nie próbował myśleć o myśleniu. Mamy tendencje do tworzenia idei na temat nie-myślenia i dalej o tym myślimy czy też myślimy o myśleniu, myślimy o naszym widzeniu anatta i myślimy o nibbanie – i tak nigdy nie wydostajemy się z pułapki naszych myśli – aż do czasu gdy zaczynamy obserwować myślenie. Jak obserwujesz myślenie w swym umyśle?

W obecnym momencie odkrywam, że aby myśleć intencjonalnie, czynię determinację: „Zamierzam teraz myśleć”. Zatem słucham – możesz słyszeć siebie myślącego, czy przynajmniej ja to potrafię – słucham siebie mówiącego. I tak mogę powiedzieć: „Jestem ludzką istotą”. Nie jest to myśl robiąca na mnie jakieś wrażenie – nie wprowadza mnie ona w stan błogości, ani też nie jest depresyjna. To pewien rodzaj neutralnego stwierdzenia, sprawa faktu. Teraz obserwujesz myśl z pozycji sati-pańńa – obserwujesz przebudzoną świadomość. Zaczynasz rozpoznawać, że nie jesteś myślą, zupełnie nie jesteś tym co myślisz. Większość naszego myślenia to nabyte nawyki myślowe, i nasze poczucie siebie, ważności siebie, pochodzi z doświadczenia w życiu, od kultury i społeczeństwa, edukacji, etnicznego uwarunkowania, religijnego uwarunkowania.
*

Uważność nie jest związana z „ja' czy „mną” czy „moim” - jest ona anatta, nie-ja. Nie jest mężczyzną, człowiekiem, nie jest kobietą ani buddyjskim mnichem. Zatem na drodze tego rodzaju refleksji zaczynasz cenić tą zdolność do bycia przytomnym. Bardzo ważnym jest rozpoznanie przytomności i wtedy rzeczywiste jej docenienie.

Przytomność jest drogą uwolnienia się od cierpienia, bramą do Nieśmiertelności. I nie jest kreacją, nie ma cech personalnych. Zatem wraz z waszą praktyką, gdy tak dociekacie, zaczynacie obiektywizować język i myśl jako mentalne obiekty – i powstające emocje, takie jak „Co ze mną?” Ustanawiam się jako osoba: „Mam swe prawa! Muszę o siebie walczyć! Nie dam się nikomu upokorzyć!” gdy moje schronienie jest w przytomności, wtedy te poczucie osoby jest obiektem w świadomości. Staje się świadome; powstaje i zanika. Zatem „jaźń” czy sakkayaditthi jest tworem sztucznym, sztucznym i wykreowanym. My go kreujemy, my kreujemy siebie jako osoby, jako osobowości.

Nie jest to sprawa pozbycia się osobowości, ale rozpoznanie jej ograniczeń, uwolnieniu się od nich – ponieważ kiedy rzeczywiście w to wejrzysz nasza osobowość jest bardzo ograniczająca. Mamy wszystkie te rodzaje poglądów na siebie samych, na nasze uzdolnienia, naszą wartość, i wszystko to. I tak mamy tendencje by utkwić w neurotycznych lękach, niepokojach i zmartwieniach, na temat tego kim jesteśmy. Zwłaszcza w społeczności klasy średniej stajemy się tak neurotyczni, ponieważ mamy tyle czasu by myśleć o sobie. Społeczeństwo mówi nam, że mamy pewne prawa, że powinniśmy robić pewne rzeczy, że powinniśmy wierzyć w pewne ideały – i wtedy pozyskujemy te wszystkie koncepty. I mamy tendencje do dokonywania osądów – wartościujących osądów na temat nas samych, innych i świata. Dlatego widzę to odosobnienie jako okazję do zrobienia kroku w tył i wycofania się z kreowania siebie jako kogoś. Po prostu badanie tego poczucia jaźni, nie usuwanie go czy anihilowanie ale rozpoznanie, że nie jesteście tym co myślicie. Odkryłem to jako ulgę, nie wierzenie już dłużej mym własnym myślom.
*

Myśli ciągle przychodzą i odchodzą. Czasami są użyteczne a czasami to po prostu nawyk. Pewne warunki powstają i czynią cię szczęśliwym i czujesz że wszystko idzie dobrze. Wtedy wszystko wydaje się rozpadać, ktoś rezygnuje z treningu mnicha, i tym podobne. Ludzie cię chwalą i czujesz się dobrze, wtedy zaczynają cię krytykować i czujesz się źle – na poziomie personalnym. Przytomność, zatem, nie daje się złapać w te szczyty i doły pochwały i nagany, szczęście i cierpienie. Przytomność jest schronieniem w którym możesz rozpoznać te cechy w terminach Dhammy – wszystkie warunki są nietrwałe i nie-ja. To dla refleksji. Sakkajaditthi które tłumaczę jako „pogląd na osobowość” - spróbuj eksperymentu z „jestem”. Możesz być czymkolwiek zechcesz, stworzyć siebie jako to, ale słuchaj tego, nie wierz temu … „Jestem Bogiem” „Jestem nikim, bezwartościowym, po prostu jestem jeszcze jedną mrówką w mrowisku. Jestem niczym, zerem w systemie, szprychą w kole”, to jeszcze jedna kreacja, czyż nie?”

Mogę zbudować swój wizerunek jako będącego wszechmocnym, potężnym, jednym Bogiem bądź być beznadziejnym przypadkiem. Ale to kreacje, i przytomność nie wierzy w żaden z tych warunków. Widzi je, rozpoznaje je, ale nie przywiązuje się do nich. To jeden sposób, który, jak odkryłem, daje bardzo jasny wgląd. Czym jest czysta przytomność, czym jest osobowość? Jest ważnym byście znali różnicę, mieli to przekonanie, nie w jakąś odmianę wierzenia, ale we wgląd. Rozpoznajcie, że ta przytomność jest tutaj i teraz. „Jestem ...Ajahn Sumedho” przychodzi i odchodzi. „Jestem dobrą osobą, jestem złą osobą” Wspomnienia przychodzą i odchodzą, ale przytomność utrzymuje się sama – nie jest stworzona i jest zawsze tutaj i teraz. Mieć ten wgląd, zatem, to uwolnić się od przywiązania do sakkayaditthi - do ego – i nie jest to jego negowanie.
*
Ziemia nie należy do nikogo; nawet jeżeli posiadamy teren legalnie - „to należy do Ajahna Sumedho”. W rzeczywistości nie należy, to tylko konwencja.

Kiedy wiążemy się z tymi konwencjami i tymi iluzjami, wtedy oczywiście mamy problem, ponieważ iluzje są niestałe i niezgodne z linią Dhammy. Kończymy marnując nasze życie, próbując powiększyć te poczucie identyfikacji, te poczucie „to moje, to należy do mnie, i chcę to chronić i przekazać przyszłym pokoleniom”. Tworzymy całe królestwo iluzji, osobowość i tożsamość przez percepcje które kreujemy w naszych umysłach, a które to powstają i zanikają i nie mają w sobie nic realnego, żadnej esencji.

Możemy być bardzo przestraszeni, gdy te iluzje są kwestionowane. Pamiętam pierwsze zakwestionowanie rzeczywistości mojej osoby. Przeraziło mnie to na śmierć. Kiedy zacząłem zadawać pytania, chociaż nie byłem zbyt pewny siebie, nie miałem wysokiej samooceny, poczułem się zagrożony gdy to bezpieczeństwo, ta pewność bycia tą zbłąkaną osobowością, zostało zagrożone. Jest pewne poczucie stabilności, nawet wśród ludzi którzy identyfikują się z chorobami czy innymi negatywnymi rzeczami jak alkoholizm. Bycie zidentyfikowanym z pewnego rodzaju mentalnym schorzeniem jak paranoja, schizofrenia, czy cokolwiek, daje nam poczucie, że wiemy kim jesteśmy, i że możemy usprawiedliwić sposób naszego istnienia. „Nic na to nie poradzę, że taki jestem. Jestem schizofrenikiem”, to daje poczucie zezwalające nam na bycie w pewien sposób. Może to być poczucie pewności czy stabilności wynikające z faktu, że nasza tożsamość jest określona i że my wszyscy zgadzamy się na patrzenie jeden na drugiego w ten sposób, z tą percepcją.

Zatem realizujesz tą odwagę jaką trzeba mieć by kwestionować, by zezwolić rozpaść się iluzorycznemu światu, który stworzyliśmy, jak przy załamaniu nerwowym, gdy rozpada się cały świat. Kiedy to oferowane bezpieczeństwo, brak zagrożenia i pewność jakie uzyskujemy z tych iluzji zaczyna się rozpadać i ginąć – to budzi trwogę. A jednak jest w nas coś co nas przez to prowadzi. Co doprowadziło nas do życia monastycznego? To pewne intuicyjne przeczucie, ukryte uczucie, inteligencja kryjąca się za całą naszą wiedzą i sprytem naszych umysłów. Jednakże nie możemy rościć sobie do niej praw na poziomie personalnym. Zawsze musimy puścić personalne percepcje, ponieważ jak tylko zaczynamy rościć sobie do nich prawa, tworzymy kolejną iluzję. Zamiast tego, zamiast identyfikowania się czy przywiązywania, zaczynamy realizować czy rozpoznawać drogę jaką jest. To praktyka przytomności i zwracania uwagi – sati-sampajańńa. Innymi słowami, zmierza to do centralnego punktu, do Buddho, pozycji tego kto wie.
*
Wskazując na obecne, pacuppanna-dhamma możemy uchwycić się tej idei, i tak zaczniemy myśleć, że nie potrzebujemy już robić nic innego. „Nie musimy być mnichami czy mniszkami; nie potrzebujemy terapii. Możemy tylko medytować. Czysta medytacja wkrótce rozwiąże wszystkie nasze problemy”. Chwytając się tego, możemy się stać antyreligijni: „Wszystkie religie są stratą czasu. Psychoterapia jest stratą czasu. Nie potrzebujesz tego. Wszystko czego potrzebujesz, to być uważnym i medytować”. To kolejny punkt widzenia, czyż nie? Takie rodzaje opinii nie wskazują na centrum, a tylko osądzają warunki czy konwencje. „Nie potrzebujesz religii, to wszystko bzdury”. I chociaż możesz mówić, że w ostateczności wszystko czego potrzebujesz to przebudzić się – to takie proste – samo to jest konwencją języka. Dające siłę i zachęcające, to punkty do immanentnego aktu przebudzenia – nie mówienie ci, że jesteś pewnego rodzaju osobą, że śnisz i powinieneś się przebudzić, bądź byś uchwycił się tej idei – ale do rzeczywistego stania się tym.

*

W medytacji ważne jest rozpoznanie drogi jaką jest, Dhammy czy naturalnego prawa, sposobu w jaki rzeczy są – że seksualne pożądanie jest jak to, nie jest moje. Cało jest jak to, to seksualne ciało i będzie miało te energie. Ma seksualne organy, jest właśnie takie jak to, zatem nie jest osobiste. Nie stworzyłem go. Zaczynamy patrzeć na najbardziej oczywiste rzeczy, podstawy, ludzkie ciało, raczej w terminach sposobu w jak ono jest niż osobistego z nim identyfikowania się. Głód i pragnienie są jak to – badamy te instynktowne energie, pragnienie przeżycia. Mamy silne instynkty przetrwania i ochrony: głód i pragnienie, chęć ochraniania się, potrzebę bezpieczeństwa. Wszyscy potrzebujemy odczuwać pewnego rodzaju fizyczne bezpieczeństwo, co jest instynktem przetrwania; to są podstawy królestwa zwierząt, nie tylko ludzi.
*
Zabierz swoją osobowość tam gdzie jest totalnym absurdem i słuchaj jej. Twoja relacja nie jest relacją identyfikowania ale rozpoznawania, że to ty tworzysz tą osobowość, to zmienne uwarunkowanie. Nie mogę stworzyć jakiegokolwiek rodzaju osobistej percepcji, która by wytrwała, pozostała. Nie ma nic co mógłbym stworzyć poprzez moje mentalne moce, co byłoby w stanie pozostać na poziomie personalnym. Wszystko to bardzo iluzoryczne, bardzo zmienne, bardzo efemeryczne.

Jednakże, jest tu to, co może być świadome osobowości jako konstrukcji. Rozważnie myślę, „Jestem zbłąkaną osobą która potrzebuje medytacji ażeby stać się oświeconą w przyszłości”. Myślę to, ale słucham tego, pomyślałem to z premedytacją i badam to teraz. Stworzyłem tą percepcję. Dokonałem wyboru by myśleć w ten sposób i mogę słuchać siebie myślącego. To co jest przytomne i słucha tej percepcji, tego nie stworzyłem. To nie kreacja, prawda? Stworzyłem tą percepcję, ale nie to co jest przytomne i świadome tej percepcji. Możecie badać, rozpocząć poznawać różnice pomiędzy przytomnością i myśleniem. Co jest punktem ciszy, centrum? Ten rodzaj myślenia jest refleksyjny, czyż nie? Po prostu zadaję sobie to pytanie aby zwrócić na to uwagę. Nie szukam nikogo by dał mi odpowiedź, ale to pytanie refleksyjne które rozjaśnia moją uwagę; pomaga mi ją zogniskować, by być przytomnym.

Czym jestem baczniejszy i przytomniejszy, tym bardziej rozpoznaję to, że w tym punkcie ciszy brzmi dźwięk. Nie stworzyłem go. Nie mogę twierdzić, że ten dźwięk ciszy jest jakąś moją osobistą kreacją, należącą do Ajahna Sumedho. To jak próba zawłaszczenia powietrza, przestrzeni: „Wszelka przestrzeń na świecie należy do mnie”, to śmieszne. Nie możesz stworzyć wokół tego osoby, możesz tylko być – te poczucie bycia punktem ciszy, spoczynku, otwartości, zezwolenia na osobowość, ciało i emocjonalne nawyki i myśli które powstają. Nasza relacja do nich teraz jest zrozumieniem raczej niż identyfikowaniem się z nimi.

Jak tylko zaczynamy się identyfikować, mamy negatywne myśli i to nas wiąże. Odczuwam jakąś negatywną emocję: „Och, znowu tutaj, krytykujący i negatywny wobec kogoś. Nie powinienem tego robić. Przez tyle lat jestem mnichem i jak tego zaprzestać? Straciłem to”. Identyfikujemy się z negatywną myślą i to prowokuje wszelkie rodzaje uczucia rozpaczy. „Nie powinienem być taki, nie powinienem myśleć w ten sposób. Dobry mnich powinien kochać każdego”. Wtedy, wraz z przytomnością, nagle przestaję i znów powracam do centrum.

Zatem po prostu rozpoznawać, niezależnie ile razy to opuszczasz, to bardzo prosty akt uwagi, powrotu do centrum. Nie jest to trudne czy odległe, po prostu nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Jesteśmy przyzwyczajeni do obracającego się koła, jesteśmy przyzwyczajeni do krążenia i stawania się wszelkimi rodzajami rzeczy. Przyzwyczailiśmy się do tego; przyzwyczailiśmy się do iluzji, fantazji, snów. Przyzwyczailiśmy się do ekstremów. A do czego jesteśmy przyzwyczajeni, do tego się skłaniamy, jeżeli nie jesteśmy uważni i czujni. Kiedy nie jesteśmy przytomni, czujni i uważni, wpadamy z powrotem do królestwa cierpienia. Ale kiedy kultywujemy przytomność, odzwyczajamy się od tych nawyków. Nie karmimy już dłużej tych złudzeń. Nie wierzymy, nie podążamy, nie stawiamy im oporu. Nie tworzymy problemu wobec ciała jakim jest, ani wobec pamięci, myśli, nawyków czy osobowości. Nie osądzamy, nie skazujemy, nie pochwalamy, nie schlebiamy, nie wyolbrzymiamy niczego. Jest to jakie to jest. Kiedy tak robimy, nasza tożsamość wraz z tym, zaczyna odchodzić. Już dłużej nie szukamy tożsamości z naszymi iluzjami, przebiliśmy się przez to. Kiedy przejrzeliśmy przez tą iluzję jaźni, przez to co uważaliśmy za siebie, wtedy nasza inklinacja jest ku centralnemu punktowi, ku tej pozycji Buddho.
*
Ale to miejsce, gdzie pojawia się zaufanie. Jeżeli jesteś przytomny tego : „Och, nie wiem” jako obecnej percepcji, że „Nie myślę, bym kiedykolwiek zrealizował nibbanę” jest obecną percepcją – zaufaj tej przytomności. To wszystko co potrzebujesz wiedzieć. Jest to takie jakie jest. Nie osądzamy nawet tej percepcji, nie mówimy: „Co za głupia percepcja!” Niczego nie dodajemy. I przytomność tego, to jest to na co wskazuję, przytomność. Naucz się ufać raczej tej przytomności niż temu co mówi ci percepcja. Percepcja może być nawet całkiem rozsądna, na swój sposób, ale przywiązanie do niej jest miejscem gdzie się gubisz. „Powinniśmy praktykować medytację. Nie powinniśmy być egoistyczni i powinniśmy nauczyć się być bardziej zdyscyplinowani i odpowiedzialni za nasze życie”. To bardzo dobra rada, ale jeśli się do tego przywiążę, co się stanie? Powrócę do myślenia, „Nie jestem wystarczająco odpowiedzialny, muszę stać się bardziej odpowiedzialny, i nie powinienem być tak egoistyczny. Jestem zbyt egoistyczny, a nie powinienem” - i znów powracam na kręcące się koło. Można być zastraszonym nawet przez dobrą radę. Cóż więc robić? Zaufaj tej przytomności. „Powinienem być odpowiedzialny” - jest widziane i relacja z tym nie jest już dłużej relacją chwytania się tego. (…)

Punkt ciszy daje ci perspektywę na warunki, na obracające się koło, na pomieszanie, na bałagan. Wprowadza cię w perspektywę tego, co jest raczej poznawaniem jakim to jest, niż jakimś rodzajem osobistego utożsamiania się z tym. Możesz zobaczyć, że twoja prawdziwa natura jest poznawaniem, czystym stanem, czystą świadomością, czystą przytomnością. Uczysz się pamiętać o tym, być tym; to twój rzeczywisty dom, to czym rzeczywiście jesteś, a nie to czym myślisz, że jesteś, zgodnie uwarunkowaniem twojego umysłu.
*
Zatem sprowadzamy uwagę na doświadczenie siedzenia - „Ciało siedzi” raczej niż „ja siedzę” czy „moja pozycja” i „moja praktyka siedzenia”. Traktuję ciało jako obiekt, nie nadając mu terminów osobistych takich jak „moje ciało”, „moja pozycja”, po prostu „ciało jest jak to”, co pozwala spojrzeć na nie w bardziej obiektywny sposób, i dostrzec je takim jakim jest. I tak, to intuicyjna wiedza drogi jaką jest: „ciało jest jak to”. (…) Zauważamy ciało, rozważając jego naturę – sposób w jaki jest, w sposób w jaki reaguje. Staramy się zmusić ciało by podążało za naszymi życzeniami i pragnieniami. Kiedy jesteście młodzi zmuszamy ciało do robienia wielu rodzajów rzeczy, których w rzeczywistości nie powinno robić. Nie jest to zbyt dobrym dla ciała. Zauważenie tego nie jest próbą dopasowania twojego ciała do jakiegoś rodzaju ideału czy też negacją i ignorowaniem ciała; lecz wnoszeniem ciała w pole świadomości jako doświadczenie. Ponieważ gdziekolwiek jesteś, twoje ciało będzie tutaj i teraz, czyż nie? To pewien rodzaj praktyki metta, przyjmowanie ciała. Bez krytyki, bez osądu. To zaakceptowanie tej formy, tego naturalnego warunku, takim jakim to jest właśnie teraz, bez tworzenia żadnych warunków o tym jak byś chciał by było. Nawet jeżeli jest ono na sposób w jaki nie chciałbyś by było, akceptując sposób w jaki jest – to receptywna uważność.

Może to być sposób na radzenie sobie z chorobą i innymi warunkami ciała, ponieważ pragnienie próbuje pozbywać się rzeczy; próbuje ignorować ciało. Możemy żyć w totalnie sztucznym mentalnym świecie, który sami stworzyliśmy, zupełnie zapominając o ciele, aż do czasu gdy stanie się tak chore i bolesne, że zmusi nas do zwrócenia nań uwagi.
*
Tutaj i teraz jest oddech, wdech i wydech. Jeśli szukasz spokoju, wtedy nozdrza są miejscem dla zogniskowania uwagi, czubek nosa, wdech i wydech pozwalają skupić uwagę. Kiedy umysł wędruje myśląc, po prostu łagodnie sprowadź go z powrotem do oddechu czy do ciała, do tego co jest tutaj i teraz, co nie jest myślą ani ideą ani czymkolwiek. To sposób ugruntowania się w obecnym, i bycie z tym co jest, ciałem, postawą, siedzenie jest jak to, z oddechem. Ale umysł znów zacznie wędrować.

Kiedy uświadamiasz sobie, że o czymś myślisz, łagodnie powróć do oddechu czy do ciała. Jeżeli powiesz: „Nie chcę by mój umysł wędrował, muszę rozwinąć tą praktykę”, stawiasz sobie wymagania, i jeżeli nie sprostasz im, zaczynasz odczuwać rozpacz. Zatem to nie sprawa osiągnięcia sukcesu w jakiejkolwiek z tych praktyk, a tylko z momentu na moment, tutaj i teraz, trzymając się poczucia bycia obecnym, wtedy, kiedy umysł wędruje, rozpoznanie tego i powrót do ciała jako obecnego doświadczenia.

*

Możemy być w stanie, który nam się nie podoba. Jest wiele rzeczy w mojej osobowości wobec których mógłbym być krytyczny. Nie lubię się zbytnio ani nie aprobuję na poziomie osobistym. Obecnie widzę to jako część ścieżki, nie jako przeszkodę. Zatem nie ma znaczenia w jaki sposób się teraz odnajdujesz – nie ma znaczenia jak krytycznym mógłbyś być, lub jak nieodpowiednio mógłbyś się czuć – zmień postawę na uczącą się ze sposobu w jaki teraz jesteś. Raczej to, niż próbowanie stania się czymś – niż próbowanie usuwania negatywności, niepokoju czy pomieszania, ponieważ wydaje ci się że to skazy czy defekty blokują cię przed oświeceniem – po prostu w nic takiego nie wierz. Cokolwiek będzie mówił twój uwarunkowany umysł, jest on totalnie niegodny zaufania. To czemu rzeczywiście możemy zaufać, to przytomność.

Zatem trwając przytomnie możemy uświadomić sobie pogląd na jaźń jako obiekt, nie kładziemy go już dłużej w pozycji subiektywnej. Nawet jeżeli odczuwasz totalną rozpacz co do siebie - „Nie potrafię tego dokonać”, słuchaj tego. Słuchaj tego co twoja osobowość mówi, ale już dłużej nie wierz w to co mówi, rozpoznając, że to jest warunek, to jest kreacja. „Nie potrafię tego zrobić, nie potrafię medytować, mam za wiele przeszkód, zbyt wiele emocjonalnych problemów”. Tworzysz te założenia czy postawy; kreujesz je w teraźniejszości. Ale jeżeli jesteś tego przytomny, jeżeli słuchasz swojego myślenia, wtedy uzyskujesz pewną perspektywę, myśl jest obiektem w świadomości, nie podmiotem. Pęto sakkaya-ditthi jest przytomne tej myśli: „Nie potrafię tego zrobić, nie jestem dobrym medytującym”. Nie wierz temu. Bądź tego przytomny. Wszystko co myślisz jest uwarunkowane, nie jest to to czym rzeczywiście jesteś. Zakwestionuj nawet pogląd: „Nie jestem oświeconą osobą, która musi praktykować ażeby stać się oświecona w przyszłości”.
*
To emocjonalna równowaga, wychłodzenie, spokój. Już dłużej nie jesteś bezwolną ofiarą okoliczności odbijając się w górę i w dół jak yo-yo wraz z pochwałą i naganą, sukcesem i porażką. Przed tym jak zacząłem medytować, byłem właśnie taki. Byłem beznadziejną ofiarą okoliczności. Ktoś mnie chwalił i byłem szczęśliwy; ktoś mnie krytykował i byłem przygnębiony. Zdałem egzamin, byłem szczęśliwy. Oblałem egzamin i byłem przygnębiony. Kiedy wszystko szło dobrze, byłem szczęśliwy, kiedy wszystko wydawało się rozpadać, byłem wzburzony. Te rzeczy mogą wzbudzić twoje obawy przed życiem i wtedy wchodzisz w bardzo kontrolujące i manipulujące sytuacje. „Mam nad wszystkim kontrolę, zatem będę bezpieczny”. Poczucie, że „wszystko będzie dobrze”, sprawia, że desperacko unikasz wszystkiego co mogłoby cię poruszyć czy upokorzyć, lub sprawić, że zawiedziesz.

Tak długo jak kontrolowałem moje życie, miałem wiele lęków, dręczące sumienie, stykałem się z cierpieniem ponieważ byłem emocjonalnie niestabilny, beznadziejnie przemieszczając się w górę i w dół stosownie od tego jak wpływały na mnie zewnętrzne okoliczności. Wtedy, wraz z wglądem w rozwój Ośmiorakiej Ścieżki, odnalazłem emocjonalny balans, równowagę. To nie tak, że nie mam emocji, ale już dłużej nie jestem przywiązany, zidentyfikowany, czy przestraszony; już dłużej nie muszę wypierać, negować, czy podążać za nimi bądź się z nimi identyfikować.

*

Czy jesteś szczęśliwy i smutny, w podniosłym nastroju czy przygnębiony, pomieszany czy widzący jasno, pewny czy pełen wątpliwości, zazdrosny czy przestraszony, chciwy czy pożądliwy, przytomność obejmuje to wszystko, zauważając to na sposób nie-krytyczny. Nie mówimy, że nie powinieneś mieć pożądliwych emocji czy też czegoś podobnego. Nie dokonujemy moralnych osądów, ponieważ używamy sati-sampajańńa. Jeżeli reagujesz intelektem, mówi ci on: „Och, miałeś pożądliwe myśli w sali medytacyjnej. Nie powinieneś tego robić. Nie jesteś zbyt dobrym mnichem, jeżeli robisz takie rzeczy. Jesteś nieczysty!” Jesteśmy bardzo przywiązani do tych osadów, ta funkcja osadów i krytyki w którą jesteśmy wyposażeni także jest obejmowana przez sati-sampajańńa, włącza ona w siebie osądy. Nie osądza osądów, zauważa je, po prostu rozpoznaje rodzaj tyranicznego, samo-prawowiernego superego, które mówi: „Nie powinieneś być takim jakim jesteś. Nie powinieneś być egoistyczny. Powinieneś być współczujący i kochający”, i wszystkie tego rodzaju rzeczy. „Buddyzm jest w porządku”, „Idę donikąd w mojej praktyce” - sati-sampajńńana obejmuje to wszystko. To proste zauważanie drogi jaką ona jest. Mogę słuchać mojego intelektu, mojego superego, stanów emocjonalnych, ciała - „Znam to, znam ciebie”. To sprawa bycia cierpliwym wobec tego wszystkiego. To nie próbowanie kontrolowania czy tworzenia z tego problemu. Kiedy jesteśmy zrelaksowani i otwarci na te rzeczy, pozwalamy im zmieniać się zgodnie z ich naturą. Mają swe własne siły kammiczne, my daliśmy im tą sposobność. Nasze schronienie jest nie w myśleniu czy emocjach czy fizycznym ciele. Widzimy nasze schronienie jako prostą zdolność do słuchania, do bycia uważnym tego ruchu.
*
Sati-sampajańńa nie jest sprawą Ajahna Sumedho próbującego skonsolidować swe działania, próbującego oczyścić swój umysł, uwolnić się od skalań, poradzić sobie z jego niedojrzałymi uczuciami, wyprostować jego błędne, spaczone poglądy, nie jest próbowaniem uczynienia się lepszym mnichem i stania się oświeconym w przyszłości. To nie działa, gwarantuję – próbowałem tego!

Z tej perspektywy możesz użyć upaya (zręcznych środków) dla poszczególnych warunków, które się pojawiły. Ktoś może powiedzieć: „Bądź po prostu wszystkiego uważny”. To prawda, ale pewne rzeczy są bardzo obsesyjne czy zagrażające nam, dlatego możemy rozwinąć zręczne środki. Byłem mocno zachęcany przez Ajahn Chah by rozwijać zręczne środki i to wymaga pańńa, czyż nie? To używać mądrości by dostrzec jak radzić sobie z emocjonalnymi stanami, a zwłaszcza z trudnymi emocjonalnymi nawykami. Nie bój się eksperymentowania. Zobacz co wynika z poddania się katharsis, czy omówieniu tego z kimś kto cię wysłucha, czy pomyśleniu tego z premedytacją.

Jednym z moich zręcznych środków było słuchanie mych myśli jak gdyby były sąsiadami rozmawiającymi po drugiej stronie ogrodzenia. Jestem niewinnym świadkiem słuchającym odbywanych przez nich konwersacji. Wszelkie te obmawianie, opinie i poglądy które faktycznie produkuję w mojej głowie – słucham tego. Nie jestem zaangażowany, nie staję się zainteresowany tematem, ale po prostu słucham tego jak to się wciąż kontynuuje, o tym co lubiane czy nielubiane, co złego w tej czy innej osobie, dlaczego tą lubię bardziej, i jeżeli chcesz znać moją opinię, to … Po prostu słucham tych wewnętrznych głosów, tych uprzedzonych, aroganckich, zarozumiałych, głupich głosów, które mówią. Bądź przytomny tego co pojawia się w polu świadomości i zauważ, zanotuj to. Ta przytomność jest moim schronieniem, nie te obmawianie, nie te aroganckie głosy czy opinie i poglądy. Odnalazłem to, jako zręczny środek.

Możemy nauczyć się pomagać sobie wzajemnie po prostu przez słuchanie. Uczenie się słuchania kogoś to raczej rozwijanie relacji niż nauczanie i próbowanie powiedzieć komuś jak ma praktykować i co ma robić. Czasami wszystko co potrzebujemy to nauczyć się jak słuchać kogoś innego z sati-sampajańńa, tak, że ta osoba będzie miała okazję do zwerbalizowania swych lęków czy pragnień, bez bycia potępioną czy obdarzoną wszelkiego rodzaju radami na ten temat. To może być bardzo zręcznym środkiem. Pewnym rodzajem terapii pomagającej nam radzić sobie z tym co zwykle jest emocjonalnym problemem. Tam gdzie mamy tendencje do bycia najbardziej zaślepionymi i nierozwiniętymi to emocjonalna rzeczywistość.
*
Zauważ jak irytującym jest proste bycie zdolnym do widzenia, słyszenia, smakowania, wąchania i dotykania. Jest w tym zawsze coś nie do końca w porządku. To albo za zimne, albo za gorące; mamy ból głowy czy pleców; niechciane hałasy, zapachy i tym podobne wchodzą w kontakt z tą formą – jako rezultat tego doświadczamy piękna i brzydoty, przyjemności i bólu. Ale nawet przyjemność jest irytująca, kiedy o tym pomyślisz. Lubimy przyjemność, ale sporo przyjemności również jest wyczerpujące i irytujące. To nie krytycyzm. To tylko zauważenie, że mając ludzkie ciało, tak to jest; oddychanie jest jak to; świadomość jest jak to.

Rozważ jak wrażliwymi jesteśmy w relacji ze słowami i myślami. Można coś powiedzieć i obrazić każdego po prostu przez pewną intonację głosu. Używanie pewnych słów może być bardzo stresujące. Pamiętamy rzeczy przeszłe, przyjemne bądź nieprzyjemne. Nasze umysły mogą ulec obsesji na temat rzeczy, które nie powinny się były wydarzyć w przeszłości. Mamy spore poczucie winy i wyrzuty sumienia albo awersję do samego siebie z powodu błędów, omyłek czy nieodpowiednich działań, które pamiętamy. Możemy stać się rzeczywiście neurotyczni ponieważ w obecnym momencie ulegamy totalnej obsesji na temat tego czego nie powinniśmy byli zrobić dwadzieścia lat temu. Możemy wprowadzić się w rzeczywiste stany depresji i rozpaczy.

Bycie urodzonym jako ludzka istota jest prawdziwym wyzwaniem w odniesieniu do tego jak użyć doświadczenia narodzin, tego ludzkiego doświadczenia, tego wrażliwego stanu tak jak go przeżywamy. Pewni ludzie myślą o popełnieniu samobójstwa: „Po prostu skończyć z tym” - takie to trudne do zniesienia, zbyt wiele trzeba wytrzymać, całe życie tego stałego poirytowania i winy, wyrzutów i lęku przed nieznanym. To może być tak całkowicie przygnębiające, że myślimy iż lepiej jest się zabić. Budda zachęca nas byśmy się przebudzili na to, nauczyli się z tego doświadczenia, dostrzegli w nim sposobność, wyzwanie. Możemy rozwinąć mądrość przez kontemplację uwarunkowań i doświadczenia które mamy w życiu – a na które nie ma gwarancji, że będą najlepsze. Wielu z nas doświadczyło wszelkich rodzajów frustracji, rozczarowań, deziluzji, porażek. Oczywiście, jeżeli bierzemy to wszystko to osobiście, chcemy skończyć z tym jak najszybciej. Ale jeżeli włożymy to w kontekst poznawania świata jako świata, możemy przyjąć każde doświadczenie. Mamy nadzwyczajną zdolność do uczenia się z nawet najbardziej niesprawiedliwych i żałosnych, bolesnych i nieprzyjemnych warunków.

Niektórzy ludzie myślą, że dobra kamma to mieć przyjemną przejażdżkę przez życie, urodzić się w bogatej rodzinie o wysokim statusie, z pięknym wyglądem, inteligencją. Łatwe życie pełne dobrodziejstw, błogosławieństw z wszelkimi dobrymi rzeczami. To dojrzenie zasług, dobra parami (cnota). Ale kiedy patrzę na moje życie, wielkie wyzwania z którymi się zetknąłem i które mną wstrząsnęły, wzburzyły, rozczarowały mnie aż do punktu gdzie rozważałem samobójstwo - „Po prostu chcę z tym skończyć. Nie chcę spędzać coraz to nowych lat w tym na tym świecie. Nie daję rady” - przebudzając się na to, zrozumiałem, że całkiem chętnie jestem gotowy przyjąć to co niesie ze sobą życie oraz uczyć się z tego. Jest to wyzwanie: zobaczenie tego jako okazji jako mamy jak ludzkie istoty, świadome istoty.

Nauki Buddy są naukami wskazującymi na to. Są tu by przebudzić cię raczej niż uwarunkować. To nie sprawa próbowania uchwycenia się ich, zajęcia doktrynalnej pozycji ale potraktowanie ich jako środków dla wypracowania i zachęcenia do przebudzonej przytomności, uważności, intuicji. Zamiast obawy przed wrażliwością, rzeczywiste otwarcie się na nią: bycie w pełni wrażliwym raczej niż nie mające końca próby chronienia samego siebie przed bólem i niepowodzeniem.

Znanie świata jako świata nie jest rezygnacją na sposób negatywny - „Och, wiesz jaki jest ten świat” - jak gdyby był on zły, jakby było z nim coś nie tak. To nie znanie świata. „Znanie” jest sprawą studiowania, zainteresowania, dociekania, egzaminowania doświadczenia, i rzeczywiście bycia chcącym dostrzec i poczuć jego negatywną stronę. To nie sprawa szukania zmysłowych przyjemności, przyjemnych doświadczeń, ale sprawa dostrzeżenia twoich najbardziej rozczarowujących, największych porażek jako okoliczności do nauki, jako szansy na przebudzenie: można powiedzieć, że są one devadutami czy „niebiańskimi posłańcami” które potrząsają naszym ramieniem i mówią: „Obudź się!” Dlatego też w Nauce Buddy, starość, choroba, ułomności i strata są widziane jako devaduty. Słowo devaduta jest słowem Pali, duta oznacza „posłańca” jakiegoś rodzaju, deva to „anielski” czy „niebiański” zatem są one niebiańskimi posłańcami przysłanymi by nas ostrzec.
*
To jak z percepcją umysłu będącego jakoby w ciele. Przez intuicyjną przytomność możemy spostrzec, że ciało jest w umyśle. Właśnie teraz jesteście w moim umyśle; wszyscy z was w tym holu, jesteście w umyśle. Na poziomie konwencjonalnym, dla każdego z nas, nasz umysł jest w naszej głowie – siedzicie tutaj z umysłami w waszych głowach – wszystkie te różne głowy z zawartymi w nich umysłami. Ale w terminach umysłu, siedząc tutaj na tym podwyższonym siedzeniu, mogę zobaczyć was oczami i jesteście w umyśle, nie w mojej głowie. Nie mogę powiedzieć, że jesteście wszyscy w moim mózgu. Umysł nie ma takich ograniczeń.

I tak, można zobaczyć że ciało jest bardziej jak radio, bardziej jak świadomy byt w wszechświecie który zbiera rzeczy. Będąc zrodzonymi jako odseparowane byty we wszechświecie, jesteśmy punktem światła, świadomym istnieniem w odseparowanej formie. Mamy tendencję zakładać, że jesteśmy ustalonymi, solidnymi, fizycznymi osobami, ale jesteśmy czymś większym niż to – nie tak ograniczonymi, ciężkimi i ustalonymi jak nasze kulturalne uwarunkowanie wydaje się twierdzić, czy jak my sami wydajemy się postrzegać.

Dźwięk ciszy nie jest mój, ani też nie jest w mojej głowie, ale ta forma jest zdolna do rozpoznania go i widzenia rzeczy takimi jakimi są. To poznawanie nie jest wiedzą kulturową, to nie jak interpretowanie wszystkiego od strony mojego kulturowego uwarunkowania, to poznawanie rzeczy takimi jakimi są, w sposób bezpośredni, który nie jest zależny od kulturowych postaw. I tak rzeczywiście zaczynamy rozumieć anatta, nie-ja, co pozwala nam zobaczyć, że wszyscy jesteśmy połączeni, wszyscy jednym. Nie jesteśmy, jak się sobie jawimy, kolekcją totalnie odseparowanych bytów. Jeżeli zaczniesz kontemplować w ten sposób, rozpoczniesz rozszerzanie swej przytomności, włączając raczej niż definiując.

Zatem w terminach medytacji, ustanawiamy przytomność na teraźniejszym – ciele, oddechu, dźwięku ciszy. Wtedy możemy wnieść do tego postawę metta (przyjazności), która jest sposobem bycia w relacji i rozpoznawania uwarunkowanych rzeczy bez osądzania ich. Bez tej postawy, mamy tendencję dokonywania wartościujących osądów naszego doświadczenia na poziomie personalnym. Jedna osoba odczuwa spokój, druga czuje się niespokojna, jedna jest zainspirowana, druga czuje się znudzona, jedna jest entuzjastyczna, druga przygnębiona, lub masz dobre lub złe myśli, głupie lub użyteczne myśl, osądy na temat jakości doświadczenia które każdy z nas ma. W terminach poznawania, znamy myśl jako powstającą i zanikającą. Złe myśli czy straszne myśli powstają i zanikają, tak jak dobre myśli. To nie sprawa dawania osądów na temat tego jaki zły jesteś ponieważ masz złe myśli; to zdolność rozpoznawania myśli, i zobaczenia, że w ich naturze leży nietrwałość, zmiana, nie-ja.
*
Gdy tak myślisz o sobie i o tym kim jesteś, kim powinieneś być, kim chciałbyś być, kim nie chcesz być, jak dobrym czy złym, cudownym czy okropnym jesteś, wszystko to wiruje dookoła, kręci się w miejscu. Jednego razu czujesz „Jestem rzeczywiście cudowną osobą”, w następnej chwili „Jestem absolutnie beznadziejną, straszną osobą”. Ale jeżeli przyjmiesz schronienie w przytomności, wtedy cokolwiek myślisz nie ma większego znaczenia, ponieważ twoje schronienie jest w tej zdolności do bycia przytomnym raczej, niż krążeniu i fluktuacji poglądu na osobowość, twojego nawykowego sakkaya-ditthi.

Po prostu dostrzeż, jak bycie osobą jest w rzeczywistości podobne do yo-yo; wznosi się i opada cały czas. Wraz z pochwałą czujesz się cudownie, jesteś cudowny – i wtedy stajesz się beznadziejnym przypadkiem, masz depresję, jesteś beznadziejną ofiarą okoliczności. Wygrywasz na loterii i jesteś zachwycony; wtedy ktoś kradnie ci wszystkie pieniądze i masz myśli samobójcze. Osobowość jest jak to; jest bardzo zależna. Możesz być strasznie zraniony na poziomie osobistym. Lub możesz być radosny: ludzie znajdują cię jako najcudowniejszą, ekscytującą osobowość, i czujesz się szczęśliwy.

*
Budda wskazał na niestabilność uwarunkowanych rzeczy, na ich nietrwałość. To nie jest po prostu filozofia, z którą powinniśmy się zgodzić. Badamy i widzimy naturę uwarunkowanej rzeczywistości na sposób w jaki jej doświadczamy, fizycznie, emocjonalnie i mentalnie. Ale to co jest przytomne doświadczenia – nasze schronienie – jest w tym przebudzonej przytomności raczej, niż w próbowaniu znalezienia czy stworzenia warunku który da nam pewne poczucie bezpieczeństwa. Nie próbujemy się ogłupić pozytywnym myśleniem. Schronienie kryje się w przebudzeniu na rzeczywistość, ponieważ nieuwarunkowane jest rzeczywistością. Ta przytomność, te przebudzenie, to jest nieuwarunkowane, aktualne przebudzenie na to. Warunki są jakie są – silne bądź słabe, przyjemne czy bolesne. „Jestem nieoświeconą osobą, która musi mocno praktykować medytację. Muszę rzeczywiście to sobie wypracować, usunąć swe skalania, i stać się oświeconą osobą, pewnego dnia w przyszłości. Mam nadzieję osiągnąć poziom wchodzącego w strumień zanim umrę, ale jeżeli mi się to nie uda, mam nadzieję że odrodzę się w lepszym świecie”. Tak to idzie, tworzymy więcej i więcej komplikacji. Ludzie pytają mnie: „Czy możemy osiągnąć poziom wchodzącego w strumień? Czy są jacyś arahaci?” Ciągle myślimy o wejściu w strumień i o arahacie jako o jakości personalnej, nieprawdaż? Patrzymy na kogoś i mówimy: „Ten tam mnich jest arahatem!” Myślimy, że ta a ta osoba jest arahatem czy wchodzącym w strumień. To właśnie jest sposób w jaki operuje uwarunkowany umysł; nic nie można na to poradzić, uwarunkowany umysł nie może robić nic innego niż to. Zatem nie możesz mu ufać, nie możesz przyjąć schronienia w swych myślach czy swych percepcjach, lecz w przytomności. To do niczego nie podobne, to raczej jak nicość – ale jest wszystkim. Wszystkie problemy rozwiązują się właśnie tam.

Twój uwarunkowany umysł myśli: „To nic, to nie ma żadnego znaczenia. To nic nie warte, nie możesz tego sprzedać”. Oto gdzie uczymy ufać się zdolności do przebudzenia, ponieważ jeżeli myślisz o tym, zaczniesz wątpić cały czas. „Czy jestem rzeczywiście przebudzony? Czy jestem wystarczająco przebudzony? Może powinienem więcej spać, żeby dłużej być czujniejszym. Może gdy zacznę pracować z ignorancją, tak się zniechęcę, że z tego zrezygnuję”. Jeżeli rozpoczniesz od ignorancji, jak mógłbyś kiedykolwiek skończyć na mądrości? To nie ma żadnego sensu. Uderzając swoją głową w mur, po chwili możesz zrezygnować, jeżeli nie uszkodziłeś sobie mózgu. Kiedy przestajesz, to przyjemne uczucie, czyż nie? Ale zamiast patrzenia na to w ten sposób, zaufaj prostemu aktowi uważności. I wtedy badaj i ufaj w swoją zdolność użycia mądrości.

Możesz pomyśleć: „Och, nie posiadam żadnej mądrości. Jestem nikim. Nie miałem żadnego rzeczywistego wglądu”. I tak w pełni przekonujesz siebie, że nie potrafisz tego zrobić. Tak to wydaje się wyglądać na poziomie personalnym. Może nie czujesz się jakbyś miał coś do zaoferowania na tym poziomie, ale to kolejna kreacja. To samo „Jestem nieoświeconą osobą”. Cokolwiek myślisz o sobie, czy to coś najlepszego czy najgorszego, to ciągle kreacja; tworzysz to w obecnym teraz doświadczeniu. Jakiekolwiek założenia masz o sobie, niezależnie jak rozsądne, są one ciągle kreacjami w teraźniejszości. Przez wierzenie im, przez myślenia i trzymanie się ich, ciągle tworzysz siebie jako pewien rodzaj osobowości.

Przebudzoność nie jest kreacją; jest immanentnym aktem uwagi w teraźniejszości. Oto dlaczego rozwijając to rozmyślne: „Jestem nieoświeconą osobą”, jest zręcznym środkiem służącym do tego by zauważyć bardziej dokładnie i stale, co to znaczy być uważnym, mieć czystą przytomność tego samego czasu, gdy w jakikolwiek sposób tworzysz siebie jako osobę. Uzyskujesz te poczucie, że twój pogląd na jaźń jest zdecydowanie obiektem mentalnym, przychodzi i odchodzi. Nie możesz utrzymać „Jestem nieoświeconą osobą”. Jak mógłbyś to zrobić? Myśleć o tym cały czas? Jeżeli zaczniesz chodzić dookoła i mówić „Jestem nieoświeconą osobą” cały czas, wyślą cię do szpitala psychiatrycznego. To powstaje i zanika, ale przytomność jest stale obecna. Ta przytomność nie jest stworzona, nie jest osobista, ale jest realna.

Również rozpoznaj zakończenie, kiedy ulega zatrzymaniu: „Jestem nieoświeconą osobą, która musi praktykować medytację ażeby stać się oświeconą osobą kiedyś w przyszłości”. Wtedy jest tam ta dźwięcząca cisza, przytomność. Warunki zawsze powstają i zanikają teraz. Zakończenie warunków jest teraz. Koniec świata jest teraz. Koniec jaźni jest teraz. Koniec cierpienia jest teraz. Możesz zobaczyć powstawanie „Jestem ...” i dalej zakończenie tego; co pozostaje, gdy coś się rozpoczęło i zakończyło jest przytomnością.

*

Rozważając „centralizację” - co oznacza, że każdy z nas jest w centrum wszechświata w tym momencie. To nie osobista interpretacja, ale rzeczywistość tego momentu. Jesteście – w terminach tego momentu, tak jak ja go doświadczam – obiektem, centrum jest tutaj i teraz, z tego punktu tutaj. Jeżeli myślę o tej obecności, tym punkcie w którym doświadczamy życia, świadomość jest zawsze w tym punkcie – przytomność tutaj i teraz. Każdy z nas jest odseparowaną świadomą formą we wszechświecie, ale w naszym życiu doświadczamy wszechświata z tego centralnego punktu, gdziekolwiek zdarzy się że będziemy: tutaj, w kuti, na szczycie góry, na lotnisku.

Centrum, użyjcie refleksji: nie jest to punkt w przestrzeni, ale to rzeczywistość naszego istnienia. Weźmy to na poziomie osobistym, „Jestem centrum wszechświata” brzmi jak namiętne założenie, że jestem najważniejszy, czy że jestem Bogiem lub przypisuję sobie jakąś niezwykłość. To całkiem zwyczajne, ponieważ każdy z nas, każde stworzenie, jest faktycznie centrum wszechświata w terminach doświadczenia. Nawet pchła jest świadomą istotą i doświadcza świadomości z tego punktu, tak samo z psem czy kotem. Nie wyobrażam sobie by pchły miały silne ego, one aż tyle nie myślą. Ale nie będąc pchłą, nie mogę za nią nic powiedzieć. I tak, możemy zobaczyć siebie, jestem po prostu zwykłą ludzką istotą. Nie ma we mnie nic specjalnego, rozpatrując jak wiele miliardów ludzi żyje na tej planecie. To konwencjonalny sposób myślenia. „Jetem tylko jeszcze jednym stworzeniem na tej planecie”, co z pewnością jest prawdą. Nie ma w tym nic złego czy fałszywego, ale czy rzeczywiście rzeczy mają się właśnie tak? Co stanie się z tą formą jest tym co doświadczam, i tak jest to ważne, nawet jeżeli na poziomie perspektywy makrokosmosu jestem tak jak ta pchła, bez większego znaczenia we wszechświecie.

Jeżeli teraz padnę martwy, nie będzie to wielka strata dla wszechświata. Tylko paru ledwie to zauważy. Tak jak gdy umiera pchła, któż by się o to troszczył? Faktycznie możemy być z tego nawet zadowoleni. Widzenie martwej pchły może być lepsze niż widzenie jej żywą. Ale w terminach doświadczenia, to jest to na co chcę wskazać, ten punkt doświadczeniem tutaj i teraz. Zatem ten przebudzony stan, przytomność, jest naszą zdolnością do refleksji nad tym doświadczeniem, nie z punktu osobistych preferencji czy opinii, ale z pozycji Buddy poznającego Dhammę. Świadomość w odseparowanej formie jest doświadczeniem poznawania. Poznawanie, zatem, jest tym co robimy na tym odosobnieniu – znaniem drogi jaką ona jest raczej, niż wiedzą o drodze czy posiadanie poglądów i opinii na poziomie osobistym takich jak „Ja czuję, moje uczucia są takie”, czy „moje ciało odczuwa to tak”. Nasze nawyki myślowe i nasz język są w bardzo wielkim stopniu ugruntowane w znaczeniu mnie i mojego. Ale przekraczając myśl i język, kiedy zatrzymaliśmy myślenie, ciągle jest tam obecność, czyż nie?

Kiedy myślę „Jestem Ajahnem Sumedho” - i daję się złapać w asocjacje związane z tą myślą i przywiązanie do tej szczególnej percepcji mnie samego – ciągle jest tam przytomność, i to jest brama do Nieśmiertelności. To jest otwarcie, wyrwa w samsarze, otwór ucieczki z bycia stale popychanym i zniewalanym przez nasze nawyki. Myślenie jest nawykiem; poczucie mnie samego jako osoby jest nawykiem. Osobiste nawyki są sakkaya-ditthi, silabbata-paramasa, i vicikiccha, pierwsze trzy z dziesięciu pęt, nazywanych w Pali samyojana. Tak też, trzeba wyjść poza te trzy pęta, przejrzeć przez nie. Wtedy realizuje się ścieżkę: wchodzącego w strumień, sotapati. Zatem to nie usunięcie tych trzech pęt przez zniszczenie wszystkiego, ale raczej rozpoznanie ich; bycie ich obserwatorem raczej, niż dać się im wodzić, przez stanie się tą osobowością i tymi konwencjami i myślami, staniem się procesem umysłowym.

I tak rzeczy jak samo-dociekanie, wglądanie się w siebie, obserwowanie siebie raczej niż zajmowanie pozycji, że nie powinniśmy mieć ego, że nie powinniśmy być egoistyczni – co zależy od myśli …
*
Rozważ słowo „ja” w zdaniu „Ja jestem nieoświeconą osobą”. Jeżeli wsłuchasz się w to i w następne słowa, rozpoznasz, że tworzysz świadomość siebie przez te słowa które celowo pomyślałeś. Co jest przytomne twojego myślenia – czym to jest? Czy to osoba? Czy to osoba, która jest przytomna? Lub czy to czysta przytomność? Czy ta przytomność jest osobista, bądź czy osoba powstaje w tej przytomności? To jest badanie, dociekanie. Przez dociekanie, rzeczywiście stajesz się zauważać sposób w jaki jest Dhamma, że w rzeczywistości to nie osoba jest przytomna, ale przytomność obejmuje to co wydaje się być osobiste.

„Jestem nieoświeconą osobą, która musi praktykować by stać się oświeconą osobą w przyszłości”. Zakładam, że jestem tym ciałem, z jego przeszłością. Mam tą historię. Mam tyle a tyle lat, urodziłem się w takim a takim miejscu. Zrobiłem wszystkie te rzeczy i tak dysponuję historią, by udowodnić, że ta osoba istnieje. Mam paszport i certyfikat urodzenia, i ludzie nawet chcą bym miał swoją stronę w internecie. Ale w rzeczywistości, nie wydaje się by było coś osobistego w tej przytomności.

Odkrywam, że czym bardziej jestem przytomny, tym bardziej moja osobista przeszłość wydaje się totalnie nieważna, i zupełnie nieinteresująca. Właściwie, przeszłość nic nie znaczy. To tylko parę wspomnień w stronę których mogę się zwrócić. Jednak biorąc je z osobistego punktu widzenia, jeżeli dan się pochwycić przez myślenie o sobie jako o rzeczywistej osobowości, wtedy nagle odkrywam, że moja przeszłość jest ważna. Tożsamość daje mi poczucie, że jestem osobą. Jestem kimś ważnym; kimś który może nie jest strasznie ważny, ale przynajmniej czuje połączenie z czymś w przeszłości. Mam dom, mam dziedzictwo. Obecnie ludzie mówią wiele o stracie poczucia swej tożsamości, ponieważ są uchodźcami i ich rodzice są martwi, ponieważ ich rasa jest mieszana, lub gdyż nie mają żadnej rzeczywistej jasnej tożsamości siebie samych jako należących do czegoś w przeszłości. Poczucie osobowości zależy w znacznym stopniu na udowodnieniu, że jesteś kimś, twojej edukacji, rasie, osiągnięciach (lub ich braku), czy jesteś interesującą czy nie interesująca osobą, kimś ważnym bądź nieważnym VUPem czy Very Unimportant Person!

W medytacji nie próbujemy zanegować osobowości, nie próbujemy przekonać siebie samych, że jesteśmy nie-ludźmi przez chwytanie się takich idei jak „Nie mam narodowości (czy płci, klasy, rasy)” i „czysta Dhamma jest moją prawdziwą tożsamością”. To ciągle jeszcze jedna tożsamość, czyż nie? To nie to. To nie o chwytaniu się konceptów nie-ja. To realizacja, zauważenie przez przebudzoną uważność sposobu w jaki rzeczy są. Właśnie w tym prostym ćwiczeniu, „Jestem nieoświeconą osobą ...”, to całkiem rozmyślne. Możesz powiedzieć „Jestem oświeconą osobą”. Możesz wybrać czym chciałbyś być, oświeconym czy nieoświeconym. Większość z nas nie śmie chodzić wokół mówiąc „Jestem oświeconą osobą”, nieprawdaż? To bezpieczniejsze chodzić dookoła i mówić „Jestem nieoświeconą osobą”, ponieważ jeżeli powiesz „Jestem oświeconą osobą”, ktoś może cię zaczepić „Nie bardzo wyglądasz mi na oświeconego!” W każdym razie, słowa nie są zbyt ważne. Czy mówisz „Jestem nieoświeconą osobą” czy „Jestem oświeconą osobą”, to skierowanie uwagi ma znaczenie.
*
Dźwięk ciszy nie jest czymś niebezpiecznym. To zależy od tego jak nań patrzysz. Jeżeli stawiasz mu opór albo jesteś wobec niego negatywny, to tworzenie negatywności. Zamiast tego, jeżeli będziesz zrelaksowany i otwarty, wtedy możesz poczuć to łagodnie ożywione tło dźwięku, które jest spokojne, wyciszające i dające odpoczynek. Zaczynasz rozpoznawać pustkę – to nie niejasna idea, że praktykując medytację możesz kiedyś, pewnego dnia doświadczyć pustki. To nic niejasnego, to bardzo bezpośrednie.

Wtedy, w tej pustce kontempluj czym jest „jaźń”. Kiedy stajesz się osobą, co się dzieje? Zaczynasz myśleć, chwytać się swoich uczuć, stajesz się mnichem czy mniszką, mężczyzną czy kobietą, osobowością. Azjatą czy Europejczykiem , czy Amerykaninem, starym człowiekiem czy młodą kobietą czy czymkolwiek. To przez myślenie, chwytanie się kandh, wplątujemy się w to, i tak stajemy się czymś. Ale w tej pustce, nie ma narodowości. To czysta inteligencja, nie należy do nikogo, ani do żadnej grupy. Zatem, kiedy zaczynasz rozpoznawać to kiedy stajesz się kimś czy nikim, to są tam odpowiednio atta (jaźń) i anatta.

W tej pustce nie ma jaźni, nie ma Ajahna Sumedho właśnie teraz. „Ale ja chciałbym opowiedzieć wam o mojej osobistej historii, o wszystkich moich kwalifikacjach i moich osiągnięciach w świętym życiu na przestrzeni ostatnich trzydziestu pięciu lat. Jestem opatem świątyni, uważanym za VIB'a (Very Important Bikkhu), i chcę byście mnie szanowali i traktowali mnie odpowiednio, ponieważ osiągniecie duże zasługi będąc uprzejmymi dla starszych!” To jest Ajahn Sumedho! Bądź, „Nie musicie mnie wcale szanować, nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia, mogę przyjąć to że mnie nie lubicie czy krytykujecie mnie i szukacie u mnie błędów. To OK, i chętnie to zniosę, ponieważ całkiem sporo dla was wszystkich poświęcam”. Ale to znów Ajahn Sumedho. Zrodzony ponownie by znów odejść! Pusty.

Właśnie przez badanie tego, zaczynasz rozumieć czym jest atta, jak stajesz się osobowością, i również zaczynasz widzieć, że kiedy nie ma osoby, ciągle jest przytomność. Inteligentna przytomność, nie nieświadoma tępa głupota. To jasna, czysta, inteligentna pustka. Stajesz się osobowością przez posiadanie takich myśli jak: użalanie się nad sobą, poglądy i opinie, samokrytycyzm i tak dalej, i wtedy to się zatrzymuje – jest tam cisza. Ale ta cisza jest jasna i czysta, inteligentna. Preferuję tą ciszę raczej niż to niekończące się, nieustannie mnożące się gaworzenie umysłu.
*
Przytomność jest zatem uczeniem się słuchania i pokładania zaufania w najprostszym stanie istnienia. To nie jhana, czy absorpcja w cokolwiek. To czysta uważność. Zatem gdy masz zaufanie do tej czystości, nie ma w tym błędu. Nie ma błędu w czystości, nieprawdaż? Czystość jest doskonała. Nieczystość jest nieobecna. Oto gdzie należy pokładać zaufanie, uważność wobec obecnego. Kiedy próbujesz ją odkryć, popadasz w wątpliwości. Po prostu zaufaj immanentnemu aktowi bycia przebudzonym, bacznym tego momentu. Kiedy to robię, mój umysł się relaksuje. Słyszę dźwięk ciszy. Jaźń jest nieobecna. Czystość. Kiedy zaczynam odczuwać, że powinienem coś zrobić, jestem tego przytomny. Zdaję sobie sprawę z kamma-vipaki przejścia przez amerykański system edukacji i doświadczenia tego niezwykle kompulsywnego stylu życia. I tak powstaje kamma-vipaka. W tym stanie czystości, nie jest to personalne. To nie mówienie: „Teraz Ajahn Sumedho jest czysty”. To wychodzi poza takie myślenie. Nie mówisz o tym w jakikolwiek osobisty sposób. To rozpoznanie, realizacja. To jest tym, czym rzeczywiście jesteś, nie jakąś kreacją. Nie kreuję tej czystości. Nie kreuję jakiegoś ideału by następnie przy jego pomocy się zwodzić.

To miejsce w którym przychodzi zaufanie, ponieważ twoja osobowość nie zamierza zaufać przytomności. Pod wpływem poglądu na osobowość, mówi się: „Nie ma w tobie nic czystego. Masz tylko jakieś brudne myśli. Czujesz się naprawdę wzburzony i zagniewany o to co ktoś powiedział o tobie. Po wszystkich tych latach, ciągle jesteś wypełniony nieczystościami”. To stary wewnętrzny tyran. To pogląd na osobowość. Jest on ofiarą i prześladowcą. Jako ofiara, mówi: „Biedny jestem, taki nieczysty”, podczas gdy jako oskarżyciel, mówi: „Nie jesteś wystarczająco dobry, jesteś nieczysty”. Nie można mu ufać. Nie bierz schronienia w byciu ofiarą czy prześladowcą. Ale możesz ufać tej przebudzonej przytomności. I te zaufanie rodzi pokorę. Nie jest to jak wierzenie w coś. Jest to uczenie się relaksacji i bycia. Zaufaj w możność prostego bycia tutaj, otwartym i receptywnym na to co się obecnie dzieje. Nawet jeżeli to co się dzieje jest brzydkie, czy jakiekolwiek byłyby warunki, których doświadczasz, nie jest to problemem, jeżeli ufasz tej czystości.
*
Stosujemy tą przytomność do wszystkiego, jak na przykład do sytuacji bycia osobiście zranionym. Kiedy ktoś powie coś co rani, zadaj pytanie „czym jest to co czuje się zranione?” Jeżeli ktoś mnie zrani czy obrazi w jakiś sposób, i czuję się dotknięty, czy źle zrozumiany, obrażony, zaniepokojony czy nawet zagniewany, czym jest to, co czuje się zagniewane i zaniepokojone, co czuje się obrażone?” Czy to moje schronienie, ta osobowość, której uczucia są ranione i ulegają wzburzeniu? Kiedy mam przytomność jako schronienie, ona nigdy przez nic nie staje się wzburzona. Możesz to sobie nazywać jak ci się podoba. Ale jako osoba, bardzo łatwo staję się zirytowany. Ponieważ osobowość, sakkaya-ditthi, jest właśnie taka – bazuje na „mnie” będącym cennym czy wartościowym, docenianym czy niedocenianym, rozumianym właściwie czy błędnie, szanowanym czy nieszanowanym, i wszystkimi tego rodzaju rzeczami.

Moja osobowość jest szeroko otwarta na zranienia, obrazy, wzburzenia przez cokolwiek. Ale osobowość nie jest moim schronieniem. Jeżeli twoja osobowość jest podobna mojej, nie radziłbym ci brać jej jako schronienie. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, by rekomendować komuś przyjęcie schronienia w mojej osobowości. Ale w przytomności tak. Jeżeli coraz bardziej i bardziej jej ufasz, nawet jeżeli czujesz się wzburzony, nieszanowany, i niekochany i niedoceniany, przytomność zna to jako będącym anicca, nietrwałym. To nie osądzanie. To nie tworzenie żadnych problemów. To pełna akceptacja uczucia, że „nikt mnie nie kocha, wszyscy mnie nienawidzą”, jako uczucia. A ono naturalnie odejdzie. Zniknie, ponieważ w swej naturze ma nietrwałość.
*
Punkt ciszy, centrum, to jest przytomnością. Badanie tego, jak badanie dźwięku ciszy, odsłania mi ten punkt. Kiedy nie mogę go zauważyć i wychodzę na zewnątrz w zmienność świata, staję się osobą i daję się pochwycić w swe nawyki, miłości i nienawiści, moje upodobania i niechęci. Ale jeżeli schodzę do tego centrum, w tym punkcie ciszy, jest to jak wyspa, czy cichy niewzruszony punkt w kręcącym się świecie, oko huraganu. I wtedy świat obraca się wokół tego.

I tak z samsarą, uwarunkowaną rzeczywistością – zdobywasz wobec niej pewna perspektywę, obserwujesz arammana. Nastrój w którym jesteś, nie jest punktem ciszy, nie jest centrum. Nastrój przychodzi i odchodzi. Zmienia się, ewoluuje, jest szczęśliwy, smutny, wzniosły, przygnębiony, zainspirowany, znudzony, kochający, nienawidzący i tak dalej jak to. Zgodnie z warunkami jakie przychodzą do tego punktu, tak i zmienia się nastrój. Jest łatwo powiedzieć: „Och, jestem w złym nastroju” czy „Jestem w dobrym nastroju”. Taki jest nasz język, i tak stajemy się nastrojem, „Czuję się dziś szczęśliwy, wszystko układa się dobrze”, czy „Dziś mam jeden z tych złych dni”. Oto dlaczego zachęcam do badania myśli, abyście nie tworzyli siebie, nieskończenie wzmacniając poczucia jaźni przez wasze zdywersyfikowane myślenie.

„Muszę czynić plany, w następnym miesiącu jadę do Ameryki, muszę zarezerwować bilety i ...” - wszystko to tworzę. „Och, muszę zarezerwować bilety, muszę zrobić to, wysłać pocztę i dać innym znać, kiedy się tam pojawię, ludzie chcą mnie zobaczyć, spotkać się … o Boże … tyle do zrobienia!” Ta percepcja: „Jadę do USA w następnym miesiącu”, nie ma nic złego w myśleniu o tym, ale nie jest to kontekstem. To przytomność jest tym w co pokładam zaufanie, i wtedy zajmowanie się detalami wyjazdu pochodzi od tej świadomości raczej, niż z poczucia: „Och muszę jechać, muszę robić plany”, i wtedy całe to myślenie ma tendencję do uczynienie mnie bardzo zajętym.

Mogę myśleć o tym jak wiele mam do zrobienia, ale jest w tym przytomność wobec tych myśli. Nie ma w tym już dłużej nacisku jaki był obecny, kiedy tego nie wiedziałem, kiedy byłem nieuważny. Mogłem popaść z całkowite wyczerpanie tylko z uwagi na myślenie o pewnych sprawach za które byłem odpowiedzialny. Był poranek, obudziłem się po nocy dobrego snu, ale pomyślawszy o wszystkich tych rzeczach, które muszę zrobić, stałem się totalnie wyczerpany. Nie umiałem ruszyć palcem.

Dla uwarunkowanej jaźni, wszystko co widzisz jest punktem, małą kropką i kontemplowałem „Czy punkt jest tylko małą kropką, czy też może zawierać wszystko? Konwencjonalny sposób myślenia jest taki, że punkt jest kropką, malutką kropeczką – ale możesz go postrzegać jako punkt, który obejmuje raczej niż wyklucza wszystko. (…) Jeżeli myślę o tym punkcie jako cieniutkiej, małej rzeczy, wydaje się być odległym. Spróbuj żyć w takim punkcie, tym punkcie ciszy, myślący umysł pomyśli: „To brzmi niewiarygodnie, to niemożliwe”. Jeżeli zaczniesz rozpoznawać przytomność, punkt ciszy, staje się on punktem który obejmuje – jedność ekagatta, jednopunktowość, zjednoczenie. Zatem ta jedność, czy obejmujący punkt – właśnie w tym momencie możesz rozpoznać przytomność, nie wyłączającą niczego, nie dzielącą niczego, nie osądzającą.

Funkcją myślenia jest separować i oddzielać, i porównywać. I tak myślenie, funkcja myślenia jest dyskryminowaniem, porównywaniem jednej rzeczy do drugiej, osądzaniem oceniającym cechy: „to jest dobre, to jest złe”. Jeżeli myślę, „jestem Ajahnem Sumedho, to ustawia mnie jako osobę odseparowaną od ciebie, definiuje mnie na poziomie personalnym, wyłączającym was. Żaden z was nie jest „Ajahnem Sumedho”. Ajahn Sumedho oznacza, że jesteśmy dwoma trwale odseparowanymi osobowościami. To proces myślowy. To co jednoczy, to przytomność. „Ajahn Sumedho jest ledwie arammana.

Słowa jak „jedność”, „zjednoczenie”, „uniwersum”, czy „jednopunktowość” - mamy takie słowa, mamy doświadczenie jedności, mistyczne doświadczenie, i jest to intuicyjne, nie jest to proces myślowy. I tak, jak tylko zaczynasz o tym myśleć, wtedy twoja wiedza o jedności nie jest już dłużej bezpośrednia, ponieważ dzielisz, jesteś pochwycony w „Jestem tutaj, ty jesteś tam”, w konwencjonalną rzeczywistość. Konwencje, które tworzymy są jak to, są stworzone, uczynione przez człowieka.
*
I tak w tej ciszy, jeżeli jej nie zauważam, nawet uchwycenie się terminu sprawia, że raczej szukam czegoś, niż pokładam zaufanie w byciu tutaj, rozluźniony i otwarty. Doświadczenie słuchania, otwartości, nie nasłuchiwania w oczekiwaniu czegoś czy próbowania znalezienia czegoś do słuchania, ale po prostu zaufania do siebie, by słuchać w ten sposób. Do tego potrzebna jest cierpliwość, ponieważ umysł jest niespokojny i stykamy się z wieloma wątpliwościami; wątpliwościami co do siebie samych; wątpliwościami co do praktyki, co do nauczyciela, na temat tego odosobnienia – myślenie tworzy wątpliwości. I tak, kiedy dochodzi do tej przytomności, jeżeli jesteś pochwycony w negatywny stan sceptycyzmu, czy wątpliwości czy rozpaczy, czym jest to co poznaje te stany? Kiedy mówisz, „Czuję rozpacz”, co jet tym co zna rozpacz, co jest tym co poznaje ją jako obiekt?

W tego rodzaju pytaniach, „Co jest tym, co poznaje?”, nie szukasz odpowiedzi w terminach słów Pali czy angielskiego czy dowodu naukowego. To sprawa zaufania do siebie. Wiesz, to jest twoje życie; doświadczasz życia z tego punktu. Możesz wtedy zapytać: „Ajahanie Sumedho, czy doświadczam to we właściwy sposób?” Myślisz, że mógłbym to wiedzieć lepiej niż ty. Możesz projektować na mnie omnipotencję i powiedzieć: „On może wejrzeć głęboko w nasze dusze i rozpoznać wszystko co się w nich kryje, i prawdopodobnie wie, co myślę i czego potrzebuję”. To ciągle myślenie, czyż nie? Jedynym, który może to wszystko wiedzieć w tym momencie jesteś ty. Mogę czynić założenia, bazujące na twoim języku ciała czy wyrazie twarzy. Mogę uzyskać wskazówki, na temat tego co się z tobą dzieje, ale to ty znasz rzeczywistość nastroju, wspomnienia, uczucia – pozytywnego, negatywnego, neutralnego, jakiekolwiek. Nie jesteś tym czym myślisz, że jesteś; jesteś na pewien sposób niewiedzącym i potrzebujesz mnie, bym ci powiedział. To ciągle proces myśli, czyż nie? Stworzyć siebie jako kogoś, kto nie wie, i mnie jako kogoś kto wie. To kolejna kreacja.

Zatem te poczucie zaufania, rozpoznawania tej przytomności, ufania jej ponieważ, w rzeczywistości to jest wszystko co posiadamy, to jest fundament, wyzwolenie, brama do Nieśmiertelności. I to dlatego mówimy: paccattam veditabbo vińńuhi: zrealizować to dla siebie, poznać to dla siebie – i nikt nie zrobi tego za ciebie ani ci tego nie da. Najwięcej co możemy zrobić, to wskazywać. Jeżeli będziesz ciągle patrzył na mnie, będziesz widział tylko palec. Wskazuję i mówię: „Spójrz na księżyc”, a ty patrzysz na mój palec wskazujący. Wtedy wchodzi w to pańńa, mądrość. Widzisz palec jako wskazujący, patrzysz, i widzisz księżyc. Nie ma co się rozwodzić nad palcem. Ludzie cierpią tak bardzo z powodu wątpliwości co do siebie samych i nadmiernego krytycyzmu i poczucia nieadekwatności – termin klucz używany obecnie: „brak poczucia własnej wartości”. To nawyk jaki wyrobił się w nas, żyjących w tej kulturze. Dlatego nie należy mu wierzyć. Nie definiuj siebie, nie dokonuj wciąż ocen jakościowych z przypisywaniem cech i przypinaniem metek, ale przebudź się do tego naturalnego stanu – to jest schronienie.
*


Wychodząc od ignorancji, z niezrozumienia drogi jaką ona jest, identyfikujemy się z warunkami i dajemy się pochwycić w ich ruch. Kiedy się tak dzieje, możemy zauważyć, jak wpływa na nas myślenie. Moje poczucie siebie samego jako osoby, mój ego-pogląd, przechodzą niezakwestionowane. Zawsze mam to poczucie bycia „mną”. Strach, chciwość, gniew, i pomieszanie, powstają; warunki ulegają zmianie, a jednak zakładam, że cały czas pozostaję tą samą osobą. Zawsze jestem Ajahnem Sumedho, niezależnie od tego co robię. To nigdy nie jest kwestionowane, nigdy nie podlega dociekaniu. Przez identyfikowanie się z takim konceptem, chwytam się pewnego rodzaju trwałości. Zawsze jestem tą osobą.

To samo z pozycjami. Kiedy mówię słowo Ajahn, oznacza ono „nauczyciela”; to tajskie słowo wyprowadzone z sanskryckiego acarya. I tak jestem acarya, Ajahnem, nawet gdy śpię w mojej kuti, nikogo nie ucząc. Jeżeli zidentyfikuję się z „jestem Ajahnem” jako rodzajem ciągłej trwałej tożsamości, da mi to zawsze poczucie bycia nauczycielem. Jeżeli jest w tym pojęcie: „jestem nauczycielem”, to każdy inny jest kimś do pouczania. I tak tkwi się w identyfikacji, będąc przywiązanym do pozycji, tytułów, i tożsamości, które cię determinują. To ma taki skutek.

I to jest to co robi przywiązanie do percepcji; sprawia, że rzeczy wydają się większe niż rzeczywiście są. Idea, że tylko Ajahn uczy, że nie nauczysz się niczego od kogoś innego, jest ograniczająca. Byłbyś męczący, gdybyś zawsze wychodził z pozycji nauczyciela. Stworzyłbyś iluzję. Rzeczywisty proces to uczenie się od siebie nawzajem, czyż nie? Z rozlicznych sytuacji i okoliczności które się nam przytrafiają. Uczymy się i nauczamy wzajemnie, nawet jeżeli nie widzisz siebie jako nauczyciela; mogę się nauczyć czegoś od ciebie i ty możesz się nauczyć czegoś ode mnie.

Ustalone tożsamości wzmacniają poczucie izolacji i samotności. Masz tendencję by działać zgodnie z tym co o sobie myślisz, usztywniasz się na pewnej pozycji i po tym nie wiesz, jak wchodzić w relacje na inny sposób. Po prostu obserwuj tą pozycję Ajahna, zależną od warunków; jest ona formalną konwencją. W codziennym życiu widzisz zmieniające się sytuacje; czasami ta tożsamość jest odpowiednia a czasami nie jest już dłużej potrzebna. W Zgromadzeniu pewni mnisi mówią: „Nie chcę być Ajahnem”, ponieważ to izoluje ich na pozycji autorytetu. Większość mnichów z Zachodu ma problemy z autorytetem.
*

W dwóch miejscach w Suttach Kanonu, znajdujemy odniesienie do vińńanam anidasanam anantam sabbo pabham – słów wskazujących na ten naturalny stan świadomości, tej rzeczywistości. Znajduję bardzo użytecznym jasne rozpoznanie: „świadomość jest jak to”. Jeżeli zaczynam o tym myśleć, to zaczynam chcieć to zdefiniować: „Czy to nieśmiertelna świadomość?” Albo też chce się to wprowadzić do doktryny metafizycznej, bądź odwrotnie, zanegować: „Świadomość jest anicca, dukkha, anatta”. Chcemy to sklasyfikować czy zdefiniować albo jako nietrwałą i nie-ja, albo uwznioślić jako coś czego możemy się uchwycić w charakterze pozycji metafizycznej. Ale nie jesteśmy tu zainteresowani proklamowaniem metafizycznych doktryn, czy ograniczaniu się do interpretacji, które mogliśmy odziedziczyć wraz z tradycją. Próbujemy badać to w terminach doświadczenia. To pen paccattam Luang Por Chah, coś co realizujesz sam dla siebie. I tak, to co teraz mówię jest dociekaniem. Nie próbuję przekonać was czy nawrócić na mój punkt widzenia.

Świadomość jest jak to. Właśnie teraz definitywnie mamy do czynienia ze świadomością. Jest tu bycie czujnym i przytomnym. Warunki powstają i zanikają. Jeżeli spoczniesz w tej świadomości, nieprzywiązany, nie próbujący niczego robić, niczego znaleźć, nie stać się niczym, ale być zrelaksowanym i ufnym, wtedy powstają rzeczy. Nagle możesz być przytomny fizycznego uczucia, pamięci, czy emocji. Te wspomnienie czy wrażenie powstaje we świadomości, by następnie zaniknąć. Świadomość jest jak pojazd, jest sposobem jak rzeczy są.

Czy świadomość ma coś wspólnego z mózgiem? Mamy tendencje by myśleć o niej jako o jakimś rodzaju mentalnego stanu, zależnego od mózgu. Postawą zachodnich naukowców jest to, że świadomość jest w mózgu. Ale czym głębiej dociekasz za pomocą sati-pańńa, tym bardziej widzisz, że mózg, system nerwowy, i całokształt psychofizycznej formacji powstaje we świadomości, jest zależny od świadomości. Oto dlaczego możemy być przytomni ciała i dokonywać refleksji, obserwować cztery postawy – siedzenia, stanie, chodzenie i leżenie. Będąc przytomnymi siedzenia, tak jak tego teraz doświadczacie, nie ograniczacie się do czegoś co jest w mózgu. Ciało jest we świadomości; jesteś przytomny całego ciała doświadczającego siedzenia.

Świadomość nie jest osobista. To nie świadomość w mojej czy twojej głowie. Każdy z nas ma swe własne świadome doświadczenie, ale czy to ta świadomość nie jest rzeczą nas jednoczącą? Czy nie jest naszą „jednością”? Stawiam pytania; są odmienne sposoby zapatrywania się na to. Kiedy zrezygnujemy z różnic - „Ja jestem Ajahnem Sumedho a ty jesteś tą inną osobą” - kiedy puścimy te tożsamości i przywiązania, świadomość dalej funkcjonuje. Jest czysta, nie ma cechy bycia osobistą, nie jest uwarunkowana przez bycie mężczyzną czy kobietą. Możesz nadać jej jakąś cechę, lecz ona jest jak to. Kiedy zaczynamy rozpoznawać, że świadomość jest tym co nas jednoczy razem i jest naszym wspólnym gruntem, wtedy widzimy, że jest to uniwersalne. Kiedy przesyłamy metta milionom chińczyków w Chinach, może nie są to tylko sentymentalne i miłe myśli, może jest w tym jakaś moc. Nie wiem, stawiam pytania. Nie zamierzam się ograniczać do poszczególnego poglądu, który został uwarunkowany przez moje kulturowe tło, ponieważ większość z tego jest całkiem wątpliwa. Nie myślę, by moje kulturowe tło było czymś bardzo wiarygodnym.

Czasami theravada jawi się jako anihilicjonizm. Wpadasz w tą fiksację: „Nie ma duszy, nie ma Boga, nie ma jaźni”; to bycie przywiązanym do poglądu. Czyż Nauki Buddy nie są do przebadania i dociekania? Nie próbujemy potwierdzać czyjegoś poglądu na temat Kanonu Pali, ale użyć Pali, do badań nad naszym doświadczeniem. To odmienny sposób widzenia rzeczy. Jeżeli poświęcisz się takim badaniom, rzeczywiście zaczniesz widzieć różnicę pomiędzy czystą świadomością i tym kiedy powstaje jaźń. To nie mgliste czy niewyraźne: -„czy teraz istnieje jaźń?” - tego rodzaju rzecz; to jasne poznawanie.

I tak, wtedy powstaje jaźń. Zaczynam myśleć o sobie, o moich uczuciach, moich wspomnieniach, mojej przeszłości, moich lękach, moich pragnieniach, powstaje cały świat wokół „Ajahna Sumedho”. Wchodzą na orbitę – moje poglądy, moje uczucia, moje opinie. Mogę dać się pochwycić przez ten świat, ten pogląd na mnie samego powstaje w świadomości. Ale jeżeli znam to takim, moje schronienie nie jest już dłużej schronieniem w byciu osobą. Nie biorę schronienia w byciu osobowością, czy w moich poglądach czy opiniach. Wtedy mogę puścić wszystko, i tak świat Ajahna Sumedho kończy się. To co pozostaje, kiedy kończy się świat to anidassana vińńana – ta pierwotna, niedyskryminująca świadomość, ona ciągle operuje. Zatem nie oznacza to, że Ajahn Sumedho umiera i kończy się świat, bądź, że jestem nieświadomy.

Pamiętam kogoś bardzo przestraszonego tą mową o końcu świata. „Buddyści praktykują medytację by zobaczyć koniec świata. Oni naprawdę chcą zniszczyć świat. Nienawidzą świata i chcą zobaczyć jego koniec” - tego rodzaju paniczna reakcja. Zwykłemu człowiekowi świat jawi się w terminach fizycznych – to a planeta, kontynenty i oceany, biegun północny i południowy. Ale w Dhammie Buddy świat jest czymś co stworzyliśmy w świadomości. Dlatego też możemy żyć w odmiennych światach. Świat Ajahna Sumedho nie będzie światem stworzonym przez ciebie; jednakże świat powstaje i się rozpada, a to co jest przytomne jego powstawania i rozpadu, przekracza świat. Jest lokkuttara (transcendentne) raczej niż lokiya (światowe).


Kiedy rodzimy się fizycznymi narodzinami, mamy w obrębie tej formy świadomość. Ta świadomość zaczyna operować, I wtedy, oczywiście, uzyskujemy nasze poczucie jaźni, przez matkę i ojca i tło kulturowe. Zaznajamiamy się i asymilujemy różne wartości, nasze poczucie jaźni jako osoby, a to ma swoje podstawy nie w Dhammie, ale w avijja – nasze poglądy, opinie, i preferencje obecne w tej kulturze. Dlatego też może być nieskończenie wiele problemów wynikających z postaw kulturowych. Życie w wielokulturowym społeczeństwie jest właśnie takie, łatwo o wzajemne niezrozumienie, ponieważ jesteśmy uwarunkowani na odmienne sposoby widzenia siebie i otaczającego nas świata. Zatem pamiętajcie, że kulturalne uwarunkowanie pochodzi od avijja (niewiedzy) o Dhammie. To co tu teraz robimy, jest obdarzaniem świadomości informacją, pańńa, uniwersalną wiedzą raczej, niż jakąś kulturową filozofią.

Dhamma Buddy, gdy w nią wejrzeć, nie jest nauką wywodzącą się z tla kulturowego. Nie jest ona o kulturze indyjskiej czy cywilizacji, dotyczy ona naturalnych praw, z którymi się stykamy żyjąc, pojawianie i zanik rzeczy; Dhamma jest o rzeczach takimi jakimi one są. Te Nauki wskazują na sposób istnienia rzeczy – a to nie wiąże się z kulturowymi ograniczeniami. Mówimy o anicca, dukkha, anatta. To nie indyjska filozofia czy kultura; to rzeczy, które muszą być zrealizowane. Nie operujesz wychodzac z jakiegoś kulturowego systemu wierzeń. Budda kladzie nacisk na przebudzenie, zwracanie uwagi raczej, niż uchwycenie się jakiegoś doktrynalnego stanowiska*, z którego wychodzisz.

*Opisywany sposób jest jak najbardziej możliwy do praktykowania, jednak, co należy podkreślić, Nauka Buddy obdarza nas paroma dogmatami, których powinniśmy się trzymać, jeżeli aspirujemy do zastąpienia naszej ignorancji bezpośrednią wiedzą. Tyle, że oczywiście wiara w odrodzenie czy prawo działania, nie jest czymś co Nauka Buddy odziedziczyła z kultury indyjskiej. Te dogmaty zostały nam przekazane przez Buddę w oparciu o jego bezpośrednie doświadczenie. A że jest tu ono akurat w zgodzie z tłem kulturowym i religijnym starożytnych Indii? Tym lepiej dla Indii.
*
I tak, używając refleksji, biorąc Pierwszą Szlachetną Prawdę, dukkha (cierpienie), zaczynasz myśleć o dukkha, Pierwszej Szlachetnej Prawdzie – to jest myśl. Ale podejmujesz tą myśl, uprawiasz refleksję dotyczącą dukkha. Odbywa się to nie przy pomocy samego intelektu, jak np próbowanie znalezienia doskonałego angielskiego odpowiednika dla słowa dukkha, jak to próbuje robić wielu mnichów, bez końca. Szukanie doskonałego angielskiego ekwiwalentu dla słowa dukkha, jestem tym zmęczony. Nie przejawiam już dłużej zainteresowania na tym poziomie, ponieważ to dla mnie nieważne. “Cierpienie”, wystarczająco dobre. Trafia w sedno. I tak wglądasz się w to. Co to w rzeczywistości oznacza w terminach tego co przytrafia mi się teraz? Zaczynam dostrzegać, że są tu obecne niepokój, świadomość-ja, zmartwienia własnymi błądami, zrobieniem czegoś złego, umysł może powiedzieć: “Nie zniosę tego już dłużej, mam dość, zamierzam odejść”. To rozpoczęcie wglądania się w wielość tego konceptualnego rozróżniania, wewnętrznego tyrana, mówiącego: “Nie powinieneś mieć takich myśli. Ta myśl była zła i nie powinieneś myśleć negatywnych myśli”.

Mogę zobaczyć, że dając się pochwycić w te nawyki, sprowadzam na siebie cierpienie związane z niepokojem, zmartwieniami, i świadomością-ja. Żyło mi się całkiem dobrze, nie mam wiele powodów do narzekania. Nie urodziłem się w ubóstwie, u okrótnych rodziców, czy w nieludzkim społeczeństwie, nie byłem prześladowany, deprawowany, nie znęcano się nade mną. Na przekór temu wszystkiemu, cierpienie było nie do zniesienia. I tak mjąc lat trzydzieści, byłem już wypalony wewnetrznie. Czułem się zmęczony. Nic sobie nie obiecywałem po światowym życiu. Jeżelibym chciał, mogłem dostać dobrą pracę, i robić wszystkie te odpowiednie rzeczy, zgodnie z życzeniami moich rodziców, ale nie byłem zainteresowany, nic we mnie nie przejawiało takich ambicji.

Życie, ktróre przeżywałem, nudziło mnie. Nie mogłem znieść takiego rodzaju życia, jakie wiedli moi rodzice, ponieważ nudziło mnie to, spędzać życie na zarabianiu pieniędzy i posiadaniu rodziny. Z pewnością to nie sprawiało mi radości. To zbrzydzenie światem nazywa się nibbida w Pali. To depresja połączona z żałowaniem samego siebie, to znużenie. Po trzydziestce, a już widziałem dość świata, miałem dość doświadczenia. I tak jedyną rzeczą jaka mi została, to zostać mnichem. W taki sposób otwarły się wrota fortuny, zostałem buddyjskim mnichem.

W monastycznym życiu w Tajlandii z Ajahn Chah, buddyjska medytacja polegała na rozwijaniu tej refleksyjnej zdolności, a nie tylko "mnie myślącego o mnie". Dało mi to tą perspektywę, te narzędzia, którymi się dzielę z wami, jak używać Czterech Szlachetnych Prawd. I tak mój refleksyjny umysł zaczął postrzegać ten gniew. Bywałem zagniewany i ktoś mówił mi: "Jesteś zdenerwowany", a ja mu odpowiadałem: "Nie, nie jestem". Mogłem być w samym centrum gniewu a jednocześnie go nie rozpoznawać czy nie przyznawać się do niego - taki byłem ślepy. Bądź też nie wiedziałem jak się do niego przyznać ... Nie wiedziałem nic o moich relacjach emocjonalnych wobec czegokolwiek. Ludzie mówili: "Jakie są twoje odczucia wobec tego?" I nie wiedziałem. Nie wiedziałem nic o moich odczuciach, ponieważ funkcjonowałem na inny sposób. Raczej niż być wrażliwym czy uznać swe uczucia, próbowałem się stać czymś, żyć zgodnie ze standardami, czy działać nawykowo. I tak, rzeczywiście musiałem obserwować uczucia, gdy stałem się mnichem żyjącym wraz z Ajahn Chah.

Musiałem obserwować niepokój, gniew i resentyment odczuwany przy siedzeniu przez pięć godzin i słuchaniu Ajahn Chah, podczas gdy wszyscy dobrze się bawili. Ajahn Chah był czarujący i zapewniał dobrą rozrywkę, ludzie słuchali jak zaczarowani, śmieli się. Miał dobre poczucie humoru a ja siedziałem tam zagniewany i wściekły. Dokonując refleksji nad tą furią, zacząłem dostrzegać tego małego chłopca, to małe niedojrzałe dziecko mówiące: "Zamierzam stąd uciec. Zamierzam naprawdę cię zranić, Luang Por Chah, ponieważ odchodzę". I wtedy zacząłem nad tym rozmyślać - pamiętam, że robiłem to mojej mamie. Kiedy nie dawała mi tego czego chciałem, zwykłem mówić: "Zamierzam odejść", mając nadzieję, że odpowie: "Och, nie rób tego, zrobię wszystko co chcesz". Słuchałem tych głosów, ponieważ nie było nic innego do roboty. Życie monastyczne nie jest ekscytujące i pełne przygód. Jest symplifikacją, żyje się zwykłą rutyną buddyjskiego mnicha.

Mimo to byłem zainteresowany rozwojem tej umiejętności refleksyjnego myślenia i takie życie uwolniło mnie z konieczności zarabiania pieniędzy, i bycia pochwyconym przez te głupie społeczeństwo, którym już byłem rozczarowany. Przynajmniej byłem z ludźmi o podobnym nastawieniu, i z bardzo dobrym, bardzo mądrym nauczycielem. Naprawdę miałem szczęście. Relacje z innymi mnichami i świeckimi osobami są regulowane przez Vinayę, kod monastyczny i tajlandzką kulturalną tradycję. I tak, zaadoptowałem się. Byłem wobec tego krytyczny, zdecydowałem jednak, że nie jestem zainteresowany tym na poziomie konwencjonalnym. Zamiast tego nauczyłem się, jaka jest przyczyna cierpienia i jak się od niego uwolnić. To podstawowe przesłanie. Intencja by zrealizować nibbanę, i nie przejmować się zbytnio otaczającym nas światem.

Środowisko monastyczne jest moralne. Jest w nim silne poczucie moralności i braku przemocy, życie z dobrymi ludźmi i mądrym nauczycielem. To była Dhamma i Vinaya. I tak zdecydowałem, że nie będę tracił czasu na narzekania.
*
Zacząłem przez medytację za pomocą refleksji, rozpoznawać uważność jako przekraczającą myśli. Używając przerw pomiędzy myślami, wywołanych pytaniami: kim jestem? kto puszcza? kim jest Budda? czym jest to co poznaje? Podczas zadawania takich pytań, umysł zatrzymuje się. Kiedy zadajesz sobie pytanie, przez moment nie ma myśli. Na przykład, pytanie "kim jestem?" może być odpowiedziane: "Sumedho". Tyle już wiedziałem, nie byłem zainteresowany taką odpowiedzią, zatem kim jestem?  Myślący umysł zatrzymuje się. I wnikanie w przerwy pomiędzy myślami dało mi wgląd w przestrzeń wokół rzeczy w moim umyśle.

Zacząłem rozmyślać nad przestrzenią, moją wizualną przestrzenią. Na przykład w klasztorze siedziałem z innymi mnichami i mówiłem sobie, tu jest Ajahn taki-a-taki a tu jest Ajahn taki-a-taki i muszę ich widzieć za pośrednictwem ich imion i moich wspomnień o nich jako o ludziach, ten lubi to, a ten lubi tamto. Wtedy dokonywałem refleksji nad przestrzenią pomiędzy mnichami wykonującymi wieczorną puję. To odmienny sposób patrzenia na coś, refleksja nad przestrzenią raczej niż podążanie za konwencjami imienia tego mnicha i jego upodobań. to droga eksperymentowania, dociekania rzeczywistości, zauważania sposobu w jaki jest - używając przestrzeni jako odniesienia raczej, niż bycie uległym obsesji wobec form, imion, personalnych reakcji.

Zacząłem zauważać, że po refleksji nad przestrzenią sam czułem się bardziej przestrzenny. Przestrzeń nie ma granic, jest odmienna od: "Lubię tego mnicha, nie lubię tamtego, ten jest dobrym mnichem, a ten nie; jestem starszy od tego, ten jest starszy ode mnie; ten mnich je cicho, ten robi wiele hałasu". Kiedy żyjecie razem, rzeczywiście wzajemnie się irytujecie i to dość mocno, zatem to jest sposób dociekania, tutaj i teraz, w naszym codziennym monastycznym życiu z Ajahn Chah. Raczej rozmyślałem nad doświadczeniem, niż stawiałem mu opór, czy ignorowałem, czy osądzałem lub racjonalizowałem je. Brałem nauczanie Buddy i stosowałem je do obecnego momentu.
*
Jak już proces myślenia się zacznie, możliwości, antycypacje, i tak dalej, to się kontynuuje. Zrozumienie jak pracuje twój umysł - rozpoznanie przestrzeni pomiędzy myślami, milczenia, dźwięku ciszy - zatrzymuje proces myśli. Zatem jest to refleksja nad nie-myśleniem. Nie uprawiam papańca na temat nie-myślenia, ale myślę i obserwuję w milczeniu i dostrzegam, że ta niewzruszoność jest jak to. To są myśli, ale to myśli refleksyjne. Nie jest to ani sekwencja racjonalna ani nawykowe myślenie. I wtedy w tej niewzruszoności zadaję sobie pytania: czy jest tu jakieś "ja"? czy mogę w tym znaleźć "ja"? I tak, przez zadawanie sobie tych pytań, słucham, i w tej niewzruszoności dźwięku ciszy jest przytomność, inteligencja, świadomość, ale nie potrafię w niej znaleźć jakiegokolwiek "ja". I to jest intuicyjna przytomność. Naprawdę nie potrafię znaleźć żadnego "ja". I tak, zauważam jak tworzę samego siebie, przez myślenie o sobie, o tym co lubię i czego nie lubię, i jak wszedłem w moją krytyczną manierę z moimi poglądami i opiniami. Mogę stać się bardzo silną osobowością, łatwo się zniechęcać i szybko popadać w dumę bądź samoponiżenie.

Wszystkie te nawyki pochodzą z konceptualnego rozróżniania, papańca. Ale wtedy pojawia się ta zdolność do rozpoznania różnicy pomiędzy przytomnością a świadomością i ignorancją i świadomością. Moja świadomość jest zainfekowana przez wszystkie te rozróżniające myśli połączone z "mnie i moim". Nie lubię tego czy aprobuję to; nie chcę tego robić; nie powinieneś był tego powiedzieć, lubię tego mnicha, ale nie tego. Wszystko to nic innego jak avijja paccaya sankhara. Świadome doświadczenie a cierpienie to jedno, gdyż jaźń nie jest spokojna, nie jest realna i ulega zmianie zgodnie z warunkami.
*
Uważność, kiedy rozpoznajesz i kultywujesz ciszę, nie jest sprawą jakiegokolwiek osądzania. Nie potrzebuje aprobaty czy dezaprobaty, dualizmu ocen w terminach prawdy czy fałszu, właściwego czy błędnego. jest tym czym jest, punktem ciszy, centrum orbitującego świata. Zatem jest to sprawa rozpoznania, realizacji, tego o czym jest Trzecia Szlachetna Prawda; wstrzymania cierpienia, nirodha. Buddyzm theravada, zwłaszcza nauki vipassany na Zachodzie, czasami prowokują mnie do zastanawiania się właściwie jak często ludziom udaje się zrealizować niewzruszoność czy wstrzymanie. Ci ludzie często przechodzą do innych tradycji, jak zen, czy dzogczen. całkiem sporo ludzi związanych z vipassaną w Ameryce, uczęszcza obecnie na odosobnienia dzogczen. Nie znam się zbytnio na dzogczen, ale jest to o przestrzenności i Nieśmiertelności, czy nieuwarunkowanym, o rozpoznaniu tego. Kiedy pytasz ludzi, którzy praktykowali vipassanę, mówią: "No cóż, notowaliśmy wszystko, zauważaliśmy to, zauważaliśmy tamto", i to tak ich zajęło, że nigdy, jak się wydaje, nie mieli realizacji, gdzie nie zauważasz niczego, gdzie nie nazywasz doświadczenia ani nie próbujesz zanotować każdego subtelnego ruchu, każdego drgnięcia, każdej zmiany, która wydarza się w uwarunkowanym umyśle, rozpoznając nieskończoną przestrzeń czy niewzruszoność kryjącą się za wszystkimi tymi zmiennymi warunkami. jakoś tak się dzieje, że ten paradygmat czterech Szlachetnych Prawd, jest bardzo rzadko praktykowany.

Jest tyle stylów praktyki medytacji opartych na Abhidhammie, używających stopni - siedem stopni czystości i poziomów oświecenia - formuł takich jak to. Luang Por Chah używał Czterech Szlachetnych Prawd jako sposobu refleksji nad codziennym życiem w klasztorze. Trzecia i Czwarta Prawda są w rzeczywistości jak dzogczen, gdyż to tam ma miejsce realizacja. To kultywacja przytomności poza jakąkolwiek zmianą, toporną czy subtelną, i to jest ostateczna prostota. Kiedy wchodzisz w te wszystkie subtelności mentalnego uwarunkowania, nie ma to końca. To się kontynuuje, ponieważ taka jest właśnie natura uwarunkowanej rzeczywistości, rozróżnianie, zmiany, ruch, toporne i subtelne. Ciało jest całkiem toporne, zatem jest bardziej oczywiste. Oddech jest nieco bardziej subtelny, i jeżeli skoncentrujesz się na oddechu, stanie się on niezwykle oczyszczony. Czasami znika, jakbyś wcale nie oddychał, pełne wyciszenie.

Moim celem było osiągnięcie poziomu, gdzie znika oddech. Myślałem, że to osiągnięcie. Ale wtedy zacząłem zauważać, że jestem zdominowany przez chęć tego oczyszczonego stanu, tego spokoju. I czułem się sfrustrowany i poirytowany topornością życia, ponieważ w klasztorze musisz wykonywać całkiem sporo topornej pracy*. To nie była praca z komputerem; nie była tak subtelną. To zamiatanie, czyszczenie, noszenie wody ze studni i wykonywanie innych mało subtelnych prac. Chciałem oczyszczonych stanów, ponieważ lubiłem je. Lubiłem zmysłową deprywację, gdzie wszystkie te toporne aktywności czy bodźce znikają, i gdzie tylko uczysz się trwać wraz z coraz subtelniejszymi i oczyszczonymi stanami mentalnymi, stając się spokojnym i wyciszonym.

Wtedy zaszczeka pies albo zegar wybije godzinę. Często zdarzało mi się wściekać z tego powodu. W tajlandzkich klasztorach kochają te wybijające godziny zegary w sala, także ludzie ofiarowują rzeczywiście wyszukane zegary, niektóre pokryte masą perłową, a wszystkie one niezsynchronizowane, i stąd brało się to całe dzwonienie. "Nie mogę tu praktykować, muszę wrócić do mojej kuti. To tak irytujące, i tak w ogóle dlaczego zwalają na te zegary?" wchodziłem w jedną z tych faz: "Nie lubię tego. Nie powinni na to zezwolić". I obserwowałem to. Nie było to zbyt miłe ani spokojne, być zawsze nastawionym w ten sposób, krytycznym i poirytowanym, i wtedy starając się zaaranżować życie w taki sposób, by głośne zegary i w ogóle wszystko było pod kontrolą, tak że rzeczywiście mógłbym praktykować. Wtedy zwykle umysł nachodziła jakaś obsesja. Byłem kiedyś w idealnym miejscu przez trzy miesiące, gdzie wszystko było doskonałe, oprócz mojego umysłu. Oto jestem tutaj, "Teraz rzeczywiście mogę ...." i wtedy jakiś rodzaj obsesji przenikał do świadomości, i próbowałem go wyprzeć przez jeszcze silniejszą koncentrację. Chciałem pozbyć się tych obsesyjnych myśli czy wątpliwości, wyprzeć je. Ale kiedy jesteś sam cały dzień i noc, z niczym do robienia, stajesz się zmęczonym tym wypieraniem i kontrolowaniem wszystkiego.

Zatem nacisk Luang Por Chah na przytomność był bardzo mądry, ponieważ w codziennym życiu monastycznym w Wat Pah Pong - zakładanie szat, wyjście na żebraczy obchód, mycie swojej miski, wykonywanie prac, zamiatanie, robienie szat, poranna i wieczorna puja, słuchanie mnicha wykładającego vinayę podczas gdy wszyscy wokół śpią, komary i upał - wszystko to obejmowała praktyka. Możesz zacząć rozumieć, że nie próbował tworzyć doskonałych warunków. Praktyka był raczej związana z byciem przytomnym, używaniem przytomności, rozwijaniem przytomności. Cokolwiek się zdarzało, mogłeś się z tego czegoś nauczyć: czy to z subtelnego, czy z topornego, ciała, emocjonalnych nawyków i myślącego umysłu.

* Nacisk na pracę fizyczną jako praktykę zdarza się w niektórych klasztorach w Tajlandii, dużo pracuje się klasztorach tradycji Ajahn Chah w Anglii. Nie jest to do końca zgodne z Nauką Buddy, który jasno określa, że oddawanie się różnym pracom, spowalnia postęp na drodze ku wyzwoleniu. Być może w tym tkwi tajemnica, dlaczego tak duża liczba mnichów z tej tradycji złożyła szaty. Co ciekawe, sam Ajahn Chah, zanim założył klasztor, wiele lat praktykował w samotności i nawet krytykował zbytnie "spoufalanie się i zażyłość" pomiędzy mnichami. Niestety obecnie klasztory w Anglii nie zapewniają odpowiednich warunków dla rzeczywistego odosobnienia. Z drugiej strony, lepiej jest oczywiście być mnichem w takim klasztorze, niż świeckim, a po paru latach, gdy nabierzemy doświadczenia, możemy wybrać samotność.
*
Wraz z intuicyjną przytomnością, bierzemy schronienie w przebudzeniu, które jest ekspansywne, nieograniczone. Myśl i mentalne koncepcje tworzą granice. Ciało jest ograniczeniem; emocjonalne nawyki są ograniczeniami; język jest ograniczeniem; słowa wyrażające uczucia również są ograniczeniami. Radość, smutek i neutralność, wszystko to jest uwarunkowane i zależne od innych warunków. Dzięki przebudzeniu, zaczynamy rozpoznawać to, co wszystko to przekracza. Jeżeli to co teraz mówię, brzmi jak bzdury, bądź tego przytomnym. Otwórz się na fakt, że nie podoba ci się to co teraz mówię. To jest właśnie takie. To nie to, że musisz to lubić, rozpoczynasz od tego jakim to jest raczej, niż bycia zmuszonym do odkrycia tego co staram się przekazać.

Myśl oddzielania ma pewien wpływ na świadomość. Cokolwiek przytrafia się tobie teraz, jest takie, jest tym czym jest. Separacja i idea separacji jest jak to. To sprawa rozpoznawania czym to jest a nie osądzania tego co widzisz. Jak tylko dodajesz do tego coś jeszcze, staje się to czymś większym niż jest w rzeczywistości; staje się personalne, emocjonalne i skomplikowane. Ta zmysłowa rzeczywistość w której żyjemy, ta planeta Ziemia, jest jak to. Czyjeś całe życie jest nieskończonym procesem spotkań i separacji. Zwykliśmy to robić bez zauważania tego czy rozmyślania nad tym. Smutek jest naturalną reakcją na bycie odseparowanym od tego co się lubi, od ludzi których się kocha. Ale przytomność tego smutku sama w sobie nie jest smutna. Emocja jaką odczuwamy to smutek, ale kiedy emocja znajduje się w obrębie przytomności, to ta przytomność sama w sobie nie jest smutna. To samo jest prawdą gdy obecne jest myślenie dające okazję do ekscytacji czy radości. Przytomność nie ulega ekscytacji; obejmuje ekscytację. Obejmując uczucia ekscytacji czy smutku, sama przytomność nie ulega tym uczuciom. Zatem to sprawa nauczenia się by ufać tej przytomności raczej, niż podejmować niekończące się walki z powstającymi uczuciami, jakiegokolwiek rodzaju.

Czy zauważyłeś kiedykolwiek, że nawet kiedy jesteś w stanie totalnego pomieszania, ciągle jest tam coś co nie ulega pomieszaniu? Jest tam przytomność pomieszania.
*
Pewni z was prawdopodobnie powiedzą: "Cóż, nie jestem gotowy jeszcze na takie coś. To czego nauczasz jest dla zaawansowanych uczniów. Ja tam potrzebuję po prostu nauczyć się jak być dobrym mnichem, dobrą mniszką". To w porządku, naucz się jak być dobrym mnichem czy mniszką, ale również połącz to z byciem przytomnym. Rzecz nie w próbowaniu skomplikowania ci jeszcze bardziej życia przez zaadoptowanie nowej roli, ale w nauczeniu się obserwowania jak ograniczenia tej formy powodują nasz opór, zadowolenie, przywiązanie i awersję, dostrzeżeniu, że wszystkie te reakcję są jak to. W ten sposób wychodzisz poza dualistyczną strukturę myśli i uwarunkowanych fenomenów. Twoje schronienie jest w Nieśmiertelnym, nieuwarunkowanym - w samej Dhammie raczej, niż czyimś poglądzie na Dhammę.
Przez lata rozwijałem tą przytomność, także teraz doświadczam świadomości jako bardzo rozszerzonej. Jest tu olbrzymia przestrzenność w której mogę spocząć. Warunki które doświadczam, zarówno fizyczne jak i emocjonalne, są odzwierciedlane w tej przestrzenności, są przez nią wspierane, zezwala im się na bycie. Gdybym nie rozwinął tej przytomności, byłoby ciężko, ponieważ zawsze zmagałem się ze swoimi uczuciami. czasami w Sandze dzieje się dobrze, ludzie mówią, że lubią Amaravati i chcą pozostać mnichami i mniszkami do końca życia, i że wierzą iż buddyzm theravady jest jedyną drogą. Wtedy nagle zmieniają zdanie, mówiąc, że mają tego wszystkiego dość, i chcą przejść na inną religię. Wtedy odczuwa się przygnębienie (...).

*
Rozmyślając nad czasem, przyszłością, nieznanym: jedziecie do domu dzisiaj, jutro pójdziecie do pracy, ale te rzeczy jeszcze się nie wydarzyły. To nie pamięć, to możliwość, oczekiwanie, antycypacja. Ale to mentalne stany, które tworzymy tu i teraz. Oczekiwanie czy antycypacja są jak to. Możesz obawiać się jutra, albo możesz wiązać z nim nadzieje. W terminach tego momentu tutaj i teraz, jutro jest nieznane. Zatem jest tu poznawanie, znanie nieznanego. Czy poznawanie mentalnego stanu antycypacji czy oczekiwania, czy zakładanie, że jutro będzie takie czy takie. I tak, te projekcje w przyszłość, wszystkie są mentalnymi formacjami, które tworzymy teraz.

Przeszłość jest pamięcią, zatem wspomnienia z tego odosobnienia są tylko wspomnieniami. Wspomnienia przychodzą i odchodzą, są bardzo efemeryczne. Zapamiętywanie jest warunkiem, który powstaje i zanika. Nie ma substancji. I tak, przeszłość jest pamięcią. Pamiętamy przeszłość, taki jest ludzki umysł. Mamy pojemną pamięć, pamiętamy rzeczy które zdarzyły się wiele lat temu. Niektórzy ludzie tracą swoją pamięć, są nadal świadomi, ale całe bezpieczeństwo pochodzące z wierzenia i zależności od pamięci, odeszło. Spoczynek i bycie obecnym jest wyzwoleniem - tutaj i teraz. To nie ma związku z pamięcią czy przeszłością czy przyszłością. Uzyskałem całkiem spory wgląd, kontemplując czas. Tutaj i teraz, czym jest wczoraj? Pamięcią. I tak, tylko wskazuję na to jakimi rzeczy są. Nie neguję ani nie osądzam niczego co pamiętam o dniu wczorajszym. Nic z tego nie robię. Po prostu rozpoznaję czym jest wczoraj w terminach Dhammy.

Rozważmy to w terminach relacji z innymi ludźmi. Wrócę do klasztoru w Chithurst - ale czym jest Chithurst właśnie teraz? To pamięć, czyż nie? Percepcja. Pamiętam "Chithurst". Mam długą wspólną historię z Chithurst, wiele wspomnień o wprowadzeniu się tam, o zapuszczonym domu, i wszystkich tych rzeczach, które wydarzyły się tam na przestrzeni dwudziestu lat. Pańńa w tym sensie jest byciem przytomnym, drogi jaką jest, raczej, niż utrzymywaniem poglądów, opinii, i emocjonalnych reakcji na wspomnienia. czy, stosując to do ludzi: jak gdzie jest twoja matka właśnie teraz?

Ten termin "matka" jest wspomnieniem, które powstaje. Pamiętam kiedy moja matka umarła trzynaście czy czternaście lat temu. Kiedy przychodzi percepcja matki, mam wspomnienia o niej i o jej śmierci. Nawet jeżeli twoja matka jest ciągle żywa, w tym momencie w którym wspominasz swą matkę, czy jest w Londynie czy w Edynburgu? W tym momencie jest to percepcja, pamięć. W terminach relatywnego momentu, jest to percepcja, to nie matka. I tak dociekamy sposobu w jaki są agregaty. Żyjemy w świecie iluzji, pamiętając rzeczy i myśląc, że znamy ludzi ponieważ mamy o nich wspomnienia. W rzeczywistości tego momentu, to co o nich pamiętamy, jest efemerycznym warunkiem umysłu, który powstaje i zanika w obecnym teraz. Zatem, jeżeli mamy nieprzyjemne wspomnienia czy nieszczęśliwe doświadczenia z kimś, i słyszymy imię tej osoby, aktywizuje się pamięć "trudny, niemożliwy, uparty, nie mogę się z nim zgodzić". To na co patrzysz, to wspomnienia o tej osobie, nie osoba. Pamiętasz, że ta osoba jest uparta i trudna, ale to pamięć, która powstaje obecnie.

Wtedy antycypujesz spotkanie z tą osobą: "Och mamy się jutro spotkać, to będzie trudne". Ta antycypacja dzieje się teraz. Musze mieć to spotkanie jutro i wiem, że będzie ono trudne, i tak antycypuję kłopoty. Jest to właśnie takim, antycypacja, oczekiwania, nadzieja, obawa, i wszystko to - nie neguję tego, ale wkładam to w kontekst Dhammy, ustanawiając poczucie czystej obecności, paccuppanna-dhamma, tutaj i teraz. A kiedy faktycznie spotykasz osobę, jesteś z nią sam na sam. I jeżeli masz zaufanie do przytomności, wtedy nie widzisz tej osoby przez okulary wspomnień. Jeżeli formuję opinię o tobie i wtedy spotykam się z tobą, mam tendencje kierowania się tą opinią i moja reakcja na ciebie jest formą pamięci. I tak, patrzę na ciebie z pewnym zakrzywieniem wizji, zamiast przyjmować cię jakim jesteś teraz.

Kiedy wracam do mojej kuti i wspominam kogoś, to nie osoba, nieprawdaż? To pamięć. Zatem ten sposób refleksji pomaga rozbić iluzję, że ludzie trwale są tym co o nich myślimy. Jeżeli przez to przejrzymy, wtedy możemy wchodzić w relacje z innymi używając uważności raczej, niż reaktywności, uprzedzenia, zabarwionych osądów czy założeń.

*
Kiedy się rodzimy, jesteśmy świadomi dzięki formie. Przy narodzinach dziecka, jest ono odseparowane, pępowina została przecięta. To ta odseparowana forma jest świadoma. Nie stworzyliśmy tej świadomości. To nie sztuczne doświadczenie, to naturalne. Świadomość nie jest ja. Możemy mieć ochotę na powiedzenie: "Moja świadomość", ale to tylko pamięć. Świadomość jest jak to; wtedy intuicyjna przytomność ustawia nas na pozycji rozpoznania, iż ta świadomość jest wiedzą.Jest niezmierzalna, poczuciem niezmierzoności. Nie ma granic. W tym momencie, jeżeli jesteś przytomny, to świadomość operuje, nie jesteś wiązany przez to doświadczenie poszczególnej formy.

Oto gdzie jest ważne by rozpoznać czystą przytomność, świadomość i pańńa, mądrość, odkrywając sposób w jaki są. Po naszych urodzinach, rozpoczyna się proces uwarunkowania i operujemy z poziomu nawyków i ignorancji, avijja. Medytacja vipassany to użycie świadomości z mądrością. To jest to na co wskazywał Budda. Rzeczywistość świadomości. Wszyscy jesteśmy świadomi, i ta świadomość nie jest osobista, nie jest "moją świadomością" czy raczej nie jest "moja" tak długo jak nie chwytamy się tego rodzaju złudzenia. Ale to świadomy wszechświat, czyż nie?

Wszechświat jest jeden, cały wszechświat jest świadomy i to jest rzeczywistość świadomości. Zawiera ona wszystko. Ale my wychodzimy z ignorancji, nasze doświadczenie świadomości jest ograniczone do pamięci i uwarunkowania. I tak widzimy siebie jako odseparowanych i oddanych konkretnym nawykom i percepcjom, pozyskanymi po urodzeniu.

Na tym odosobnieniu zajmujemy się przebiciem przez to złudzenie. To jak obdarzanie świadomości informacjami, pańńa, mądrością. Luang Por Chah używał słowa obrom, które oznacza informować, uczyć sposobu w jaki rzeczy są, za pomocą przytomności i mądrości - tak, że nie działamy z poziomu uwarunkowanego myślenia i percepcji, które pozyskaliśmy przez avijja. Jeżeli nie rozumiemy rzeczy takimi jakimi są, nie jesteśmy przebudzeni, tworzymy iluzje i wierzymy w nie. A to oznacza, że zawsze czegoś nie dostrzegamy, coś jest nie tak, czegoś brakuje i bierzemy to osobiście. Możemy dostrzec, w jaki sposób jest coś złego z nami czy ze światem. "Dlaczego nie możemy żyć w harmonii i zlikwidować wojny?" Mamy takie ideały. "Cy nie byłoby dobrze, gdyby ...?" Czy nie byłoby dobrze, gdyby wszystko było dobrze. Ale na poziomie uwarunkowanym jak możesz domagać się by wszystko było miłe, gdy bycie miłym jest zależne od warunków. Poczucie, że jest miło musi być determinowane przez określone warunki.

I tak, sankhary, samsara, rzeczywistość uwarunkowana, jest jak to. Posiadanie ludzkiego ciała przeważnie jest irytujące. Urodziliśmy się w formie, przeznaczeniem której jest bycie poirytowaną, aż do czasu śmierci. Mam nadzieję, że to nie wprawia was w depresję. Jak długo możesz siedzieć komfortowo bez uczucia głodu i pragnienia, czy jak wiele z twego życia tracisz na próby redukcji tej irytacji? To powstaje z bycia ograniczonym do tej fizycznej formy. Jak mógłbyś kontrolować życie, byś stykał się tylko z miłymi rzeczami, kiedy nieuniknienie musisz stykać się z również z niemiłymi rzeczami?

Warunki są takie jakie są. Ale mają ten obszar od przyjemności do bólu, pełen zakres od najlepszego do najgorszego w terminach jakości teraźniejszego doświadczenia. Zatem kiedy rozmyślasz w ten sposób, nie ma sensu próbować uczynić wszystko miłym przez cały czas, ponieważ to nieuniknienie skazane jest na porażkę. To jak próbowanie zrobienia czegoś całkowicie niemożliwego, zatem po co to robić? Przebudzenie i refleksja nad drogą wyzwolenia - widzenia rzeczy takimi jakimi są, informowanie świadomości przy pomocy mądrości, przez pańńa raczej, niż przez ledwie bycie beznadziejną ofiarą własnego uwarunkowania.
*
Jak wielu z was czuje, że ma misję do spełnienia? Coś, co musicie wykonać, pewien rodzaj ważnego zadania, wyznaczonego wam przez Boga, los czy cokolwiek innego? Ludzie często dają się pochwycić w pogląd bycia kimś z misją. Kto potrafi być tylko w zgodzie z rzeczami, jakimi są, ciałem które rośnie, starzeje się i umiera, ograniczając się do oddychania i bycia świadomym? Możemy praktykować życie w obrębie moralnych wskazań, czynić dobro, reagować na potrzeby i doświadczenia, żyć z uważnością i mądrością - ale nie ma nikogo, kto musiałby coś robić. Nikogo z misją, nikogo specjalnego, nie stwarzamy osoby czy świętego czy awatara czy tulku czy mesjasza czy Maitrei. Nawet jeżeli myślisz: "Jestem nikim", nawet będąc nikim jest się kimś w tym życiu, czyż nie? Możesz być tak samo dumny z bycia nikim jak z bycia kimś, i tak samo uległy złudzeniom przywiązania do bycia nikim. Ale czymkolwiek jest to w co wierzysz, że tym jesteś, że jesteś nikim, albo kimś z misją, albo nonsensem i brzemieniem dla świata, lub w jakikolwiek inny sposób jeszcze widzisz samego siebie, obecne jest tam poznawanie, widzenie wstrzymania takiego poglądu.
Poglądy powstają i zanikają, czyż nie? "Jestem kimś, ważną osobą, która ma misję w życiu": to powstaje i zanika w umyśle. Zauważ zakończenie bycia kimś ważnym czy bycia nikim czy czymkolwiek - wszystko to powstaje i zanika, nieprawdaż? Wraz z widzeniem powstawania tego i zaniku, pojawia się wolność od chwytania się poglądu bycia kimś z misją czy bycia nikim. To zakończenie całej masy cierpienia, potrzeby rozwijania czegoś, bycia kimś, zmiany czegoś, doprowadzenia wszystkiego do porządku, usunięcia wszystkich skalań, czy zbawienia świata. Nawet najwyższe ideały, najlepsze myśli mogą być widziane jako rzeczy które powstają i zanikają w umyśle.
Możecie myśleć, że to bezpłodna filozofia życia, ponieważ jest znacznie więcej serca i uczucia w byciu kimś, kto zamierza zbawić wszystkie świadome istoty. Ludzie poświęcający siebie, mający misję i pomagający innym, mający ważne rzeczy do zrobienia, są inspirujący. Ale kiedy postrzegacie to jako rzeczy, dhammy, widzicie ograniczenia tych inspiracji i ich wstrzymanie. Jest w tym dhamma tych aspiracji i działań raczej, niż ktoś kto stał się kimś czy przymus zrobienia czegoś. Całe to złudzenie jest puszczone i to co pozostaje to czystość umysłu. Wtedy reakcja na doświadczenia pochodzi z mądrości i czystości raczej niż za osobistego przekonania i misji, z jej poczuciem jaźni, mnie i innych, i wszystkich tych komplikacji pochodzących ze wzoru tego złudzenia.
Czy możecie temu zaufać? Czy możecie zaufać puszczeniu wszystkiego i nie byciu kimkolwiek, nie posiadaniu żadnej misji, braku potrzeby stania się kimkolwiek? Czy możecie temu rzeczywiście zaufać, czy też odnajdujecie, że wzbudza to w was lęk, czy przygnębienie? Może rzeczywiście chcecie inspiracji. "Powiedz mi, że wszystko jest w porządku; powiedz, że rzeczywiście mnie kochasz; że to co robię jest słuszne i buddyzm nie jest egoistyczną religią gdzie oświecasz się dla samego siebie; powiedz mi, że buddyzm ma na celu zbawienie wszystkich czujących istot. To właśnie to do czego zmierzasz, Ajahnie Sumedho, prawda?" 
 
Na co wskazuję, to czym jest inspiracja, jako doświadczenie. Idealizm: nie próbuję tego negować czy osądzać w żaden sposób, ale dokonać refleksji, by poznać zawartość umysłu, i jak łatwo możemy dać się zwieść przez nasze własne idee i szczytne ideały. I spostrzec jak bardzo niewrażliwymi, okrutnymi i nieuprzejmymi możemy być, przywiązując się do naszych poglądów na bycie uprzejmym i wrażliwym. To miejsce gdzie rzeczywiście odbywa się prawdziwe dociekanie Dhammy.
Pamiętam moje własne doświadczenie, zawsze miałem pogląd, że byłem kimś specjalnym, na pewien sposób. "Cóż, musiałem być specjalną osobą. Już jako dziecko fascynowałem się Azją i jak tylko mogłem, zacząłem uczyć się chińskiego na uniwersytecie, zatem z pewnością muszę być reinkarnacją kogoś kto był związany z orientem".

Ale rozważ taką refleksję: bez względu na to ile znaków bycia specjalnym czy też dotyczących poprzednich egzystencji mógłbyś zapamiętać, czy usłyszeć głos Boga, czy przesłanie z kosmosu, cokolwiek - nie negując tego, że te rzeczy mogą być realne - są one nietrwałe. Są anicca, dukkha, anatta. Dokonujemy nad nimi refleksji, takimi jakimi są - pojawiającymi się i zanikającymi: przesłanie od Boga jest czymś co się pojawia i znika w twoim umyśle, czyż nie? Bóg nie mówi do ciebie zawsze i stale, chyba, że uznamy ciszę za głos Boga. Zatem nie mówi to nic specjalnego, czyż nie? Możemy to nazwać jakkolwiek, możemy to nazwać głosem Boga czy boskości, czy brzmieniem kosmosu czy szumem przepływającej przez uszy krwi. Ale czymkolwiek to jest, może to być użyte dla rozwinięcia uwagi i refleksji - oto na co wskazuję, jak używać tych rzeczy bez czynienia ich czymś wspierającym osobowość.
*